rozdział dziewiętnasty

1K 58 1
                                    

Matt

Znów zostałem sam na barze, a Zapleczowa Wiedźma stoi tuż za mną, dysząc mi reprymendy do ucha. Była jak obślizgła mucha, której nie idzie niczym odgonić i naprawdę walczyłem sam ze sobą, by jej nie pacnąć, żeby przestała brzęczeć.

- Mówiłam, że masz za miękkie serce, teraz musisz sam zasuwać.

- Gdyby było inaczej, już dawno bym się Ciebie pozbył - pomyślałem głośno, na co się oburzyła.

Nie. Nie miałem na nią cierpliwości.

- Cynthia, proszę... Idź już składać jaja do swojej jaskini.

- Że co? - Spojrzała na mnie jak na dziwaka, a mnie zrobiło się autentycznie smutno, że tylko ja rozumiem też żart. Znam jeszcze jedną osobę, która by się z niego śmiała, ale jej tu nie ma... i nie będzie.

- Po prostu daj mi spokój - burknąłem, ustawiając alkohol na półki, póki przy kiju nie stoi żaden pijak, domagający się kolejnego kufla.

Średnio co 2 minuty dzwonię do Luke'a by upewnić się, że wszystko gra, tym razem robię wszystko, by wydłużyć też czas  o kolejne dwie, bo ostatnim razem groził, że wyłączy w końcu telefon. Coś wspominał o paranoi, ale już go nie słuchałem. Wystarczyły mi dwa słowa: "wszystko ok", a gdy je dostawałem, nie było sensu ciągnąć rozmowy, tym bardziej, kiedy miała zaczynać się od: "słuchaj, jeśli chcesz pogadać...". Gdybym, kurwa, chciał, to usiadłbym do baru, jak ten pieprzony Bill, który właśnie to robi. Los mnie nienawidzi. Tylko jego mi tu brakowało.

Nie pytałem, czego mu nalać, bo zawsze prosi o to samo i za każdym razem opowiada tę samą denną historyjkę, którą już rzygałem i jeśli znów ją zacznie, przysięgam, że wybiję mu zęby. Zawsze mnie wkurwia, ale dziś mam wyjątkowo krótki lont.

- Coś taki posępny, chłopcze? - zapytał, a ja w odpowiedzi tylko bąknąłem coś pod nosem i postawiłem przed nim kufel, w który wgapiał się bez słowa, przez dłuższy czas.

Stałem naprzeciw niego, z rękoma opartymi o bar i czekałem, aż rozpocznie ten sam schemat, który widziałem setki razy. Teraz jednak... w jakimś stopniu zaczynałem go rozumieć. Nie, żebym usprawiedliwiał jego pijaństwo i wylewanie gorzkich żali randomowym ludziom, ale w dużej mierze rozumiałem, jak się czuje.

Tak jakby zamierzał wypłynąć na powierzchnię, ale zbyt szeroko rozpostarł palce, co sprawiło, że zamiast złapać oddech, tonie. Buty, w których przeszedł długą, krętą drogę, były zbyt ciężkie, by nie opadał na dno, na którym teraz może się jedynie urządzać. I to właśnie robi, od lat, przesiadując tu i męcząc mnie historią swojego nieudolnego życia. Czy tak kończy każdy, kto odważy się pokochać?

- Trapi Cię coś - odezwał się w końcu, wciąż nie wychylając kufla, ale na to również nie odpowiedziałem.

Zamiast tego, wyjąłem drugi, po czym nalałem sobie do niego piwa i stuknąłem bez słowa w jego szkło. Ja, w przeciwieństwie do niego, nie potrzebowałem rozmowy. Nie potrafiłem tak uzewnętrzniać swoich myśli i nie widziałem w tym nic złego. Co więcej... Z dwojga złego, wolałem być właśnie po tej stronie baru.

Telefon w mojej kieszeni zawibrował i niemal strąciłem wszystkie butelki, chcąc wyjąć go jak najszybciej. Zdusiłem w duchu jęk rozczarowania, gdy na wyświetlaczu nie pojawiło się imię, którego wypowiedzenie na głos sprawia niemal fizyczny ból, tym bardziej, że od 6 dni nie widziałem kobiety, do której ono należy. Miałem totalnie przejebane...

Odebrałem połączenie z nieznajomego numeru, zostawiając sobie odrobinę nadziei, że być może to ona...

- Tu Nick.

Nowy Szef - Tom 3. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz