Chapter IX: Upadły cień

1 0 0
                                    

Była ulewa i mimo faktu że minęło kilka tygodni nic się nie zmieniło ani na froncie, ani z sytuacją po zdobyciu niewielkiej przewagi nad wifiarzami.
Mimo tego szły przygotowania. MB stał na balkonie w jednym z domów Pandemonium i się patrzył na to wszystko. Jak żołnierze przenoszą bronie, torby z jedzeniem i innymi rzeczami. Po chwili zauważył na że na końcu ulicy rozmawiali ze sobą Gordon, Tiamut i Shogun.
- Hm, czyli plan się udał - rzekł do siebie - poniekąd - dodał po czym skierował swój wzrok do wnętrza pokoju. Było to ogromne pomieszczenia, w którym znajdywało się duże łóżko i kilka szaf. Na nim pod kołdrą leżała Iris, która spała. Saibot się tylko uśmiechnął.
- A pomyśleć że chciała mnie uśmiercić.
Po tych słowach wszedł do środka i podszedł do łóżka, po czym się na nim położył. Wtedy przyłożył swoją głowę do jej głowy.
- Księżniczko pobudka - rzekł.
- Mm?
- Ehh - westchnął, cmoknął ją, po czym się odsunął - dobra śpij, ja schodzę na dół. Być może coś się w końcu ruszy od tych zasranych tygodni.
Po tych słowach poszedł do wyjścia.
Po jakimś czasie znalazł się na zewnątrz i zaczął łazić po tłocznej ulicy.
- Ej MB.
Ktoś do niego krzyknął. Okazało się że był to nie kto inny jak Jellow, który hakiem wymachiwał żołnierzom co mają robić.
- Jellow? - spytał z niedowierzaniem - Przecież mieliście pod nieobecność...
- Myślisz że będziemy stać bezczynnie i patrzeć jak sam walczysz z wifiarzami? - przerwał mu - Nie ma takiej opcji. Poza tym usłyszeliśmy że nareszcie znalazłeś dziewczynę. Ja z Jacą chcielibyśmy ją poznać.
- A no racja - rzekł głos Scorpiona zza pudeł - to jest oczywiste.
- Bracia powiem wam tyle, że no ciesze się że wy tu jesteście. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.
- Koniec końców to NTM zaczęło walczyć z wifiarzami - stwierdził Jellow opierając swój hak o bark - więc i NTM to zakończy.
- Pomóc wam? - spytał się Saibot.
- Eee, w zasadzie to nie ma takiej potrzeby, zresztą truli tobie dupę ci z BD że powinieneś się zjawić gdzieś w centrum zniszczonego pałacu - odpowiedział Jellow.
- Czyli coś się ruszyło - stwierdził Saibot.
- Oj tak, zarządzali mobilizację wszystkich klanów członkowskich naszego Wielkiego Sojuszu, będzie się działo.
- Dobra nie będę kazał im czekać, potem pod wieczór lecimy pić?
- No jak będzie czas to z chęcią - wtedy odwrócił się w stronę wozu - co nie Jaca?
- Tak, tak - rzekł Scorpion wychodząc zza pudeł - dawno tego nie robiliśmy w sumie.
Po tych słowach MB poszedł dalej ulicą. Po przejściu kilkudziesięciu metrów zatrzymał się przed wozami NN. Tuż przy nich oprócz Barak i Kahnów zarządzali wszystkim Gnierat i Kabal z szarawą skórą.
- Gnierat! Miki! - krzyknął do nich.
Wtedy odwrócili wzrok w jego stronę.
Tymczasem Saibot podszedł do nich.
- Witaj MB - rzekł złotawy Kahn.
- Nie sądziłeś że jeszcze was zobaczę - oznajmił.
- Bo co? Myślałeś że skoro wifiarze rozłożyli nas w niecałe 2 tygodnie podczas Drugiej Wojny to my się nie stawimy do walki z nimi? - spytał się Gnierat, po czym się zaśmiał - Niedoczekanie.
- Nie, akurat nie sądziłem że was też uda się zebrać - odpowiedział mu.
- Nie byłbym taki przeszczęśliwy - stwierdził Miki - jedynie co to udało się przenieść do tego zadupia kilkanaście żołnierzy. To za mało.
