Rozdział XI

672 26 1
                                    

Hayley

Kiedy się ocknęłam, z początku nie wiedziałam, gdzie jestem. Leżałam na miękkiej kanapie w pomieszczeniu, które skądś kojarzyłam, ale nie docierało do mnie, skąd. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w pokoju Laury. Usiłowałam wstać, ale natychmiast zakręciło mi się w głowie i znów bezsilnie opadłam na poduszki. Zamknęłam oczy, a gdy za jakiś czas otworzyłam je ponownie, ujrzałam nad sobą zatroskaną twarz Stevena.

- Jak się czujesz, śpiąca królewno?- spytał łagodnie.- Zemdlałaś nad jeziorem, a ja zaniosłem cię do domu. Odchodziłem od zmysłów.

Jęknęłam.

- To moja wina. Wystraszyłem cię.

- Czyli to nie był sen ani żadne przywidzenia?- westchnęłam. Steven pokręcił głową.

- To najprawdziwsza prawda, Hayley. Musiałem ci o tym powiedzieć. Normalnie strzeżemy tej tajemnicy, pilnujemy, aby nie ujawnić się przy ludziach, ale ty jesteś moją mate. Masz prawo wiedzieć, kim jestem.

- Czy dobrze rozumiem, że Laura też...?

- Laura, nasi rodzice, Oscar. W Northdeen i okolicach jest też wielu innych członków mojej watahy.

- To jakaś paranoja... Wilkołaki zawsze były bohaterami legend i powieści. Kiedyś nawet napisałam krótkie opowiadanie o wilkołakach, ale znacznie się od was różniły.- Wysiliłam się na słaby uśmiech. Zadziwiające było to, że już się nie bałam. Po tym, co zobaczyłam, powinnam widzieć w Stevenie groźną bestię. Wiedziałam jednak, że on mnie nie skrzywdzi. Byłam o tym przekonana. Być może byłam jeszcze zamroczona i dlatego reagowałam nadzwyczaj spokojnie, a może nadal nie dowierzałam.- Wiesz, tak jak każdy sądziłam, że wilkołaki nie istnieją.

- Tak jak mówiłem, staramy się tego nie zdradzać, ale na całym świecie wciąż funkcjonują setki watah. Nasza to wataha Czarnego Księżyca. Pełnię w niej rolę Alfy.- opowiadał Steven z wyraźną dumą.


- Alfą? To tak jak w legendach? Ten najsilniejszy rządzi stadem, Beta jest zaraz po nim i tak dalej, i tak dalej.

- Można tak powiedzieć. W niektórych watahach funkcjonują rodziny Alf, tak jak u nas. To w dużej mierze zasługa genów. Mój pradziadek i dziadek byli Alfami, mój ojciec też był Alfą, jako najsilniejszy z trójki braci. Parę lat temu przekazał ten tytuł mnie. Gdyby nie jego problemy zdrowotne, prawdopodobnie stałoby się to później.

- A więc powinnam ci się kłaniać?- spytałam z przekąsem. Steven roześmiał się i wziął mnie za rękę. Natychmiast poczułam, jak ciepło rozchodzi się po całym moim ciele. Zawroty głowy również ustały, tak jakby dotyk Stevena miał działanie lecznicze i ukajające.

- Nie. To nam kłaniają się inne wilki.- odparł z naciskiem.

- Jak to nam?

- Hayley, jesteś mate Alfy, co oznacza, że jesteś Luną watahy. Jesteś jej nieodłączną częścią, dajesz jej siłę i oparcie. Kiedy ktoś z naszego stada będzie miał problem, nie zwróci się do mnie, lecz do ciebie. Jak mówiono w każdym pokoleniu, Alfa rządzi rozumem, a Luna sercem. Dzięki tobie wataha jest silniejsza, jesteś jej najważniejszym dopełnieniem.

- Jeszcze czego. Nie jestem i nie będę żadną Luną, wybij to sobie z głowy. Chcę wieść normalne życie.- zaprzeczyłam natychmiast. To wszystko było niedorzeczne. Ja Luną watahy? Nie dawałam sobie rady jako kapitanka swojej drużyny w zbijaka na wf-ie, a co dopiero jako prawa ręka Alfy. W ogóle nie wierzyłabym w to wszystko, gdyby nie to, że na własne oczy widziałam, jak Steven przemienia się w ogromnego wilka. Chyba, że nadal śnię.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz