Rozdział 10

616 47 0
                                    

Wyszła z mojego mieszkania prawie biegnąc i na nic nie zważając. Ruszyłem z nią. Idąc wąskimi uliczkami w końcu się zatrzymała i zaczęła wiązać buta. To był idealny moment.

-Julio sorry, nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Nie jestem taki jak myślisz. - Zacząłem się tłumaczyć

-To, jaki? Jeszcze bardziej pusty? - Szturchnęła mnie w bok, ale zauważył to policjant i powili się zbliżał. - Szybko zakładaj to na głowę i zdejmuj buty, a tu masz moje. - Mówiąc to wyjęła z nerki chustę i ściągnęła swoje buty karząc mi je założyć. Nie wiem, dla czego ale wykonałem polecenia.

-Przepraszam czy coś się tutaj dzieje? - Zapytał policjant

-Nic, nic... Ben. Ja z koleżanką tylko rozmawiamy. - Powiedziała robiąc słodki uśmiech oraz teatralnie przeczesując włosy - Ona jest z Polski i nie mówi po angielsku. Czy możemy iść?

-Prosił bym, aby jedna z pięknych pań pojechała ze mną na komisariat i wyjaśniła zajście. - Policjant puścił oczko do Juli

-Oczywiście tylko dam Edzie klucz i ona pójdzie do domu, a ja z panem.

-Edzie??? - Ben popatrzył krzywo na dziewczynę

-To zdrobnienie od polskiego imienia Edwarda. Powiem mojej koleżance jeszcze dwa słówka i pójdziemy. - Po wypowiedzeniu tych słów nachyliła mi się nad uchem i szepnęła. - Idź do mnie do mieszkania i czekaj tam na mnie. Tylko uważaj na moje butki. - To mówiąc dała mi klucze i adres pokazując bez głośnie, że mam już iść.

/Julia/

-To pozdrów żone i dzieci Ben. - Powiedziałam wychodząc z komisariatu.

Policjant był miły. Zadał kilka pytań a potem odpuścił. 1:0 dla moich super słodkich spojrzeń, które mu puszczałam.

/Ed/

Szedłem powoli ulicami i myślałem. Gdzie ona teraz jest? Co zrobię już u niej w mieszkaniu? Dlaczego kazała mi ubrać jej buty? Nie powiem były całkiem ładne i wygodne. To był chyba męski model.

Podszedłem do kamienicy na skrzyżowaniu dwóch ulic. Trafiłem dobrze, to jest Move Street 13. Miałem chwile wątpliwość, czy wejść, ale stwierdziłem, że nie mam, na co tu stać. Na jej drzwiach był ślicznie wymalowany numer 11. Wyjąłem klucz i wszedłem do środka.

Mieszkanie było dość duże, lecz na pierwszy rzut oka było widać, że ma współlokatorkę. Ściągnąłem buty i zacząłem się rozglądać. Pierwszy pokój, do którego trafiłem był świątynią mojej osoby. Trochę się wystraszyłem, iż należy on do Juli, ale przypomniałem sobie jej wcześniejsze słowa. Potem była łazienka, kuchnia, salon i spostrzegłem jeszcze jedno pomieszczenie. Drzwi były wąskie i ledwo odcinały się od koloru ścian, ale za nimi znajdował się istny raj.

Delikatne czerwono-białe ściany z akcentami czerni dokładnie mówił, że to pokój, o który mi chodziło. Wślizgnąłem się tam i pierwsze, co zauważyłem to tz. kącik muzyczny i zeszyt leżący na keyboardzie. Otwarłem go i zobaczyłem około 30 piosenek.

-Łał, ona jest niezła w pisaniu.- Wypadła z niego piosenka i nuty. Zrobiłem zdjęcie telefonem i wróciłem do salonu. Rozsiadłem się na sofie i czytałem.

Po kilku minutach usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania i nawija przez telefon.

-No daje słowo Anna, nie mam twojego zeszytu. Nie, nie na 100% go nie brałam.

- Kiedy dziewczyna weszła do pokoju myślałem, że ogłuchnę. Czyli już wiem, do kogo należy świątynia. - Pa. - Powiedziała przez telefon i się rozłączyła. Znów zaczęła piszczeć. Dopiero, kiedy wstałem uspokoiła się.

- Cześć, nie musiałaś tak krzyczeć. Prawie ogłuchłem - wysłałem jej mój najmilszy uśmiech. Skoro to jest przyjaciółka Juli no to musi mnie polubić. Stała i patrzyła na mnie jak na bóstwo. Nie mogłem się powstrzymać od komentarza. - Zrób zdjęcie starczy na dłużej. - Ona, bez zastanowienia pobiegła do pokoju i wróciłam błyskając mi fleszem w oczy. - Teraz prawie oślepłem.

-Sorry, ale powiedziałeś żebym zrobiła zdjęcie. Czekaj, ktoś stoi przed drzwiami. Zaraz wracam.

-Ale skąd to wiesz?

-Powiadomienie telefoniczne. - Podeszła do drzwi, a ja za nią. Stał tam mężczyzna około 50 i patrzył się na mnie wytrzeszczonymi oczami.

-Co pan chciał? - Fuknęła dziewczyna

-Przyszedłem powiedzieć, żebyś się tak nie darła, bo nie ma, o co. Ale się myliłem. Mogę zdjęcie? - To pytanie było chyba do mnie

-Ta spoko - powiedziałem, choć nie miałem na to ochoty.

-Nie ma nawet mowy! - Wydarła się współlokatorka Juli - Spadaj staruchu nikt cię tu nigdy nie zapraszał! I niech twój synulek się nie przystawia do Juli, bo nie skończy się to dla niego dobrze!

-Pomogę jej!- Ta informacja mnie zdenerwowała. Niech nikt się do Juli nawet nie zbliża. Wróciłem do salonu i zacząłem nucić, bo tylko to mnie uspokajało. Słyszałem jak dziewczyna jeszcze wrzeszczy i trzaska drzwiami. Po kilku minutach siadła koło mnie i się przedstawiła.

-Jestem Elizabeth, ale mów do mnie Eli, tak jak wszyscy. Skąd się tu wziąłeś? Czemu masz na nogach buty Jul? I gdzie ona do cholery jest? - Popatrzyła się na mnie jakby z prośbą. Najwidoczniej, nie chciała na mnie krzyczeć.

-Julia jest na komisariacie. - Eli wytrzeszczyła oczy i już krzyknęła

- Jak to na komisariacie? A ty idioto tu siedzisz, bo? - Kipiało z niej, było widać, że się martwi

- Od czego zacząć... - chciałem się chwile zastanowić. Ale Eliza mi nie dała

-Od początku ty ciole, od początku! - Warknęła.

---

Tak jakoś miałam czas i jest długi rozdział bo aż 822 słowa. To do następnego :)

Oddaj mi moje Jordany || Ed SheeranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz