Rozdział 8

8.2K 323 0
                                    


Clarissa

- Tato wychodzę – wołam spod drzwi wyjściowych. Charlie drepta przy mnie. Nie odstępuje mnie nawet na krok. Spał nawet ze mną. Nie mogłam go zostawić w jego leżance. Cały czas popiskiwał, ale kiedy wzięłam go do siebie od razu przestał.

- Jesteś pewna? – zadawał mi to pytanie już kilka razy. Ale jestem pewna. Podnoszę Charliego z podłogi i oddaję tacie. Kiedy tylko bieżę go w ramiona staję na palcach i całuję go w policzek.

- Jestem pewna. Nie martw się – zbieram torebkę i wychodzę z domu.

Najłatwiejsze przede mną. Ale najgorsze będzie potem.

***

Podaję swój bilet mężczyźnie przed salą. Sprawdza dane z moim dowodem. Oczywiście musiał mnie zapytać, czy jestem pełnoletnia. Miło było usłyszeć takie słowa. Ale jakby nie patrząc mam prawie trzydzieści lat. No może trochę przesadziłam, ale bliżej mi trzydziestki niż dwudziestki.

Idąc korytarzem czuję jak moje nogi drżą. Czuję się jakbym po raz kolejny przeżywała walkę mojego brata, ale z drugiej strony ogarnia mnie ekscytacja.

Pamiętam, jak to było wchodzić głównym wejściem razem z bratem. Ta ekscytacja, która go ogarniała przed walką. Pamiętam każdy szczegół. To jak przygotowywał się przed walką. To jak mnie przytulał i trzymał w ramionach. Twierdził, że jako jego druga połowa przynoszę mu szczęście.

Tłum go kochał. Był niesamowity w tym co robił. Chodziłam na każde jego treningu. Wspierałam go jak mogłam. Uczył mnie nawet kilku ruchów. Ale po tym jak mi szło stwierdziliśmy, że nie będę więcej tego robić.

A teraz jestem tu ponownie. Sala jest pełna ludzi. Moje miejsce jest na samym początku. Nie spodziewałam się niczego innego. Idąc w stronę mojego miejsca rozglądam się wokół. Rozpoznaję niektóre osoby, ale szybko przenoszę wzrok gdzie indziej czując moment, w którym mnie rozpoznali. Nie mogę z nimi rozmawiać. To byli znajomi mojego brata nie moi.

Znajduję swoje miejsce i siadam. Obok mnie miejsca są wolne. Czekam na rozpoczęcie walki. W moim telefonie rozbrzmiewa dźwięk przychodzącej wiadomości. Patrzę na ekran i widzę wiadomość od mojego taty.

Tata: Jak tam?

Ja: Na razie dobrze. Tylko trochę dziwnie znowu tu być.

Tata: Nie martw się jesteśmy z tobą.

Myślę nad tym co napisał, ale po chwili już rozumiem. Na mój telefon przychodzi zdjęcie. Widać na nim mojego tatę z Charliem na jego szyi. Mały chyba znalazł sobie nowe miejsce do spania.

Uśmiech rozjaśnia moją twarz. Wiedziałam, że nie będzie mógł się mu oprzeć. Wiem, że dobrze robiłam.

Odkładam telefon do torebki.

- Clarissa – podnoszę wzrok na dźwięk mojego imienia. Przede mną stoi mężczyzna w średnim wieku. Nawet pomimo tylu lat od razu go rozpoznaję. To dawny przyjaciel mojego taty Mike.

- Wujek Mike – podnoszę się i przytulam się mocno do niego. Obejmuje mnie ramionami i podnosi do góry.

- Maleńka, ale ty urosłaś. Ile to już lat jak się nie widzieliśmy. Dziesięć, jedenaście? – wypuszcza mnie ze swoich ramion, ale ręce nadal trzyma na moich ramionach.

- Chyba jedenaście, ale nie jestem pewna.

Mike także był bokserem jak mój tata. Chociaż rywalizowali ze sobą na ringu to i tak byli przyjaciółmi. Do czasu, kiedy się pokłócili. Nie wiem o co, ale od tego czasu nie rozmawiali ze sobą.

- Jak się masz? – jest zmartwiony więc wiem o co pyta.

- Dobrze. – staram się uśmiechem pokazać mu, że naprawdę tak jest. Nie mogę sprawić, żeby kolejna osoba się o mnie martwiła.

- Znam cię od dawna, ale nie będę naciskał. Muszę już iść. Zadzwoń do mnie Clari. Proszę – przytula mnie jeszcze raz wciskając mi w rękę swoją wizytówkę i odchodzi.

Na pewno do niego zadzwonię – myślę wkładając jego numer do kieszeni spodni. Tęskniłam za nim. Był dla mnie jak drugi tata. Kiedy mój nie mógł się mną opiekować robił to za niego Mike. I chociaż trenował swoich zawodników starał się znaleźć czas, żeby być ze mną i moim bratem.

Światła w sali zostają przygaszone słychać tylko tłum. Po chwili prowadzący zaczyna swoją przemowę. W dzisiejsze walce zmierzy się Matthew Oddario i Carlos Erandeni. O tym pierwszym słyszałam kilka rzeczy w czasach, kiedy walczył mój brat. Ale o tym drugim nic.

- W prawym narożniku Carlos Erandeni a w lewym Matthew Oddario. Znacie zasady – prowadzący kończy swoją wypowiedź i schodzi z ringu.

Ja jednak patrzę na mężczyznę o krótkich blond włosach. Całe jego ciało to mięśnie. Ma prawie dwa metry. Jest jak góra. Nie mogę oderwać od niego wzroku. A w dodatku te jego tatuaże na rękach i brzuchu. Są spektakularne. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.

Moje serce zaczyna szybciej bić. Ciało ogarniam przyjemny dreszcz jakiego od dawna nie czułam. Pożądanie. To jest właśnie to co czuję.

Patrzę, jak walka zaczyna się. Jak okładają się pięściami. Jego przeciwnik jest szybszy, ale za to Matt siłą swoich mięśni ma nad nim przewagę. Widząc jego uśmiech wiem co chce zrobić. Chce go wykończyć.

Okrążają się nawzajem. Wymierzają cios za ciosem. Każdy z nich ma krew na twarzy, ale zachowują się tak jakby jej tam w ogóle nie było. Matt zostaję rzucony na plecy. Jednak nie tracąc czasu odpiera uderzenia przeciwnika.

Tarzają się po podłodze. Wykonują jakieś skomplikowane ruchy, których nie znam. Po chwili jednak blondyn trzyma w uścisku tego drugiego. Wiem co to oznacza. Wygraną. Nie ma chwytu, z którego mógłby uwolnić się jego przeciwnik.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz