Rozdział 17

7.5K 271 0
                                    


Clarissa

Nie mogę w to uwierzyć. Jak oni mogli tak napisać. Cały Internet trąbi o moim bracie. Gazety także. Opisują jego karierę, jego życie prywatne a zwłaszcza jego śmierć. Jak ktoś mógł napisać, że nie był takim dobrym zawodnikiem, skoro pokonała go zwykła i niegroźna kulka.

Czuję ogarniającą mnie złość. Znajdę tego kto to napisał i zakończę jego karierę. Nie będzie bezkarnie obrażał mojego brata. Nie znał go. Nie wiem jaki był cudowny. Jak się mną opiekował. Jak ciężko pracował na swój sukces.

Łapię za telefon i dzwonię do mojej agentki. Jeśli ktoś może mi pomóc to tylko ona. Zna wielu ludzi.

- Hejka, co tam? – słyszę w jej głosie zdenerwowanie. I choć chcę mi pokazać, że ją to nie rusza wiem, że tak nie jest. Znała Anthonego i wie jaki był.

- Chce dorwać tego gościa – nawet się nie witam tylko przechodzę do rzeczy.

- Widziałaś – wzdycha.

- Widziałam. Jak on mógł Vanessa?

- Clari tak działa świat. Każdy ten kto napiszę lepszy artykuł zwycięża i pnie się w górę. – mówi, ale wiem, że jest tak samo wściekła jak ja.

- Mam to w dupie. Chcę go dorwać i zniszczyć. – warczę i nie poznaję swojego głosu. Jest taki wściekły, ale pobrzmiewa w nim nuta szaleństwa.

- Clari chyba tego nie przemyślałaś – Vanessa stara się mnie od tego odwieźć, ale nie dam się tak łatwo. Wiem, że chce dla mnie jak najlepiej, jednak tym razem się nie poddam. Nie kiedy ktoś równa mojego kochanego brata z ziemią.

- Uwierz mi, że bardzo dobrze to przemyślałam. Nikt, ale to nikt nie będzie bezcześcił mojego brata. Nie ważne kim jest i co robi. A ta osoba zapłaci, gorzko zapłaci – w moim tonie słychać rządze mordu. Nigdy się tak nie zachowywałam. Z reguły jestem osobą, która jest pokojowo nastawiona do każdego. Ale nie tym razem. Nie w takiej sytuacji.

- Coś mi się zdaję, że cię nie przekonam – wzdycha z rezygnacją. – Daj mi kilka dni. Dowiem się co i jak.

- Dziękuję.

- Wolę żebyś mi nie dziękowała. Coś mi się zdaję, że przyczyniam się do zabójstwa.

- Nie martw się aż tak żądna krwi nie jestem, ale osoba, która napisała ten artykuł może się pożegnać z pracą i dalszą karierą.

- Grubo. Dobra muszę lecieć. Jak coś będę wiedzieć dam ci znać. Pa.

- Pa – kończę. Rzucam telefon na stół znowu patrząc na gazetę z tym przeklętym artykułem.

Jak ludzie mogą być tak zadufani w sobie i bezduszni. Jak mogą robić innym ludziom. Jestem pewnie jedną z niewielu osób, które nie zraniłby by kogoś bez powodu. Codziennie gazety wypuszczają artykuły które ranią innych. Ale nie tym razem. Nie pozwolę, aby coś takiego zostało bezkarne.

Staram się jakoś trzymać, ale nie jest to łatwe. Z każdym przeczytanym słowem czuję się jakby ktoś wyrywał mi serce. To nie jest mój brat. Ten artykuł w ogóle go nie przypomina. Czuję jakbym czytała o zupełnie innej osobie.

- Clari, gdzie jesteś? – słyszę wołanie taty. Pewnie sprawdził czy nie ma mnie w pokoju, dlatego zaraz zejdzie na dół. O nie. Nie może zobaczyć tego artykułu.

Zbieram wszystkie strony gazety i roluję je. Słyszę, że jest coraz bliżej, dlatego szybko otwieram kosz i wrzucam do niego gazetę. Chcę mu tego oszczędzić. Wystarczy, że ja cierpię on nie powinien.

Odwracam się akurat wtedy, gdy wchodzi do kuchni. Opieram się o blat i biorę łyk kawy. Staram się zachowywać normalnie.

- Wołałem cię – marszczy brwi.

- Akurat piłam kawę. – odstawiam ją i nalewam mu trochę do kubka. Podchodzę i wręczam mu kawę. – Dzień dobry.

- Dzień dobry – odpowiada i jeszcze bardziej marszczy brwi. Zastanawiam się czy się nie zorientował, ale po chwili zmarszczka na jego czole się wygładza a na twarzy pojawia się uśmiech.

Charlie wbiega do kuchni i okrąża stół. Robi to tak szybko, że wpada w poślizg i ląduję przy koszu na śmieci. Ten na moje nieszczęście przewraca się a ze środka wypada gazeta.

- Charlie – strofuję go tata i zaczyna podchodzić do kosza.

- Ja to zrobię. A ty wypij kawę – mówię nerwowo. Szybko pokonuję odległość między koszem. Po raz ostatni zerkam na twarz brata widoczną na zdjęciu i wrzucam wszystko do środka. Moje ruchy są chaotyczne i niezgrabne.

- Clari odsuń się od kosza – słyszę za sobą jego głos. Jest pełen napięcia. A kiedy odwracam się wiem, że nie powinnam spoglądać na zdjęcie. Wiem, że zauważył.

- Tato, proszę – po raz pierwszy od dawna mój głos jest pełen rozpaczy. Nie mogę pozwolić sobie na to. Nie kiedy wiem, że odpowiedzialna za to osoba jest bezkarna.

Odstawia kubek na blat i podchodzi do mnie. Bezceremonialnie odsuwa mnie na bok i otwiera kosz. Nie chciałam, żeby do tego doszło. Ubóstwiał Anthonego. Nie chcę, żeby widział go w taki sposób jak w artykule. Wiem, że nasi znajomi czytając ten artykuł mogą w to uwierzyć i mogą tak myśleć. Chcę tego oszczędzić tacie. Ale on już wyciąga gazetę i czyta co napisał ten kretyn.

Wraz z każdym przeczytanym słowem jego ręce zaciskają się na gazecie. Nie mogę na to patrzeć. W moich oczach pojawiają się łzy. Myślałam, że ten jeden raz to ja mogę chronić jego. Ale to nie prawda. Nie ważne jak się staram to na nic. Nie mogę go ochronić przed ludźmi takimi jak autor artykułu.

- Oddaj mi to – udaje mi się powiedzieć moim urywanym głosem. Moja terapeutka kazała analizować mi każde złe uczucie jakie czuję. Niemoc. Tak właśnie się czuję. Nie jestem w stanie zrobić tak głupiej rzeczy jak wyrzucenie gazety do kosza tak aby nie dowiedział się o tym tata.

- Clari – rzuca gazetę na stół i podchodzi do mnie, ale nie tym razem. Jego uścisk nie sprawi, że to wszystko zniknie. Że ten artykuł się nie pojawi. Odwracam się i biegnę po schodach prosto do swojego pokoju nie mogąc spojrzeć mojemu tacie w oczy.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz