I don't know what feels true, but this feels right so stay a sec

617 43 28
                                    

Żadna ilość próbnych rozmów, które przećwiczył w samochodzie, nie przygotowałyby go na spotkanie z Byersem. Jednak przy jakkolwiek złej scenerii, nie brał pod uwagę odwrotu. Może to urażona duma przez ostatnie słowa Tommy'ego, które wykrzyczał będąc pozostawionym na parkingu, ale teraz słowo ucieczka nie istniało w jego słowniku.

Na nocnym niebie nie znalazła się ani jedna chmurka. Drzewami nie poruszał listopadowy wiatr, ale Steve'a przeszedł dreszcz, jakby powietrze wypełniała chłodna atmosfera, zostawiająca po sobie gęsią skórkę i przeczucie, że coś czyha w najciemniejszym zakamarku. Szybko wbiegł na werandę, przeskakując dwa schodki na raz. Zapukał do drzwi wejściowych ignorując wielką, szarpaną dziurę w ścianie kilka metrów dalej, prowizorycznie zakrytą plandeką.

–Nie chce niczego zaczynać!– zawołał od razu, gdy drzwi otworzyła mu Nancy. Uchyliła je powoli, jakby bała się pokazać chłopakowi, co się dzieje w środku. Wyglądała na przestraszoną. –Ja- ja wiem, że spieprzyłem, ale chce to naprawić. Proszę cię, Nancy. Wpuść mnie! Chcę porozmawiać z Jonathanem.

–Steve, idź do domu– odpowiedziała wręcz błagalnym głosem. Oparła swoją lewą rękę o drzwi ukazując świeży bandaż.

–Ja chce tylko... Co ci się stało? Czy to krew?– Harrington złapał delikatnie za jej dłoń, chcąc przyjrzeć się ranie. Dziewczyna skrzywiła się, zła na samą siebie. Ostatnie czego chciała, to jeszcze bardziej zmartwić bruneta. –To on ci to zrobił?

–Nie!– Szybko wyrwała się z uścisku i pokręciła głową. –Steve, musisz stąd iść.

Chłopak, pomimo błagań Nancy popchnął drzwi. Dziewczyna odskoczyła na bok, starając się złapać równowagę, którą straciła, gdy drzwi odleciały w tył.

Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy były napisane litery alfabetu na ścianie oraz tysiące lampek świątecznych, zwisających z nich. Ilość mogłaby wskazywać na to, że za dekorowanie domu Byersów zabrało się nadpobudliwe dziecko z obsesją, na punkcie kolorowych światełek.

–Co tu się dzieje?!– zapytał machając głową na wszystkie strony, chcąc pochłonąć wzrokiem cały chaos, który dział się tuż przed nim. Na stoliku do kawy leżał rewolwer i kij baseballowy, zapewne ten sam, którym parę dni temu o mało co, nie dostał w głowę. Tym razem dostał małą aktualizację, w postaci gwoździ wystających od połowy długości. –Co to jest?

–Wyjdź stąd!– krzyknął Jonathan, wstając z kanapy i szybkim tempem dochodząc do chłopaka. –To nie jest prośba. Po prostu wyjdź!

Popychał go w stronę drzwi wciąż wrzeszcząc, aby się wynosił, co mieszało się z jeszcze głośnym naleganiem Harringtona o jakiekolwiek wyjaśnienia.

–Masz 5 sekund, żeby wsiąść do samochodu!– zawołała Nancy, przebijając się przez zgiełk i symfonie wrzasków, którą Jonathan i Steve właśnie tworzyli. Zabezpieczony rewolwer spoczywający na ławie skierowała w tors Steve'a.

–Nance, spokojnie!– Serce Harringtona było gotowe wyskoczyć z piersi, przez ilość adrenaliny, która została mu dostarczona. Podniósł ręce do góry w geście obronnym, nie ryzykując postrzału.

–Pięć– powiedziała, umieszczając drugą rękę na spuście.

–Nancy.– Jonathan spoglądał ponad głowę dziewczyny. Lampki zaczynały mrugać.

–Nance, daj spokój!– Steve próbował zrobić krok do przodu, lecz do jego uszu dotarł dźwięk odblokowywanej broni.

–Cztery.

–Nancy, światła!– Jonathan odwrócił ją w kierunku pustego kąta salonu, gdzie sznur świateł mrugał najszybciej.

Nagle z sufitu spadła humanoidalna postać. Dwumetrowy stwór, mogący uchodzić za człowieka, gdyby nie kolor jego skóry, tracił swój ludzki wygląd przy głowie. Z jego szyi wyrastała czaszka przypominając kształtem kwiat. Gdy się otwarła z gardła potwora wydobył się niski, głośny dźwięk. Podczas ryku na samym środku ukazał gorejącą jamę, (prawdopodobnie) będącą gardłem, ale żaden z nich nie zamierzał sprawdzać prawdziwości tej teorii.

I bet you think about me {Steddie} PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz