Scott przypadkiem dowiaduje się o związku Dereka i Stilesa, a przy okazji ma zbyt długi język. Potem jest Deaton, nauka magii i jakieś wróżki.
— — — — — —
— Boże, jak ja cię nienawidzę — wymamrotał w usta starszego, gdy ten przycisnął go mocno do biurka. W zamian nie dostał żadnej odpowiedzi słownej, tylko dłonie zaciskające się na jego biodrach i warknięcie. Dosłowne warknięcie.
W kilka chwil znaleźli się na łóżku i być może sytuacja posunęłaby się dalej w tym samym, przyjemnym kierunku, do którego dążyła, gdyby nie osoba, która w tym momencie pojawiła się w drzwiach.
— O cholera — wymamrotał Scott i stanął jak wryty, a dwie pary oczu spojrzały w jego stronę. — O cholera — powtórzył głośniej, a Derek podniósł się powoli znad mniejszego ciała. Całe szczęście, że nie zaczęli się przynajmniej rozbierać.
— Cześć, Scott — Stiles przywitał się jak gdyby nigdy nic, a Derek kiwnął w stronę Scotta głową na powitanie. Ten natomiast zmarszczył brwi, ułożył usta w grymas, chciał coś powiedzieć, zrezygnował z tych słów, a ostatecznie na jego usta wpłynął szeroki uśmiech.
Syn szeryfa rozszyfrował, że ta rozmowa nie skończy się dobrze, bo wejdzie na tematy, na które nie powinna wejść, ale i tak zaczął odpowiadać na pytania, które rzucał Scott, po tym, jak zajął miejsce obok niego. Ten był ciekawy dosłownie wszystkiego. O najmniejsze szczegóły, detale, fakty. Chciał wiedzieć czemu, jak, dlaczego i jeszcze więcej czemu, jak, dlaczego.
Derek natomiast, zamiast uczestniczyć w rozmowie, przechadzał się trochę po pokoju i przestawiał rzeczy Stilesa. Wiedział, że nastolatek tego nienawidził, tak samo, jak wiedział, że do niego ma słabość, więc nie będzie się czepiać. No, nie aż tak bardzo.
— To dlatego zgodził się, żebyś dalej chodził na lekcje magii do Deatona? —McCall rzucił pytaniem, nie zdając sobie sprawy, z tego, jak niewłaściwym tematem ten był. Hale słysząc to, stanął nagle w miejscu i już żadne rzeczy nie wydawały się aż tak interesujące.
— Żeby robił co? — zapytał Derek, wpatrując się tępo w swojego chłopaka. Ten natomiast usilnie na niego nie patrzył. Wzrok miał skupiony na Scotcie, który lekko się zmieszał. — Scott, zostawisz nas? — zapytał mężczyzna, a nastolatek pokiwał niepewnie głową i rzucając krótkie "przepraszam" w stronę swojego przyjaciela, opuścił pokój.
Kiedy para usłyszała odjeżdżający spod domu motor, Stiles spojrzał bezradnie na alfę, a ta oczekiwała wyjaśnień. Patrzyła ostro na nastolatka, a gdy jego spojrzenie nie ulegało zmianie przez dłuższy czas, młodszy zaczął bawić się wisiorkiem na szyi i odezwał się, ostrożnie dobierając słowa. Nie chciał doprowadzić do kłótni.
– Wiesz, że to jest dobre... – zaczął, ale Darek praktycznie od razu mu przerwał.
– Rozmawialiśmy na ten temat kilka razy. Nigdy nie powiedziałem, że te lekcje są czymś dobrym – stwierdził sucho i nie poruszył się ze swojego miejsca. Dalej wpatrywał się tępo w nastolatka, który podniósł się powoli z łóżka i zaczął do niego podchodzić.
Stiles się go nie bał. Już nie. Jeszcze kiedyś pewnie uciekałby z krzykiem na myśl, że musi siedzieć z wilkołakiem w jednym pokoju i rozmawiać z nim na poważne tematy. Teraz jedynym co czuł był smutek, że ich zdanie jest podzielone i nie myślą tego samego. Wiedział, że nie zawsze będą się zgadzać, ale przeszkadzała im ich wspólna cecha – upartość. Posiadali ją i nie chcieli się jej wyzbyć, bo uważali, że ta jest ona ich niezbędnym elementem.
