rozdział piętnasty

1.4K 64 2
                                    

Matt


- Wrócę do Ciebie i zmiażdżę każde jebane żebro, jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, zrozumiałeś?

Skurwiel nie dał rady odpowiedzieć. Być może miało to jakiś związek z tym, że właśnie połamałem mu szczękę, więc skinął tylko opuchniętą głową.

- Cynthia! - wydarłem się, wycierając krew w fartuch, a ta wpadła do biura i zamarła na widok ledwie przytomnego Jacob'a. - Wypłać tej kurwie hajs za ten miesiąc i dopilnuj, żeby stąd wyszedł.

- Zmasakrowałeś go tak i każesz mu zapłacić? - Wybałuszyła na mnie oczy, jakbym postradał właśnie rozum.

- Może nie jestem świętym człowiekiem, ale szefem jestem dobrym. Prawda? - Kopnąłem go lekko w but i wyjęczał niemrawo: „tak, szefie", co mnie w pełni usatysfakcjonowało.

Już wychodziłem, gdy zawibrował mój telefon, informując o nadejściu nowej wiadomości i niemal zgniotłem go w dłoni, gdy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Sali z tym skurwysynem. Dopiskiem: „Kruszynka ma fajne cycuszki" zarobił sobie właśnie na powolną i wyjątkowo bolesną śmierć.

- Matt! - Aubrey zatrzymała mnie w drzwiach, karcąc spojrzeniem, ale wystarczył jeden szybki rzut okiem na wyraz mojej twarzy, by wiedzieć, że musiałem mieć dobry powód. - Mogę na coś się przydać?

- Tak, bądź jutro na wigilii u Thom'a. Sali może Cię potrzebować.

- Będę, kochanie.

Nie musiałem tłumaczyć powodu mojej prośby, choć mogła odmówić, bo moja zastępcza matka nie uznaje świąt, mimo to... nie zawahała się nad odpowiedzią nawet sekundę. Być może dlatego, że nigdy jej o coś podobnego nie prosiłem, a być może miało to związek z tym, co właśnie przed sobą widziała.

Do mieszkania Sali dotarłem w niecałe 4 minuty, łamiąc po drodze wszystkie możliwe przepisy, a gdy otworzyłem drzwi i znalazłem ją, zastygniętą w bezruchu na kanapie, z wzrokiem wlepionym w stolik kawowy, musiałem walczyć sam ze sobą, by czegoś nie rozkurwić.

- Kruszynko... - powiedziałem cicho, a ona wzdrygnęła się mocno i spojrzała na mnie.

- Nigdy więcej tak do mnie nie mów - wychrypiała obcym, zimnym głosem, a wzrok miała oddalony, mimo że patrzyła na mnie.

- Dobrze, nie będę. - Zgodziłem się, podchodząc do niej powoli, jakbym jednym złym gestem mógł ją spłoszyć. - Czy on...?

- Nie, nie posunął się dalej - odpowiedziała cicho, wracając wzrokiem na stolik i przekrzywiła głowę. - Tutaj leżała broń - wyszeptała w końcu. - Na wyciągnięcie mojej ręki, leżała tu broń i mogłam odstrzelić draniowi łeb, kończąc to wszystko, a zamiast tego siedziałam struchlała, pozwalając, by mnie obmacywał i zrobił sobie ze mną zdjęcie.

- Dobrze, że nie walczyłaś, Kru... Kochanie. Zrobiłby Ci krzywdę...

- Większą niż to? - Skinęła głową na wciąż odkryty dekolt.

Chryste, była w całkowitym szoku i nie dziwiłem się jej wcale, ale obawiałem się, dokąd ten stan może ją zaprowadzić. Potrzebowała Aubrey i to szybko. Ja zaraz pierdolnę coś głupiego, co jej nie pomoże, a tylko zaszkodzi.

- Tak, znacznie większą. Mógł Cię pobić, zgwałcić a nawet zabić. On nie ma skrupułów, Kochanie, dlatego jestem z Ciebie cholernie dumny, że zachowałaś zimną krew i przetrwałaś to. Zrobiłaś dokładnie to, co powinnaś była zrobić.

- On mnie... dotykał. A ja się nie broniłam - wyszeptała, a moje serce zaczęło boleśnie obijać się o żebra na widok jej rozżalonej twarzy.

- Twoją obroną było zachowanie zimnej krwi...

Nowy Szef - Tom 3. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz