Minęło rok i pół od tej pory, jak przez Wiatr Zmian zostaliśmy przeniesieni z Ejr Chat-Grenoille do Miasta-Pachnącego-Czekoladą. Ejr uważała, że to ku wielkiemu i wielkiemu szczęściu: o wiele miłej mieszkać w Mieście-Pachnącym-Czekoladą, niż benzyną bądź topiącym się asfaltem. Chociaż, jeżeli by zaistniała taka potrzeba, można tu było znaleźć jedno i drugie.
Nie, kłamię: asfaltą w naszym świecie nie pachnie. Ale w sumie Ejr wspaniałe potrafi się przemieszczać pomiędzy jednym a drugim. W normalnym świecie dwadzieścia pierwszego stulecia jest dziwnym Introwertykiem w Kolorowych Bucikach, w świecie wież, gdzie wszyscy uzyskujemy z powrotem życie – Ejr Chat-Grenoille, nieuleczalnym włóczęgą, co w nieogarniany sposób koleguje się z jej wysokością Życiem.
W ogóle, dla Ejr prawie wszystko – "ku szczęściu". Życiu rzadko się udaje naprawdę ją skrzywdzić. A to wszystko dlatego, że Ejr nie traktuje go poważnie. Ogólnie prawie nic nie traktuje poważnie.
A jak można obrazić kogoś, kto Cię nie traktuje poważnie?.. O tym, że nie raz Ejr szlocha w poduszkę, Życie nie nadąża się dowiedzieć, bo rano Ejr już jest jak ogórek, a ja pokojowo zasypiam w torbie podróżniczej.
Więc, to Miasto pachniało czekoladą. Kusząco, namiętnie, tylko i wyłącznie wtedy, kiedy mu się chciało.
Ejr szalała na punkcie jego krnąbrości. Pewnie temu, że sama taka jest.
Została przyniesiona przez Wiatr Zmian. Och, przepraszam. Już mówiłem. Wcale nie było na co się żalić.
Chyba że na ten fakt, że Wiatr nigdy się nie pytał, gdzie ONA by chciała. W sumie, wiatry nigdy się nie pytają – po prostu służą Życiu bezwarunkowo. Więc Ejr się przyzwyczaiła nie liczyć na to, że wszystko się wydarzy w ten sposób, jakiego sobie życzy.
A jakoś jednak – się wydarzy.
W tym istnieje nawet pewna zaleta: marzenie przeżywamy jedno, a rzeczywistość – drugą. Ejr jest bogatsza prawie o całe życie Marzeń, które do tej pory się nie spełniły. Święcie ceni te Niezachwiane Marzenia, nawet kiedy się wydaje, że są obalone w popiół i zdeptane z błotem.
A jeszcze w Mieście-Pachnącym-Czekoladą umiała się wydarzyć niesamowita zima. Wystarczy w śnieżycę wyciągnąć dłoń otuloną rękawiczką w kierunku nieba, i płatki zlatują na nią jak motylki na światło. Nie powtarzające się. Unikatowe. Zawsze pełne wdzięku. Znikające zbyt szybko.
Wiatr Zmian również uczynił z Ejr taki sobie w połowie płatek śniegu. Ciągłe była skądś znikąd i tylko na dziś. Tak się zdarza u Życiowych kolegów. Wszystko dookoła – na chwilę.
Za to tacy ludzie mogą otwierać Zacisznie. No wiecie - są kawiarnie, są piekarnie, herbaciarnie, a to – Zacisznia.
Miasto-Pachnące-Czekoladą, płatki śniegu na rękawiczkach i Zacisznia.
A Wiatr Zmian niesie Zamieć z-za rogu.Zamieć wleciała prosto przez otwarty Zaciszowy lufcik i urządziła się prosto na stoliku.
Ejr zapytała się:
- Czym mogę Pani służyć?
- Tym samo, co dla wszystkich – odparła Zamieć, nerwowo pstrykając zamkiem torebki, pełnej drobnych mrozów. - Chcę zacisza.
Ejr kiwnęła głową.
- Miałam na myśli – którego zacisza? Domowego pachnącego świeżym praniem? Kominkowego z trzaskiem, jak z baśni? Takiego, jak na ramieniu przyjaciela czy jak patyk cynamonu w wielkim kubku kakao?
Zamieć się pogubiła. A mrozy powoli się rozpełzały po kątach Zaciszni i urządzali się przy parapetach, żeby porysować rogi okien familijnymi monogramami.
- Nie wiem – potrząsnęła głową w końcu Zamieć - Gnam przez całe życie, jestem tym sfatygowana... Chcę się zatrzymać, ale wtedy już nie będę Zamiecią...
Zmęczonie potarła całkowicie siwe skronie.
- Więc podaj mi tylko... może zwykłe zacisze dnia, co tam Ci pozostało.
Ejr się uśmiechęła. Wiedziała: zacisze – to również sztuka. Więc nic dziwnego, iż Zamieć nie wie. Nie wszyscy znają się na zaciszu, a potrzebuje go każdy.
Po to istnieją Zacisznie.
- Zacisze – to nie tylko zwić się w kłębek – uspokojająco wyjaśniła Zamieći. - Bywa również zacisze łamiącej się lodowej warstwy na zamarzniętej kaluży lub namiętnie rozbijającej się o nabrzeżną skałe fali. Ale dla Pani... podam dwie garście śnieżnego kurzu, błyszczącego w świetle księżyca ze szczyptą zacisza piosenki wiatru w kominie. Pasuje?
Zamieć się wzbiła ze stołu gwiazdkami śniegu z zaciekawieniem.
- A to zadziała?
Ejr pewnie kiwnęła głową.
- Najważniejsze, jak będzie Pani lecieć nad Miastem, niech Pani oddycha głeboko i uważnie. Możliwie, ono Pano zaoferuje zapach czekolady. I wtedy już na pewno Pani na długo zostanie szczęśliwa.
Zamieć rozradowanie zawołała mrozy z powrotem do torebki. Posłusznie się ściągnęli do niej i wdrapali się do środka, zabawnie poruszając nosami.
- Tym zapłacę - wskazala Zamieć na wzorowane przez mrozy okna. - Wystarczy?
- Zdecydowanie – odparła Ejr, podpierając głowę rękami i patrząc, jak w łagodnym promieniu młodego księżyca Zamieć wyślizguje się przez lufcik, osypując się śnieżnym lśniącym pyłem i zapomina na stole wielki płatek śniegu. Teraz leci nad Miastem całkowicie szczęśliwa. Ewidentnie. W kominie śpiewa wiatr i można w tej pieśni usłyszeć:
- Nie zapomnij. Niedługo znów przyjdzie Twój Wiatr Zmian.
I przez drzwi Zaciszni wejdzie ktoś zupełnie nieoczekiwany.

CZYTASZ
Piękna plus Potwór
Storie breviOstatnia z trzech serii opowieści "Poddasze Wewnętrznych Osobowości": 1. Poddasze Wewnętrznych Osobowości - o ludzikach wewnętrznych, co siedzą w każdym z nas (oczywiście, z pewnymi różnicami) i prowadzą dziwaczne ale przy tym pełne sensu rozmowy. ...