Prolog

35 5 2
                                    

12 sierpnia 2021

Stałam na dachu wieżowca w środku nocy z ludźmi, których totalnie nie znałam. A może znałam? Nie wiem dokładnie. Wiedziałam, jak mają na imię, ile mają lat, gdzie pracują, ile zarabiają. Znałam ich rodziców, bawiłam się z ich zwierzakami, pomagałam z przeprowadzką do nowego, większego mieszkania. Ale czy ich naprawdę znałam?

Wpatrywałam się w ludzi, o których wiedziałam w teorii wszystko, ale w praktyce nic. Spostrzegłam Anye, która siedziała na jednym z foteli w rogu. W zeszłym tygodniu zmarła jej kotka. Nie pamiętam nawet, jak miała na imię i czemu jej z nami nie ma. Nie wiem, jaki jest ulubiony kolor Vincenta, który siedzi zaraz obok niej, popijając drinka. A przecież znamy się już 2 lata.

Nie wiem prawie nic o ludziach znajdujących się na tym przyjęciu. Nie jesteśmy przyjaciółmi, chociaż każdy wzajemnie się tak nazywa. Nie ma tu też ani jednej osoby, która wiedziałaby cokolwiek o mnie. Co lubię jeść rano na śniadanie, jakie żarty bawią mnie najczęściej, do jakiej piosenki kocham tańczyć gdy nikt nie patrzy.

-Lorelei!- krzyknęła moja matka- czas na tort!

Patrzyłam jak kobieta wraz z jedną z kelnerek, wprowadzają kilkupiętrowe ciasto z okrągłą liczbą "20". Różowy. Tort był różowy. Z wszystkich kolorów, które mogła  wybrać Anya wybrała akurat kolor definiujący jej osobę, od stóp do głów. Zasrany różowy.

Nie, żebym miała coś do tego koloru. Po prostu nie jest on... moim kolorem? Tak, chyba tak to mogę nazwać. Różowy zdecydowanie nie jest moim kolorem.

Matka ponownie krzyknęła moje imię. W pierwszej chwili zdziwiło mnie, czemu pozwoliła na taki kolor tortu. Potem jednak zrozumiałam, że tort mógłby być w złoto fioletowe kropki z wielkim kutasem na szczycie, byle by gościom się podobało. Taka właśnie była Amanda Lively. Kobieta, która mogłaby zrobić wszystko byle by przypodobać się towarzystwu.

Po trzecim wezwaniu nie mogłam już dłużej jej ignorować i udawać, że Nowy York jest na tyle głośnym miastem, aby zagłuszał krzyki osoby stojącej zaledwie kilka kroków od ciebie, w środku nocy, na dachu apartamentowca. Zebrałam się na siłach, obróciłam się do gości z wymuszonym uśmiechem na ustach i podreptałam do gigantycznej różowej paćki taniego biszkoptu i lukru. Wszyscy zgromadzeni natychmiast zaczęli śpiewać sto lat i klaskać w dłonie. Najgorszo chwilo urodzin trwaj!

-Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie Lor!- zachęcała Anya

Jak powiedziała, tak zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech i zdmuchnęłam wszystkie 20 świeczek na torcie, a następnie wypowiedziałam w myślach życzenie.

"Niech w przyszłym roku będzie inaczej."

Sad birds still singOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz