Tox

30 1 0
                                    

Witajcie!

W przyszłym tygodniu raczej nic nie opublikuję, bo:

1. mam głupie diagnozy i ważny egzamin

2. nie mam żadnego rozdziału w zapasie.

Więc bądźcie cierpliwi, kiedyś to nadrobię.

Enjoy.

_+_+_

Tox była zdeterminowana.

Od kiedy skończyła dwanaście lat, wiedziała, że jest inna. Początkowe zmiany zachodziły subtelnie. Jej węch się zmienił, wyostrzył. Wzrok poprawił i zaczął wyróżniać większą liczbę barw. Włosy spłowiały, a później nabrały limonkowego blasku. Rodzice sądzili, że przefarbowała, mimo wielokrotnych zaprzeczeń. Podobnie było z kolorem oczu, o których ludzie sądzili, że nosi kontakty.

Nie nosiła - wcale. Jej oczy samoistnie zmieniły się w toksyczną zieleń. Jak jej imię, które zaczęła podejrzewać, że nie otrzymała też wcale tak przypadkowo. Ostateczną widoczną zmianą był kolor skóry. Zaczęły pojawiać się na niej plamy. Zielone, świecące, jakby polała ją jakimś żrącym kwasem, który zamiast przepalić tkankę, scalił się z nią w jedno.

Nauczyła się chować to. Ukrywać zieleń pod długimi rękawami, przebierać się na wf w łazience, a w domu nigdy nie wychodziła z pokoju bez dresów do kostek. Włosy farbowała na swój naturalny kolor, a w oczach rzeczywiście zaczęła nosić szkła kontaktowe, by choć odrobinę ukryć jarzącą się limonkową barwę tęczówek.

Gdy plamy pojawiły się na twarzy, rodzice Tox byli wściekli. Sądzili, że podłapała jakieś śmieszne trendy w makijażu i próbuje nieumiejętnie naśladować koleżanki. Prawda była taka, że Tox nigdy w życiu nawet nie tknęła przyborów kosmetycznych, a w tamtej chwili musiała nauczyć się robienia na tyle silnych podkładów, by tuszować zielone plamy na policzkach.

Starała się uchodzić za normalną. Naprawdę usilnie próbowała. I nawet wychodziło jej to przez rok czy dwa.

A później wszystko się sypnęło.

Rodzice odkryli jej przypadłość. Tego wieczoru okropnie się kłócili. Niewiele pamieta. Krzyki zlewały jej się w jeden długi pisk. Twarze zamazały się, tak dawno to było. Ale wie aż do dziś, że zrobiła bardzo złą rzecz.

A potem uciekła.

Błąkała się po mieście przez wiele dni. Zabrała z domu zapas oszczędności, nawet dość pokaźny. Lecz nie starczył na dłużej niż miesiąc. Na szczęście, w porę znalazł ją on.

Nazywał sie Davis Carol. Mówił, że bada dziwne przypadki. W pierwszym odruchu Tox obraziła się i chciała odejść, on jednak na spokojnie wytłumaczył, że specjalnymi przypadkami są ludzie, którzy posiadają moc.

Nazwał ja mocą Żywiołu. Pomógł Tox zidentyfikować własną przypadłość. Odkryć, jaki rodzaj mocy kryje się w jej toksycznym wnętrzu. Prędko okazało się, że jest Mistrzynią Trucizn.

Co za ironia... Być Mistrzynią w czymś, co potrafi narobić tak wiele szkód, a już nie może ich naprawić.

Jednak Davis mówił inaczej. Twierdził, że wszystko można odwrócić. Mechanizm każdego prawa, działanie każdego przedmiotu, konsekwencje każdej reakcji, nawet zatrucia.

Tox nie chciała mieć nadziei.

Nadzieja zniknęła dawno temu, gdy dziewczyna zaczęła podejrzewać najgorsze. Jak mogła posiadać moc, której nikt z jej rodziny nie miał? Nikt nie wiedział, co się z nią działo? Nie potrafił wytłumaczyć nienormalnych zjawisk, które zdażyły się tego dnia, gdy uciekła?

Zrozumiała, że jest adoptowana. Jak mogło być inaczej? Rodzice blondyni, ona ciemnowłosa. Rodzice jasnoskórzy, ona z piękną opalenizną. Rodzice wysocy i szczupli, tymczasem ona niska i raczej krępa. Wszystko jednoznacznie wskazywało, że coś jest nie tak. A Żywioł dosłownie wykrzyczał jej w twarz, że nie należy do tej rodziny.

I jak tu mieć nadzieję? Gdy nie masz nawet rodziny? Gdy samemu widzisz skutki posiadania strasznej mocy? Trucizn przeżerających metal i niszczących skały?

Davis próbował pocieszyć Tox. Przedstawił się jako zbzikowany naukowiec z niecodziennym hobby. Mówił, że dawno temu pracował dla Mistrzów, próbując odkryć sekrety ich mocy. Jak powstaje? Skąd bierze się jej początek? Z jakiego źródła czerpie energię?

Szybko przekonał się, że dla tak złożonej magii nie ma odpowiedzi. Za swoje badania naukowe, które przeprowadzał z pomocą Tox, nie otrzymał ani złamanego grosza. Na forum naukowym został wyśmiany, a na konferencji przyznano mu rolę dziwaka. Aż w końcu stwierdził, że porzuci projekt, walcząc o swoje potrzeby finansowe.

To był kres jego kariery. Jego marzeń, życzeń. Jego życia.

Nieodkryte przyczyny. Brak odpowiedzi na pytania Tox. Toksyczne związki i trucizny, które tworzył jej organizm. Jad w kłach, jak u węży, kiedy była zła. Zabójcze opary, które wydzielaly się z każdej powierzchni jej skóry, gdy się bała. I toksyczna krew, która zawsze jej ciążyła.

Dziwna krew. Magnetyczna i toksyczna. Davis nigdy nie był w stanie wytłumaczyć tej anomalii. Przez wiele lat Tox żyła w przeświadczeniu, że będzie musiała uważać przy najmniejszym skaleczeniu, by kogoś nie otruć. Sądziła, że Żywioł jest bardziej klątwą niż darem.

Aż do wczoraj, gdy spotkała człowieka wartego uwagi. On mówił, że ma sprzęt. Szeroki zestaw umiejętności. Znajomości i kontakty, pod które dzwoni, gdy nie jest czegoś powien. U niego wszystko wydaje się proste!

Dlatego obdarzyła go minimalną dawką zaufania i pozwoliła mu zbadać swoją nietypową krew. Miała nadzieję, że odpowie na pytanie, dlaczego jest namagnetyzowana i trująca? Czy zawsze taka będzie? Jak można to wyleczyć? Z jakiego powodu tak się dzieje? Po co? Jakiego boga to był niecny plan? I czy ktoś tam w górze w ogóle jest, by mógł odpowiedzieć na pytanie, dlaczego stało się to, gdy miała raptem czternaście lat...?

Tox wiedziała, że ostatnie pytanie na zawsze pozostanie bez odpowiedzi. Ale mogła mieć nadzieję, że przynajmniej reszta się wyjaśni.

_+_+_

Trochę przemyśleń i tajemniczego życia Tox, Mistrzyni Trucizn! I znów pojawia się ta namagnetyzowana krew... hihi, jeszcze troszkę o niej będzie.

Sekrety żywiołów || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz