Rozdział 26

7.2K 280 6
                                    

Clarissa

- Nie gniewaj się – odzywa się po długiej ciszy. Muzyka gra z radia, ale nie a tyle głośno żebym mogła zignorować to co do mnie mówi. Mam ochotę milczeć przez całą drogę, ale nie mam prawa się obrażać. Nie jesteśmy parą a tylko przyjaciółmi, którzy spotkali się na śniadaniu. Jednak to ze mną się umówił a ze wspólnego spotkania nic nie wyszło.

- Nie gniewam się – mówię na tyle opanowanym głosem na jaki mnie stać.

- Kłamiesz.

- Wcale nie.

- Wcale tak – kłóci się ze mną. Nadal prowadzi, ale od czasu do czasu czuję na sobie jego wzrok. – Gdybyś nie była zła już dawno spojrzałabyś mi w oczy. A poza tym ściskasz torebkę jakby to była moja szyja.

Spoglądam w dół. Ma rację, ale nawet tego nie zauważyłam. Puszczam ją i w momencie odczuwam ulgę. Na rękach widzę ślady od niej. Z czasem zbledną, ale teraz przypominają mi o tym, że jestem zazdrosna. I do bardzo a nie powinnam.

- Masz rację jestem. – nie będę kłamać. Od razu powiem co myślę. – Umówiliśmy się na śniadanie a nawet go nie zjedliśmy, bo oblazły cię te pustaki. Nie lubię być ignorowana. Gdybym wiedziała, że do czegoś takiego dojdzie to bym się z tobą nie spotkała.

- Clarisso, ile mogę cię przepraszać. – podjeżdża pod redakcję i gasi samochód. Odpina pasy i odwraca się w moją stronę. Jego spojrzenie mówi jedno: Nie poddam się tak łatwo. – Jakby na to nie patrzeć to zjedliśmy śniadanie. Nie do końca tak ono powinno wyglądać, ale jednak.

Kiedy widzę jego zawadiacki uśmiech mam ochotę zmazać mu go z twarzy. Jest dokładnie taki jak ja. Będzie się kłócił, dopóki nie przyznam mu racji. Ignoruję go i wysiadam z samochodu.

Zerkam na zegarek. Jesteśmy dwadzieścia minut przed czasem. Vanessa ma do nas dołączyć, ale znając ją będzie na ostatnią chwilę w dodatku zdyszana i zmęczona. Taka już jest. Nie mogę na nią jednak narzekać jest cudowną agentką i moją jedyną przyjaciółką.

Była też narzeczoną mojego brata. Byli taką cudowną parą. Spotkali się jak Vanessa miała trzynaście lat a Anthony czternaście. Od tej pory nasza trójka była nierozłączna. A kiedy Van miała szesnaście lat zaczęli się spotykać. Widać było jak ich miłość rozkwita. W dniu osiemnastych urodzin Vanessy poprosił ją o rękę. Jednak ich szczęcie nie trwało długo. Anthony zmarł, ja wpadłam w depresję a Vanessa nie dopuszczała do siebie jego śmierci. Długo nie potrafiła dojść do siebie, ale miała matkę która wiele jej pomogła. A ja miałam tatę, który nie wiedział jak się ze mną obchodzić. Jednak nasza przyjaźń przetrwała tę próbę.

- Clarisso – podchodzi do mnie do tyłu i łapie mnie za ramiona. Zaczyna kołysać mnie na boki. Musi to wyglądać komicznie, ale mnie wręcz bawi. Jednak dłonie są takie delikatne. Nawet teraz czuję na nich odciski dowód jego ciężkiej pracy i poświęcenia.

- Wisisz mi przysługę. – mogę skorzystać z tego, że aż tak bardzo mu zależy na wybaczeniu. Za kilka dni pewnie samo by mi przeszło, ale nie musi o tym wiedzieć.

- Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz – zaskakuje mnie, kiedy czuję jego wargi na czubku głowy. Niby niewinny pocałunek a tak na mnie działa. Moje serce przyśpiesza a wraz z nim tętno. Słyszę dudnienie w uszach a ciepło rozprzestrzenia się po całym moim ciele.

- No co my tu mamy – wzdrygam się na dźwięk głosu Vanessy. Kiedy tylko na nią spojrzałam wiedziałam, że nie wywinę się od rozmowy. W jej oczach widzę ciekawość, która potrafi ją napędzać jak nic innego. Kiedy tylko znajdzie sobie coś godnego uwagi nigdy nie odpuszcza. I tym razem tak jest. Przeprowadzi ze mną dogłębną rozmowę, gdzie nacisk kładę na dogłębną. Zacznie się od: Jak się poznaliście a skończy Czy już uprawialiście zajebisty seks.

Bad decisionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz