Hermiona Granger była już tym wszystkim zmęczona. Przeprowadzała tę rozmowę niezliczoną ilość razy, lecz zawsze kończyła się ona tak samo: łzami uległego i jej rozczarowaniem. Niestety Ronald Weasley nie stanowił żadnego odstępstwa od tej reguły.
– Dlaczego zgodziłeś się na bycie moim uległym, skoro tak ci to nie pasuje?
– Bo miałem nadzieję, że z czasem mnie pokochasz!
– Nie bądź żałosny Ronaldzie! Nigdy nie dałam ci nawet ułamka nadziei na coś więcej niż relacja pani - uległy. Tylko taki układ jest w stanie zaspokoić moje potrzeby i dobrze o tym wiedziałeś! - wykrzyczała poirytowana.
Tym razem odpowiedziała jej cisza, więc kontynuowała swój wywód zmęczonym głosem.
– Liczę na to, że bez żadnych protestów pójdziesz się teraz spakować, a potem opuść mój dom.
– Tak Pani - padło tylko z jego ust, a rudzielec czym prędzej zniknął w swoim pokoju. Minęło zaledwie piętnaście minut, gdy Ron znów pojawił się w holu, by tym razem zniknąć z jej życia na dobre.Hermiona już nie raz przechodziła przez ten etap. Najpierw rozpoczynała od polowania na ofiarę. Obserwowała uważnie swój cel przez pewien okres czasu, by przejść gładko do kolejnego stadium, którym było rozpoznanie. Kobieta sprawdzała wtedy, czy potencjalny kandydat łatwo poddaje się woli innych i czy wykonuje rozkazy bez zbędnych pytań. Poznawała jego upodobania i charakter. Po pomyślnym wyniku obserwacji nadchodził czas na następny krok, którym było szkolenie przyszłego uległego. Obejmowało ono naukę systemu kar i nagród, zakresu obowiązków oraz obowiązującej w ich relacji tytulatury. Ostatnim punktem było podpisanie kontraktu skonstruowanego tak, by strona bierna nie miała wątpliwości co do rodzaju relacji, jaka ich łączy.
Szatynka nie należała do osób, które czekają, aż coś spadnie im z nieba, dlatego nie tracąc czasu na bezsensowne przemyślenia, postanowiła wyjść z domu na tętniące nocnym życiem ulice Londynu. Idąc przez miasto, rozglądała się na boki, szukając odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby zarzucić swoje sieci i w końcu takie znalazła. W jednej z bocznych uliczek zauważyła wyglądające niewinnie wejście do klubu. Hermiona najpewniej by je przeoczyła, gdyby nie migoczący neon wiszący na murze. Szatynka była stałą bywalczynią takich przybytków, jednak nigdy wcześniej nie słyszała o klubie o nazwie Oaza. Weszła do środka z lekkim wahaniem, nie wiedząc, co może na nią czekać za drzwiami. W pomieszczeniu, w którym się znalazła, panował półmrok, a jej przybycie oznajmił cichy dźwięk gongu. Była gryfonka zmrużyła oczy, próbując dostrzec jakieś szczegóły, lecz nim zdołała się w pełni na tym skupić, odczuła, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze i w dodatku stoi dokładnie za nią. Nauczona wojennymi doświadczeniami kobieta odwróciła się gwałtownie i chwyciła intruza za gardło. Dopiero po chwili zauważyła, że jej przeciwnikiem jest młoda dziewczyna w stroju hostessy. Rozluźniła, więc chwyt i przeprosiła ją za swoją gwałtowną reakcję, jednak kobieta wyglądała na zupełnie niewzruszoną, kiedy zwróciła się do Hermiony grzecznym i opanowanym tonem, tak jakby podduszanie nie robiło na niej żadnego wrażenia.
– Dobry wieczór. Miło mi panią powitać w klubie "Oaza". Czy mogłabym wziąć od pani płaszcz i zobaczyć kartę członkowską? - zapytała.
– Jestem tu po raz pierwszy i nie posiadam jeszcze karty członkowskiej - odpowiedziała i posłała jej zaskoczone spojrzenie.
– To żaden problem. Jeśli pani zechce, możemy ją teraz założyć, muszę tylko przynieść odpowiednie dokumenty. Proszę usiąść na kanapie i chwilkę na mnie zaczekać - odrzekła i odeszła w tylko sobie znanym kierunku.Tę chwilę samotności Hermiona wykorzystała na dokładne obejrzenie miejsca, w którym się znalazła. Zauważyła, że stoi na samym środku pokoju, który swoim wystrojem przypominał poczekalnię. Oprócz wspomnianej przez pracownicę kanapy znajdował się w nim również mały stolik, a w jednym z kątów można było dostrzec mini barek. Za ladą dla obsługi ciągnął się krótki korytarzyk, na którego końcu znajdowały się kolejne drzwi. Szatynka domyśliła się, że prowadzą one do głównej sali klubu. Szatynka podeszła do nich i już chciała nacisnąć na klamkę, gdy te nagle się otworzyły, a do pomieszczenia wróciła hostessa w towarzystwie wysokiego i przystojnego mężczyzny. Nowo przybyły miał mleczno-brązowy odcień skóry, krótkie czarne włosy i zadziorny, dobrze znany Hermionie, uśmiech. Czarownica nigdy by nie przypuszczała, że właśnie dziś na jej drodze ponownie stanie Blaise Zabini.
– Witam w moich skromnych progach o pani. Czym zasłużyłem sobie na tak wielki zaszczyt z twojej strony? - zapytał lekko kpiarskim tonem.
– Nie schlebiaj sobie Zabini! - odfuknęła na jego zaczepkę poirytowana.– Trafiłam tutaj przypadkiem. Nie miałam pojęcia, że prowadzisz klub.
– No cóż, ja nie nazwałbym tego miejsca klubem, ale o tym sama się za chwilę przekonasz. O ile oczywiście dasz oprowadzić się po mojej świątyni - zaśmiał się mulat.
– Zatem prowadź, zamiast trzymać mnie w progu.- warknęła.
CZYTASZ
Uległy Smok
FanfictionJest to moje opowiadanie przeniesione z konta @drakolina27. Okładka jest tymczasowa i ulegnie zmianie. Tekst powstaje z ogromnym wsparciem moich cudownych bet. Ona - kiedyś nic nie warta szlama, teraz władcza i pewna siebie czarownica. Lubi dominow...