Słońce leniwie wznosiło się ku górze na niebie, które pokryło się różnymi odcieniami żółci i różu, pozostając przy tym całkowicie czyste od pojedynczych kłębuszek chmur. Poranny wiatr targał drzewami i liśćmi na każde strony, wnikał do pomieszczenia przez otwarte okno, przy tym, hucząc wściekle. Hebanowy parapet pokrywał się w szybkim tempie wodnymi plamkami, lecz nie minęła nawet krótka chwila, a drobna mżawka zmieniła się w potężną ulewę, nadając przy tym nieco depresyjnego wyglądu ulicom Los Santos.
Przez cieniutkie, alabastrowe zasłonki, które teraz pod wpływem wiatru, powiewały delikatnie, przenikało szczypiące, powodujące gęsią skórkę, zimno, które najwidoczniej chciało zbudzić dwójkę mężczyzn, jeszcze smacznie drzemiących w przyjemnie zagrzanym łóżku. Chociaż, jeden z nich już nie spał, obudzony przez ciekawskie światło zaglądające za okna.
Brunet, który raz po raz wypuszczał malutkie kłębuszki dymu papierosowego, przyglądał się wnikliwie jeszcze śpiącemu chłopakowi obok, wyglądającemu tak spokojnie i niewinnie, że nie był w stanie powstrzymać swoich kącików ust, które uniosły się rozczulone ku górze.
Wędrował powoli, uważanie palisandrowymi oczami po twarzy mężczyzny, z którym dzielił łóżko. Popielate, miękkie włosy, delikatnie opadały mu w nieładzie na twarzy. Schodząc niżej, zwrócił uwagę na zamknięte oczęta, przykryte gęstymi, ciemnymi rzęsami. Mężczyzna doskonale pamiętał, jak za pierwszym razem oczy chłopaka wprawiły go w pewnego rodzaju osłupienie. Tęczówki Alberta były mieszaniną błękitu, przypominającego egzotyczne, lazurowe jeziorko i szarości, która często zdawała się być czystym, leistym srebrem. Uwielbiał wpatrywać się w te jego hipnotyzujące oczęta, zatracając się w nich na nowo za każdym razem odkąd pierwszy raz je zobaczył. Teraz mógł się cieszyć praktycznie codziennym widokiem ich sinej barwy. Niżej natrafił na prosty, nie za duży nos, któremu nie poświęcił za dużo czasu, woląc skupić się na pełnych, malinowych usteczkach z delikatnymi rankami od ciągłego przygryzania.
Po dłuższym czasie oderwał swój rozmarzony wzrok od warg drobniejszego, by zjechać nim jeszcze niżej, wprost na gładką szyję i z całą pewnością, gdyby białowłosy nie spał to zostawiłby tam kilka rumianych śladów.
Po chwili nużącego spoglądania ku ukochanemu, zgasił peta o stojącą nieopodal popielatą popielniczkę i delikatnie podniósł się z łóżka, momentalnie czując chłód, który wnikał przez otwarte okno. Przeciągnął się leniwie, aby kolejno skręcić tułowiem na boki w akompaniamencie charakterystycznego dźwięku strzelania kości. Oblizał swoje suche usta, chcąc je choć odrobinę nawilżyć i mimowolnie zadrżał z zimna jakie panowało w pokoju. Szybko zamknął okno i nie kłopocząc się ubieraniem, naciągnął na siebie jedynie bokserki, które leżały zaraz przy drzwiach i ulotnił się do kuchni.
Przecierając delikatnie oczy, wyciągnął pierwszą lepszą patelnię i idąc niemalże na ślepo, dotarł do lodówki. Zaglądając do środka, zastanowił się chwilę, by następnie wyciągnąć masło, boczek i osiem jajek.
Powinno być okej. - mruknął niewyraźnie pod nosem i zamknął powoli drzwiczki, tak aby nie obudzić kochanka w pomieszczeniu obok.
Szybko rozprawił się z boczkiem, szastając go w małe kawałeczki i wrzucił na patelnie, uwcześniej roztapiając na niej kawałeczek masła. Czekając, aż mięso wystarczająco się podsmaży, poczuł jak zimne dłonie przesuwają się po jego brzuchu, a twardy podbródek wbija mu się w ramię. Cwaniacki uśmiech wpezł na usta bruneta, kiedy poczuł ciepły oddech mężczyzny przy swojej szyi.
- Dzień dobry, Kochanie. Wyspałeś się? - zapytał rozpromieniony, równocześnie mieszając boczek jedną ręką, a drugą ułożył na dłoni srebnookiego. Nie usłyszał jednak odpowiedzi, a jednie stłumione prychnięcie.
CZYTASZ
❝𝗕𝗥𝗘𝗔𝗞𝗙𝗔𝗦𝗧❞ ~𝙨𝙥𝙚𝙚𝙙𝙖𝙘𝙘𝙤
Short Story𝗢𝗡𝗘 𝗦𝗛𝗢𝗧 Leniwy poranek przepełniony śniadaniem, pocałunkami i gęstą atmosferą.