Młody ciemnowłosy chłopak znów słuchał obelg ze strony swoich rówieśników. Był nienawidzony przez to że w tak ruznorodnym świece był inny od reszty. Nie miał daru, przyjaciół, życia. Może i oddychał lecz to nie było życie. Młody Izuku zginął wraz z pierwszym uderzeniem pięści jego dawnego przyjaciela. Z wybuchem stworzonym przez Kacchana ktury kiedyś był dla niego jak brat. Jedyne co go wyciągało z łóżka to dłonie i uśmiech jego matki ktura co dnia wysłuchiwała tego jak bardzo on cierpi. Lecz i to przestało pomagać. Każde uderzenie od Bakugo i jego znajomych już nie raniło go tak jak oni by tego chcieli. Izuku się z każdego kolejnego złamanego żebra cieszył. Marzył o tym że jedno z nich załączy jego życie. Lecz za każdym razem oddychał. Pewnego dnia już nie wytrzymał. Nie poszedł tego dnia do szkoły mimo że jego mama widziała jak się do niej szykuje. W plecaku już nie było książek, zeszytów i piernika, zamiast tego była lina, pomięta kartka i jego pamiętnik. Wiedział co chce zrobić. A ten dzień był idealny. Były to jego urodziny. Wszedł do lasu, zawiesił linę na jednym z drzew kture skrywało się zdała od wzroku ludzi. Druga końcówkę ktura była zawiązana w szubienicę założył na swoją szyję. To nie było bolesne. Nie tak by określił to uczucie. Po prostu nie mógł oddychać. Z czasem tracił przytomność. Tak oto Izuku Midoriya odebrał sobie życie. Lecz czy można to tak nazwać? Według mnie nie. On już wcześniej nie żył. To jego ciało żyło.