Różniło ich to, że Stiles sądził, że szkolenie się w magii jest okej, a Derek uważał, że jest to niebezpieczne i zabronił mu tego robić. Odbyli na ten temat kilka większych kłótni, których oboje żałowali. Stilinski nie zamierzał jednak rezygnować z czegoś, co dawało mu poczucie spełnienia i bycia potrzebnym. Derek tego nie rozumiał, a może i rozumiał, ale uważał, że jego troska o młodszego jest ważniejsza, niż jego potrzeby.
– Okłamałeś mnie – ton jego głosu nie uległ zmianie, nawet wtedy, gdy ich oczy zrównały się i przyglądały się sobie wzajemnie z mieszaniną uczuć. – I dalej nie rozumiesz, że nie jest to dla ciebie dobre – przypomniał, odwołując się do wcześniejszych słów syna szeryfa, a nastolatek posłał mu krzywe spojrzenie.
– Nie oszukuj się – powiedział, na co mężczyzna zmarszczył brwi. – Po prostu się, kurwa, nie oszukuj, że chodzi ci o mnie – wyjaśnił. – Oboje wiemy, że chodzi o twój strach.
Derek się nie poruszył. Przez chwilę też nic nie powiedział, tylko wpatrywał się w nastolatka przed sobą. Wiedział, że ten ma rację. Nie domyślał się jednak, że ten zdaje sobie z tego sprawę. A powinien. To był w końcu Stiles. Zawsze wszystko wiedzący nastolatek, który wyłapywał najmniejsze szczegóły, których nie widział nikt poza nim.
– Masz rację. Chodzi o mój strach – potwierdził, na chwilę odrywając od niego spojrzenie. – Ale to nic nie zmienia, prawda? Dalej wybierasz lekcje u Deatona zamiast swojego bezpieczeństwa? – zapytał powoli, doskonale wiedząc, jaką odpowiedź dostanie.
– Nie potrafisz zrozumieć, że te lekcje sprawiają, że czuję się bezpieczniej? – zapytał głośniej, poważniej. Nie krzyczał, po prostu podkreślał słowa. Akcentował je i przerzucał powoli, twardo, tak jakby miało to zmienić ich znaczenie. Miało pokazać ich powagę, siłę.
– Przecież masz nas – stwierdził mężczyzna, a Stiles przełknął gorycz, która zaczęła się w nim zbierać. Prychnął pogardliwie na jego słowa.
– O to chodzi. Mam was, ale sam jestem nic niewart – stwierdził ponuro, a złość rozlała się w jego ciele. Cały czas czuł się bezużyteczny. Doskonale pamiętał uczucie strachu i odrętwienia, które mu towarzyszyło, gdy nie był w stanie się obronić i jedyne co mógł robić, to liczyć na kogoś innego. Na kogoś, kto przybędzie mu na pomoc i zostanie jego bohaterem.
– Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi – warknął, patrząc, jak nastolatek się od niego cofa.
– Myślę, że pan alfa nie jest w stanie pojąć jednej, cholernie prostej rzeczy – powiedział spokojnie, ukrywając swoje rozgoryczenie. – Chcę samodzielnie zadbać o swoje bezpieczeństwo. Chcę przestać się bać i chcę przestać być zależnym od was wszystkich, bo czuje się jak ciężar – wyznał, ale do Dereka to nie dotarło. Stracił zbyt wielu ludzi, żeby codziennie martwić się, czy Stiles nie umarł, ćwicząc nowych sztuczek przy boku Deatona, dlatego, gdy z jego ust wydobyły się słowa, nie był zdziwiony ich treścią.
– Nie dam rady – powiedział, pierwszy raz się przed kimś łamiąc. – Nie dam rady patrzeć, jak ćwiczysz coś, co może cię kiedyś zabić. Musisz wybrać albo ja, albo magia. – Nie patrzył mu w oczy. Właściwie nie patrzył w żaden konkretny punkt.
Stiles prychnął i uśmiechnął się kpiąco. Przełknął łzy smutku i krzyki bólu, które chciały znaleźć ujście i po prostu wyszeptał spokojnym głosem. – Myślę, że wiesz, gdzie znajdują się drzwi.
CZYTASZ
one shoty tw
Fanfictionderek hale x stiles stilinski krótkie opowiastki, gdzie występują głownie siły nadprzyrodzone i homoseksualizm, ale tego nikomu nigdy za wiele więc zapraszam [jeśli chcecie coś szczególnego to pv + głównie występuje tu sterek] ponowny start: 30.12.2...