– Nie możesz mi tego zrobić.
– Hubert, proszę posłuchaj mnie... – słowa zostały przerwane, po czym rozpłynęły wokół, ich miejsce natomiast, zastąpiła zalewająca wręcz głucha rozpacz, przemieszana z kompletnym niezrozumieniem.
– Kurwa nie możesz, rozumiesz! Po tym wszystkim?
– Ale poczekaj chwile, tylko daj mi dokończyć – w odpowiedzi młodszy rozmówca pokiwał przecząco, ponownie rozpoczynając z jeszcze większym słowotokiem.
– Dlaczego miałbym? Żebyś zaraz miał wytknąć jak okropnym chłopakiem byłem? – Karol spojrzał na niego szczerze zaniepokojony, jednak zachował milczenie, zaintrygowany początkiem owej wypowiedzi – jak bardzo zatruwałem ci życie każdego cholernego dnia, kiedy musiałeś pomagać mi nawet w podstawowych czynnościach? Jak bardzo nienawidziłeś odwoływania przeze mnie spotkań, bo rzekomo wolałeś zostać? Jak bardzo wkurzały cię te wszystkie nieprzespane noce, które ci fundowałem? Jak bardzo...
Wtem ciało blondyna opadło nijako bezwładnie, ku najbliższej ścianie, zaś usta opuścił dyskretny, prawie bezszelestny szloch. Karol nie czekając już ani chwili dłużej złapał słabszego we własne obcięcia, zamykając w nich szczelnie. Co niespodziewane, nie został odrzucony, a stało się wręcz przeciwnie - Hubert resztkami sił przyciągnął go jeszcze bliżej, tym samym zacieśniając uścisk.
Jakoby pełen obawy, iż bez niego opadnie w jeszcze głębszą otchłań bezradności, która pochłonęła by rzeczywistość, równie szybko jak owe zasłabnięcie.
– Skup się na oddychaniu, okej? Nie myśl o niczym na chwile... – szeptał nad wyraz ciepło, uspokajająco, zanurzony we włosach ukochanego. – Proszę cię.
Czy nie lepiej byłoby tkwić w toksyczności, niż podejmować tę próbę?
Nigdy nie poradzą sobie bez siebie, przecież tak bardzo się kochają.
Jednocześnie prowadząc codzienną wyniszczającą nawałnice...
Dzielili razem tyle szczęścia, zawsze mając się obok.
Ukrywając wspólną udrękę i ból, z każdym dniem coraz staranniej...
Pomieszczenie, mimo iż niezachwiane żadnym konkretnym dźwiękiem, wydawało się wręcz ogłuszać wyimaginowanym niemym krzykiem. Rozgrywająca się tu scena pozostawała równie surrealistyczna, zabarwiona kompletnie nierealną konwencją.
Dwoje zmarnowanych ludzi, spoczywająca u kresu własnej wytrzymałości, we wspólnej bolączce. Którą jednego dnia, w nieświadomości własnoręcznie nałożyli na swe barki.
Nie zawsze sprawy miały przedstawiać się w ten sposób, choć teraz trudno uwierzyć, stosunkowo niedawno świat tej dwójki wyglądał całkiem inaczej. Barwniej, przyjemniej i zdecydowanie pozytywniej. A zaczęło się od na pozór całkiem przypadkowego spotkania, kilka dobrych lat temu. W jednym z Warszawskich barów, przy okazji spotkania dwóch grup znajomych.
Jeszcze tego samego wieczoru, mimo towarzystwa, zdołali wymknąć się z imprezy, przez okno w jednej z łazienek. Sposób ucieczki w istocie był wątpliwy, lecz na tamten moment pozostał doskonałym pomysłem, który zakiełkował w głowie Karola.
Toteż nie długo po tym, znaleźli się w ścisłym centrum miasta, delikatnie pijani i chętni ku realizacji kolejnych tym podobnych wyzwań. Wędrowali razem późną nocą, nie analizując kierunku czy celu. Wchodząc przy tym na każde ciekawsze wzniesienie, czy budowle. Łapiąc przypadkowe taksówki, dla czystej frajdy, improwizując beznadziejne karaoke albo konkurs najgorszego tańca. Jak i również niekiedy, z pełną swobodą zagadując do przechodniów, którzy wydawali im się być w podobnym, nieco bez grawitacyjnym stanie.
Gdy ciemne niebo nie śpiesznie rozpoczęło ustępować nadchodzącemu świtowi postanowili udać się do mieszkania starszego. Tam, z lekka przygasłą już energia przegadali kolejne kilka godzin, analizując urywki z wieczoru oraz wszystko inne, co tylko wpadło im w dalej chwili do głowy. Nie obawiali się żadnego wypowiedzianego słowa, w zasadzie ewentualne wątpliwości przed eufemistycznie ujętym - palnięciem głupoty, kompletnie nie obowiązywały. Na pierwszy rzut oka, współgrali więc idealnie.
Od razu umówili się na kolejne spotkanie, nie chcieli zwlekać. W praktycznie rekordowym czasie przechodząc z niesamowicie mocnej i szczerej przyjaźni w równie stabilny oraz pewny związek.
Wydawać się mogło, że wszystko to, działo się odrobine za szybko, choć z biegiem dni, a następnie lat okazało się, iż wniosek ten, był całkowicie błędny. Relacja którą tak starannie pielęgnowali budziła zazdrość w gronie większości znajomych, a czasem nawet pośród obcych, nie wielu było wstanie zrozumieć jak udało im się tego dokonać.
– Myślę, że będzie lepiej jeśli przestaniemy to robić – młodszy podniósł głowę z ramienia bruneta, rzucając pytające spojrzenie, odsunęli się od siebie nieznacznie.
– Nie powiesz tego...
– Przestańmy próbować utrzymywać to przy życiu.
Słowa przetoczyły się głuchym echem przez pomieszczenie, wbijając do umysłów, wkradając w każdy zakamarek ciała, by kategorycznie obezwładnić.
Teraz gorzkie łzy znalazły się nawet na policzkach starszego, tak naprawdę przeraził go jego własny głos, niesamowicie chłodny, wyprany z emocji ton.
Świat na krótką chwilę stanął w miejscu.
CZYTASZ
Zbiór wspomnień | Doklereq
Fanfiction" Niekiedy uczucie, na pierwszy rzut oka wspaniałe oraz budujące, potrafi zamienić się w uciążliwe, wyniszczające, dla obu stron. Niewyrażony paradoks, aczkolwiek jak najbardziej realny. " - One short