Nie zabijcie mnie za ten rozdział, proszę...
A teraz , miłego czytania, stokrotki! ♡
***
Siedziałam cała zapłakana w gabinecie lekarskim. Słowa, które padły z ust mężczyzny kompletnie mnie załamały.
— To na pewno jakaś pomyłka, doktorze — powtarzał cały czas Vince.
— Nie moglibyśmy się pomylić w takiej sytuacji — powiedział, już lekko poddenerwowany. — Zrobimy jeszcze badanie szpiku kości i wtedy będziemy mieli stuprocentową pewność — dodał, patrząc na mnie ze współczuciem.
Co mi z jego współczucia?
— Doktorze, czy to można jakoś leczyć? — zapytałam, pociągając nosem.
— Tak. Leczenie białaczki limfatycznej opiera się głównie na farmakoterapii. W większości przypadków stosuje się chemioterapię w połączeniu z immunoterapią — wytłumaczył.
— Immunoterapia? — zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.
— Immunoterapia jest metodą leczenia, która opiera swój mechanizm działania na mobilizowaniu układu odpornościowego do walki z nowotworem. Ludzki układ immunologiczny obejmuje zespół narządów, wyspecjalizowanych komórek i substancji, które pomagają w ochronie organizmu przed zakażeniami i nowotworami — wytłumaczył. — Przykro mi, że to mówię, ale…białaczka limfatyczna jest nieuleczalną chorobą — dodał i wtedy zamarłam.
— Umrę? — zapytałam cicho.
— Będę robił co w mojej mocy, aby tak się nie stało. Będę twoim lekarzem prowadzącym, pomogę ci — odrzekł.
Rozmawiał jeszcze z Vincem, który był zrozpaczony. Po godzinie byliśmy już w domu. Gdy tylko weszliśmy do mieszkania, pobiegłam na górę, nie oglądając się za siebie. Wpadłam do pokoju i po prostu się rozpłakałam. W tym momencie wszedł Vince.
— Cii, kruszynko. Wszystko będzie dobrze — szeptał, a głos mu się łamał.
Podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku, przykrywając kołdrą. Szlochałam cicho w poduszkę.
— Vince?
— Tak, kruszynko? — zapytał, pociągając nosem i wycierając łzę, która samotnie spłynęła mu po policzku.
— Czy mógłbyś zadzwonić do Martina, aby przyszedł do mnie? — patrzyłam na to, jak na jego twarz wkrada się szok.
— Co tylko zechcesz, kochanie — wyszeptał, wyciągając telefon i odchodząc w kąt pokoju.
Po 20 minutach wrócił, usiadł na skraju łóżka i pocałował mnie w czoło.
— Zaraz bę… — nie zdążył nawet dokończyć, bo do pomieszczenia wpadł Martin.
Dopiero rozmawiał z Vincentem i już jest?
— Co się dzieję? — zapytał.
— Zostawię was samych — odezwał się brat. Pocałował mnie ostatni raz w czoło i kiwając do chłopaka głową na powitanie, wyszedł.
Brązowowłosy podszedł do mnie i uklęknął obok łóżka, patrząc na mnie z przerażeniem.
— Płakałaś — bardziej stwierdził, niż zapytał. — O co chodzi, Vivien?
Nie wydusiłam z siebie nic, przez następny atak płaczu. Chłopak położył się koło mnie, szczelnie mnie przytulając. Głaskał mnie po głowie, czekał cierpliwie, aż przestanę płakać.
— Jestem chora — wyszeptałam, gdy się uspokoiłam.
Chłopak przyłożył mi dłoń do czoła, jakby chciał sprawdzić gorączkę.
— Nie masz gorącego czoła. Bierzesz antybiotyk? I czemu płaczesz? To pewnie tylko zwykła grypa — tłumaczył.
— Bardzo bym chciała, aby to była tylko grypa, Martin.
I wtedy poczułam, jak ciało chłopaka się spina.
— O czym ty mówisz? — nie jestem pewna, ale chyba załamał mu się głos.
— Wykryto u mnie białaczkę limfatyczną. Będę musiała jechać jeszcze do szpitala na pobranie szpiku kostnego. Wtedy będziemy mieć stuprocentową pewność — odrzekłam, wycierając resztki łez z policzków.
Brunet przycisnął mnie mocno do siebie, a z jego ust wyrwał się szloch. Byłam zszokowana jego reakcją.
— Co się dzieję?
— Ty się jeszcze głupio pytasz? Jesteś śmiertelnie chora, Vivien — mówił, szlochając. — Ja nie mogę cię stracić — powiedział cicho.
Złączył nasze usta w kilku minutowy, czuły pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie, a Martin oparł swoje czoło o moje, cmokając znowu delikatnie moje usta.
— Vivien — zaczął.
— Hmm?
— Nie wierze, że to powiem, ale… — popatrzył mnie głęboko w oczy. — Kocham cię — dokończył.
Uchyliłam usta w szoku, ale przypomniałam sobie o tym, co mu powiedziałam.
— Martin, nie mów mi tego z litości.
— Zwariowałaś, Vivien? Nigdy nie mówiłbym takiego czegoś z litości — rzekł, a następnie dodał: —Kocham cię za to, że masz taki piękny uśmiech. Za to, że masz niesamowite serce. Za to, że pomagasz innym. Za to, że byłaś w stanie wybaczyć mi każdą krzywdę, którą ci wyrządziłem. Za to, że jesteś taka piękna. Za to, że marszczysz swój nos, gdy jesteś zdenerwowana. Za to, że stawiasz się za mną w szkole. I za to, że po prostu jesteś, stokrotko — przez cały czas patrzył mi głęboko w oczy.
Rozczuliło mnie to i kilka łez ponownie wypadło z moich oczu. Chłopak zaśmiał się cicho na ten widok.
— Też cię kocham, Martin — cmoknęłam delikatnie jego usta.
— Vivienne Watson, czy zostaniesz moją dziewczyną? — zapytał.
— Oczywiście, że tak, Martinie Wilson — powiedziałam, kiwając głową na potwierdzenie swoich słów.
Przytuliłam się do niego mocno, przymykając oczy. Czułam, jak powoli zasypiam i jak ręka Martina gładzi mnie po głowie.
— Będę przy tobie cały czas. Poradzimy sobie razem, Stokrotko — usłyszałam jeszcze, zanim usnęłam.
I mimo, że świat mi się zawala, to czuję, jak Martin próbuję chociaż trochę go odbudować.
CZYTASZ
Empire Of Power
Teen Fiction"I mimo, że świat mi się zawala, to czuję, jak on próbuje chociaż trochę go odbudować" ©z.autorka, 2022