Rozdział 25

11.4K 291 156
                                    

POV Alan

- Nie ma jej, Oskar, do cholery! - Usłyszałem panikujący ton Jane z głośnika telefonu. Byłem pewny, że właśnie wparowała do kibla, w którym siedział Oskar.

- Kurwa mać. - Zaklął brunet. - Alan, słyszysz mnie?

Wszystko słyszałem, od A do Z, ale po mojej głowie chodziło tylko jedno pytanie.

Gdzie jest Victoria?

Miałem skrytą nadzieję, że zaraz się odnajdzie.

Tak cholernie bym się cieszył, gdy znalazłbym ją w najbliższych krzakach albo rowie. Gdziekolwiek, byle żeby była cała i zdrowa.

- Daj mi minutę. - Wymamrotałem. Raz zaciskałem rękę na skórze kierownicy, a raz luzowałem zacisk.

Tak bardzo wszystko się we mnie gotuję.

- Na co? - Powiedział rozdarty.

- Oskar, do kurwy! - Na drugim planie w dalszym ciągu mogłem usłyszeć krzyczącą brunetkę. - Wy coś wiecie, kurwa, doskonale o tym wiem! - Wrzeszczała. Jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy, podłamujący się i kruchy.

Już od jakiegoś czasu zauważyłem, że Jane w jakiś sposób zżyła się z Victorią, jednak nie sądziłem, że aż do tego stopnia. Stan Jane tylko utwierdzał mnie w fakcie, że jej przyjaciółka musi być dla niej naprawdę ważna.

- Po prostu daj mi kilka sekund. - Mówiłem nad wyraz spokojnie, ale w środku czułem, że w każdym możliwym momencie mogę wybuchnąć, lecz wiedziałem, z czym to się wiąże.

Wjechałem z impetem na ulicę, która zaraz miała doprowadzi mnie do domu Davida. Mimo prędkości oglądałem się na wszystkie strony, wyszukując postury blondynki. Jedyne co widziałem, to puste chodniki i ulice, a na końcu dopatrzyłem się mojego punkt docelowego.

- Na co, do cholery?! - Rozdarł się.

Nie odpowiedziałem mu. Zahamowałem ze zrywem, przez co musiałem mocno wbić się do siedzenia, żeby zaraz nie walnąć o kierownice. Zatrzymałem się idealnie na poboczu. Zakończyłem nasze połączenie, wyłączyłem silnik i wysiadłem z samochodu, kierując się do drzwi, z których dobiegała głośna muzyka.

Chciałem, żeby był to pieprzony żart.

Emocjonalnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

W tamtym momencie nawet jeśli byłyby zamknięte, z pewnością bym je wywarzył.

Gdy tylko przekroczyłem próg, do moich oczu błysły różnokolorowe światła, które mrugały w różne strony i w losowych momentach. W powietrzu czułem specyficzny zapach alkoholu. Na całej powierzchni dolnej części domu była młodzież, a raczej jej przesadna ilość. Ciężko było mi zrobić jakikolwiek krok. Widziałem, że dosłownie każdy był już mocno porobiony. Czułem się jako jedyny trzeźwy.

Zacząłem przeciskać, a raczej potrącać ludzi, bo moje negatywne emocje w niczym nie pomagały. Nie zwracałem uwagi na osoby, które albo na mnie wpadały, albo nagle się odsuwały. Chciałem jak najszybciej znaleźć organizatora imprezy. David to mój dobry kolega może i nawet przyjaciel.

Nie musiałem długo się rozglądać. Przy blacie w obszernej kuchni połączonej z salonem, stał David. Rozmawiał z laskami, które kojarzyłem z naszej szkoły. Byłem pewny, że właśnie próbuje coś z nimi ugrać, jednak miałem to w dupie.

Gdy przedostałem się do chłopaka, złapałem go za kaptur bluzy i pociągnąłem w swoją stronę. Brunetki, z którymi rozmawiał, spojrzały na mnie z kompletnym zmieszaniem i skoncentrowaniem, za to chłopak od razu odwrócił się w moją stronę z nie małym zaskoczeniem. Jego wzrok wydawał się, jakby właśnie zobaczył zjawę.

Two Countenance In One Body [ W TRAKCIE POPRAWY ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz