38. Napad

48 5 0
                                    

Zasłoniłam usta ręką. Dwóch mężczyzn przeszukiwało pracownię, wyrzucając z szafek i półek dosłownie każdą rzecz. Trzeci trzymał mnie za ramię, usadzając mocno na miejscu.

- Gdzie to jest? – warknął. – Gdzie jest Ostrze?!

Pokręciłam tylko przerażona głową. Mężczyzna mocniej zacisnął palce na moim ramieniu i szarpnął. Zabolało, pisnęłam więc.

- Mów!

Upadłam pod ścianą, gdy mężczyzna rzucił mnie tam w bardzo brutalnym geście. Dwóch pozostałych wciąż przeszukiwało każdy kąt i teraz ruszyli na zaplecze, do moich kwater, gdzie również po chwili usłyszałam stukot przedmiotów opadających na podłogę i trzask tłuczonego szkła.

Zwinęłam się przerażona pod ścianą. Tak bardzo się bałam. Viego odszedł, a wraz z nim jego Zrujnowane Ostrze. Lecz nawet jeśli miecz by tu był, nie chciałabym oddawać go złoczyńcom.

- Gdzie to jest?!

Krzyknęłam, gdy ręka mężczyzny wylądowała na moim policzku. Raz zapiekł i sprawił, że moje serce zamarło z przerażenia. Tak bardzo chciałam, by przestali, by odeszli, by ten koszmar w końcu się skończył. Tutaj, w blasku wieczornego słońca w środku pięknego Sudaro wśród szczęśliwych ludzi pragnęłam tylko, by wszystko wypełniło się Mgłą i by otoczyła mnie ta czuła, bezpieczna ciemność.

- Ty cholerna dzi-

Swoich słów mężczyzna nie dokończył. W jego piersi pojawiło się długie, lśniące zieloną, martwą mocą ostrze. Zbir westchnął, jęknął i zapadł się w sobie tak, jakby jego dusza uleciała w jednej chwili z jego ciała. I być może właśnie tak było – Mgła bowiem szarpnęła czymś półprzeźroczystym i pożarła to w jednej sekundzie.

Ciało mężczyzny głucho opadło na podłogę. Viego wyjął swój miecz z trupa i złym spojrzeniem ogarnął wbiegających z zaplecza dwóch mężczyzn.

- Ze wszystkich osób na świecie – zaczął zimnym tonem – wy musieliście atakować akurat szwaczkę. Głupcy.

To nie trwało długo. Dwa ciosy, dwie wydarte dusze, dwa upadające cicho ciała. Kilka sekund później pracownię ogarnął cicho szepczący mrok i krzyk zrujnowanego króla.

- V-Viego... - jęknęłam.

Martwy władca od razu się odwrócił i z cichym jękiem dopadł do mnie. Viego odłożył miecz na podłogę i ujął moją twarz.

- Marie...

Wypływająca z jego serca mgła ogarnęła mnie czule tak samo, jak dłonie zrujnowanego króla. Do moich oczu zaczęły napływać łzy, a po chwili dopadłam do Viego, mocno wtulając się w jego ramię i szlochając w panice. Ten cały pozorny spokój zniknął teraz w jednej chwili, pozostawiając tylko strach, ból i przerażenie. Viego westchnął i przycisnął mnie do siebie mocno.

- Marie... głupia, naiwna szwaczko, czemu ty zawsze musisz wpakować się w kłopoty, hm? – wymruczał. – Czyż twój martwy król nie powiedział ci, że musi odejść?

- Nie zostawiaj mnie – jęknęłam. – Viego... nie zostawiaj mnie!

- Gdzie jest Joel, Marie? – Viego odsunął mnie nieco od siebie i spojrzał w moje oczy. – Miał cię strzec. Miał zawsze być przy tobie.

- Chcę, żebyś ty był przy mnie – wyznałam z jękiem. – Viego...

Viego zamrugał zaskoczony oczyma. Chciał coś powiedzieć, już otwierał swoje usta, ale zamknął je i zerknął zły ku drzwiom. Wręczył mi, po raz kolejny, Zrujnowane Ostrze.

- V-Viego?...

- Powiedz im, że wróciło – wymruczał tylko, układając mi dłoń na policzku. – Że wróciło i zabiło każdego, kto chciał zrobić ci krzywdę, Marie.

Łamacz serc (League of Legends: Viego & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz