Razem z paczką przyjaciół zerwaliśmy się z lekcji. Libby nasza laleczka jak zwykle opierała się przed wagarami. Po pięciu minutach kłótni z nami, Chris przekonał ją. Od dwóch minut staliśmy na przystanku autobusowym. Nasz środek transportu jak zawsze się spóźniał. Daniel i Luce odpalili już drugiego papierosa w ciągu dziesięciu minut.
-Musicie tyle palić? Nie szkoda wam zdrowia?- spytałam chłopaków wypatrując w oddali nadjeżdzającego autobusu.
-Nie martw się o nas.- odparł Luce wypuszczając obłoczek dymu z ust.
-Gdzie zamierzacie jechać?- Libby uwieszona na ramieniu Chrisa, bawiła się swoim łańcuszkiem. Nigdy nie mieliśmy planów na najbliższą przyszłość. Wszystko robiliśmy spontanicznie. Jak to się mówi: carpe diem. W kieszeni Daniela zaczął wibrować telefon. Wyciągnął go i odebrał połączenie. Po jego minie można było wyczytać, że nie cieszył się z rozmowy.
-Jasna cholera. Nici z naszego wypadu. Luce zbieraj się. Jakaś daleka rodzina przyjeżdża i mamy się stawić w domu za 15 minut.- Daniel i Luce byli braćmi. Stanowili przeciwieństwa siebie. Czarne włosy i zielone oczy idealnie pasowały do rockowego stylu Daniela. Luce zawsze miał na sobie koszulę w kratkę. Swoje blond włosy zaczesywał do tyłu. Jedyną wspólną cechą bliźniaków był kolor oczu. Obaj mieli takie same szmaragdowe tęczówki. W tym samym momencie Chris i Libby otrzymali esemesy. Po ich odczytaniu zmyli się tak samo szybko jak bliźniacy. Więc zostałam sama na przystanku. Postanowiłam wrócić na lekcje. Chyba pierwszy raz w życiu weszłam do szkoły sama, bez moich przyjaciół. Czułam się dziwnie. Było już po dzwonku gdy weszłam do klasy.
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.- powiedziałam wchodząc do klasy. Nie spojrzałam nawet w stronę nauczyciela. Wredna babka od matematyki nie lubiła mnie.
-Dzień dobry. Można wiedzieć jak się nazywasz?- przy biurku nie siedziała pani Regina tylko jakiś młody facet. Trzeba przyznać, że wyglądał naprawdę seksownie. Stop. O czym ja myślę. Przecież to jest mój nauczyciel. Z drugiej strony mógłby uchodzić za ucznia ze starszej klasy. Mój tok myślenia zmierzał w złym kierunku.
-Melinda Fletcher. A pan to?- spytałam siadając w ostatniej ławce pod oknem.
-Michael Wilson. Pani Regina przeszła na emeryturę. Teraz pozwolisz, że znacznę prowadzić lekcje.- zaczęłam się rozpakowywać gdy poczułam, że ktoś dźga mnie w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam znienawidzoną twarz. Margaret. Ta dziewczyna na serio była dziwna. Przez jeden dzień potrafi nic do ciebie nie powiedzieć, a w następny zachowuje się jakbyśmy były najlepszymi koleżankami. Zastanawiałam się co dzisiaj chciała ode mnie.
-Słucham cię Margaret.- powiedziałam przepisując równania z tablicy.
-Chciałam tylko spytać gdzie jest reszta twojej watachy?- nie wspomniałam, że czasem w dziwny sposób obiera swoje myśli w słowa? Jeżeli nie, to macie czysty dowód na to.
-Mieli pilne sprawy do załatwienia.- nie miałam ochoty na rozmowy z nikim, a w szczególności z czarnowłosą.
***
-Wreszcie ktoś odebrał.- zawołałam. Od dziesięciu minut próbowałam dodzwonić się do któregoś z moich przyjaciół. W końcu po piątej próbie odebrał Daniel.
-Mel. Nie mogę rozmawiać.- odpowiedział szeptem.
-Ale to jest ważne. Słuchaj tego. Idę sobie do domu, a tu nagle z lasu wybiega dziewczyna tak jak Pan Bóg ja stworzył.
-Znasz ta dziewczynę?- spytał nadal szeptem.
-Pierwszy raz ją na oczy widzę. Ale cały czas mówi o jakimś zebraniu nadzwyczajmym.- spojrzałam na dziewczynę siedzącą na krawężniku. Mogła być w moim wieku. Na ramionach miała zarzuconą moją bluzę. Jej rude włosy były w strasznym nieładzie.
-Mówiła jak się nazywa? Gdzie jesteś?- spytał. Jego głos zdradzał zdenerwowanie.
-Jestem niedaleko stacji. Nic więcej nie mówiła.
-Czekaj tam z nią. Zaraz tam będę.- powiedział i rozłączył się. Usiadłam obok dziewczyny i spojrzałam w jej czarne oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś miał czarne tęczówki. Jej ciało było pokryte bliznami i siniakami. Jak ktoś mógł znęcać się nad tą dziewczyną. Ile musiała wycierpieć by w końcu uciec. Może jest więcej takich dziewczyn jak ona. Moje rozmyślania przerwał ryk silnika samochodowego. Po chwili przy nas zatrzymał się czarny terenowy samochód. Wysiadł z niego Daniel i podszedł do mnie.
-Hej. Wszystko okej?- spytał pomagając mi wstać.
-Jasne. Zabierzmy ją stąd.- chwyciłam dziewczynę za rękę i pomogłam jej wsiąść do samochodu. Usiadłam koło niej na tylnym siedzeniu.
-Gdzie jedziemy?- spytałam zapinając pas nieznajomej.
-Na radę nadzwyczajną. Starszyzna nie będzie zadowolona, że wejdziesz na spotkanie.- przez resztę drogi Daniel nie odezwał się. Jechaliśmy w ogłuszającej ciszy. W ciągu pięciu minut dojechaliśmy na miejsce. Przed nami znajdował się ogromny budynek. Wzdłuż drogi prowadzącej do wejścia ciągnął się szereg różnorodnych pojazdów. Od starych zniszczonych terenówek po eleganckie osobówki. Wysiadłam z samochodu i od razu obok mnie pojawiła się dziewczyna. Szła za mną jak mały przestraszony szczeniaczek.
Hejo.
•Przedstawiam wam moje drugie opowiadanie.
•Na początku rozdziału znajduje się zdjęcie przestawiające naszą nie znajomą dziewczynę.
•Czy człowiek może odnaleźć się w świecie istot nadprzyrodzonych? Czytając moje wypociny dowiecie się tego.
•Polecam również inne moje opowiadanie "Pakt śmierci"
•Zachęcam do pozostawienia po sobie gwiazdki lub komentarza (można zostawić oba).
Arrivederci, bitches