Sali
Zarzuciłam na siebie najmniej wyzywającą kieckę, jaką miałam w szafie. Nie żebym na co dzień ubierała się jak rasowa ladacznica, ale nigdy nie chciałam wyglądać równie grzecznie, co dzisiaj. Do dzieciaków miała dziś wpaść kontrola, w związku z czym musiałam być na miejscu, jako prawny opiekun, i odpowiadać na pytania, które powinny zostać zadane Thom'owi i Mii.
Znałam codzienne zwyczaje Ethana i Amy, dzięki czemu nie stanowiło to dla mnie problemu. Mimo to, wyczuwałam w swoim kuzynie duży dyskomfort, gdy siedział obok i przytakiwał w roli świadka. Zdawałam sobie sprawę z tego, że chciał być pełnoprawnym opiekunem dla swojego rodzeństwa, ale zależało mi na tym, by skończył studia bez pełnoetatowej pracy. Mając dobry zawód, zapewni dzieciakom lepszy start i sam będzie miał dużo łatwiej. Ethanowi nie musieliśmy tłumaczyć, dlaczego ściemniamy. Zaś Amy w łatwy sposób można było urobić, powtarzając w kółko jedną historyjkę tyle razy, aż w końcu sama w nią uwierzyła i chętnie opowiadała obcym ludziom, że mieszkam z nimi na co dzień, tylko często wychodzę do pracy, zanim ona się obudzi. Nieetyczne, wiem... Ale tylko taki sposób przyszedł nam do głowy, kiedy nie było czasu na dłuższe debaty, a później mogliśmy już tylko w to brnąć.
Sprawę miała ułatwić moja przeprowadzka do mieszkania Mii. I choć zarzekała się, że nie chce za wynajem żadnych pieniędzy, ja nie potrafiłam tak po prostu żerować na czyjejś dobroci. Nawet, jeśli próbowała użyć argumentu, że jesteśmy rodziną, co w dużym stopniu rozgrzewało moje serce. Nie na tyle jednak, by patrząc w lustro widywać twarz żebraka.
Po spotkaniu z pracownikiem opieki nie zdążyłam przebrać się w mniej formalny strój przed pierwszą zmianą w barze, ani nawet zanieść walizek do swojego nowego lokum. Przesłuchanie trwało zbyt długo i po serii pytań kobiety wyglądającej jak Cruella de Mon, zanotowałam w głowie, że Matt musi wpisać mi inne stanowisko w umowie, niż kelnerka, czy barmanka. Sama informacja o tym, że straciłam poprzednią pracę w korporacji i zaczynam dziś nowy etat, w barze, zdawała się nie być tym, co służbistka chciała usłyszeć. A może wręcz przeciwnie... bo uśmiechnęła się wrednie, jakby właśnie na to liczyła.
Nie ufałam jej i wspólnie z Thom'em uznaliśmy, że musimy być ostrożniejsi. Kontrole nie należały do częstych praktyk, o ile nikt nie złoży donosy. W naszym przypadku podobno takie było, mówiące o rażących zaniedbaniach. I choć nie powiedziano nam, kto donos ten złożył, byliśmy niemal pewni, kto to zrobił. Znaliśmy tylko jedną sucz, której życiowym celem jest uprzykrzanie ludziom życia.
Miałam przed sobą jeszcze sporo drogi, kiedy zadzwonił telefon.
- Cześć, Mamuś! Co tam? - krzyknęłam do słuchawki, przeskakując w ostatniej chwili wybitą studzienkę.
Chryste! Pięć centymetrów bliżej i pozbyłabym się jedynek!- Znowu biegasz?
- Nie, tym razem nie biegam, a biegnę. Mam pierwszy dzień w barze, jakieś 5 minut do rozpoczęcia zmiany i pieprzone 15 minut drogi.
- Dlaczego nie wzięłaś taksówki?
- Bo uznałam, że zdążę. Poza tym... Nie mam pieniędzy - wysapałam, czując, jak po plecach zaczyna spływać mi pot.
- Sali, dlaczego nic nie mówisz? Przecież dałabym Ci...
- Spokojnie, to nie jest tak, że w ogóle ich nie mam. Po prostu nie tracę ich na pierdoły.
Kłamstwo.
Przecież nie przyznam kobiecie, która sama ledwie wiąże koniec z końcem, że jestem biedna jak mysz kościelna. Ona, choćby miała do końca miesiąca jeść tynk, odda mi ostatnią monetę, byleby niczego mi nie zabrakło. Z tego powodu postanowiłam odciąć wreszcie pępowinę, bo mimo, że mieszkałam z nią, zużywałam energię, jadłam i korzystałam z wszystkich dóbr, nie przyjęła ode mnie ani centa tłumacząc, że jestem jej dzieckiem i to jej obowiązek. Zaoszczędzone pieniądze wydałam na dzieciaki i leczenie Thom'a, a za mizerną resztę zwyczajnie upiłam się w ten pamiętny wieczór, w którym...
CZYTASZ
Nowy Szef - Tom 3.
RomanceSeria: Przypadek rządzi światem TOM 3 Matt ma jedną żelazną zasadę: Nie sypia z pracownicami. Raz popełnił ten błąd i płaci za niego do dziś, dlatego nie ma mowy, by jakakolwiek kobieta była w stanie zmienić jego twarde postanowienia. No... Chyba...