- Każda pomoc się przyda.
- Hmh, takie pytanie ci zadam - rzekł Kahn.
- No wal wikingu - Saibot skrzyżował ręce.
- To prawda że ten cały lider wifiarzy te obie wojny zaplanował? Ich cały przebieg i tak dalej?
- Niestety - odpowiedział mu.
- Jebany skurwiel - przywołał swój młot wbijając go w ziemię - może i nie mam z nim najmniejszych szans, ale zapłaci za dewastacje ziem NN.
- Dobra miło że się was spotkało, ale muszę spierdalać, bo jakieś plany mają.
- Czyli coś się dzieje - stwierdził Miki.
Po tym poszedł drogą w stronę pałacu.
Miasto było w ruinie. Kiedy przechodził obok trójki Kahnów których wcześniej widział zauważył jak Gordon pogania jakiegoś człowieka ubranego w czarny garnitur z kapeluszem. Po chwili Gordon go zauważył i kiwnął do niego głową.
- Zapasy mogą nie wystarczyć - rzekł do Shoguna Tiamut.
Po chwili MB odszedł już na taką odległość że już nie słyszał ich dyskusji. Po pewnym czasie znalazł się tuż przy pałacu. Wejścia pilnowało kilku Kleryków. Kiedy wszedł do środka podszedł do stołu, który był wystawiony na środku dawnej sali tronowej.
Przy nim stali Akamoto, Annathar, Mystake i Rejzor.
- To sensu nie ma - rzekł Rejzor.
- Mi też się nie podoba te czekanie - oznajmił Annathar - ale nie mamy wyjścia - skrzyżował ręce.
- Witam - nagle się wtrącił MB.
- No wstał nareszcie - stwierdziła Mystake - nareszcie do czegoś się przydasz.
- Na to czekałem, jaki plan? - spytał się zacierając ręce - No i dlaczego Shoguna tutaj z wami nie ma? Myślałem że znowu będzie siedział na dupie i gapił się w te mapy godzinami.
- W zasadzie ten plan ma przedstawić nam wszystkim konkretniej twoja kochanka - odpowiedział mu Rejzor - jednak tyle wiemy że gdzieś ze mną, Iris i kilkoma Klerykami się udasz. Natomiast Shogun nie miał co tu robić, więc poszedł umacniać miasto przed ewentualnym atakiem wifiarzy.
- Chwila, przecież obroniliśmy te no. Jak to miasto się nazywało?
- Hovedvei - rzekł Akamoto - i zostało zniszczone. Nie ma sensu bronić się w ruinie, szczególnie że nie mamy czasu, aby odbudowywać mury. Dlatego schronimy się za grubymi murami Pandemonium.
- Aha, rozumiem - rzekł gapiąc się na nich z pewnym zdziwieniem.
- No cóż, ja muszę coś jeszcze doczytać w cesarskiej bibliotece, bo coś mi się otarło, więc...
- Zaczęliście narady beze mnie? - nagle się wtrącił kobiecy zaspany głos.
MB się odwrócił w stronę owego głosu, który jak się okazało należał do Iris.
- Rozumiem, że aż tak mnie nienawidzicie, że wolicie zaczynać beze mnie - stwierdziła mijając Saibota, podchodząc do stołu.
- Nie - zaprzeczył Annathar - akurat tym razem czekaliśmy na ciebie i twój plan.
- A racja - rzekła wyjmując z sakwy schowany zwój.
Po rozłożeniu go wszyscy się zaczęli na niego patrzeć. Poza symbolami runicznymi i pismem na nim widniał obraz czarnego Smoka i istot podobnych do ludzi, ubranych w czarne szaty.
- Upiory Zniszczenia - stwierdziła oschle Mystake patrząc się z nienawiścią na zwój.
- Co? Jakiś problem? - spytał się MB.
- Upiory Zniszczenia to byli przedstawiciele różnych ras, głównie królowie, potężni czarodzieje, wpływowi ludzie i tak dalej. Abaddon przed inwazją podarował tym przedstawicielom potężne artefakty, Korony Destrukcji. W nich była moc Apokalipsy i po pewnym czasie ci, którzy korzystali z jej potęgi stali się Upiorami Zniszczenia, Jeźdźcami Apokalipsy, Lordami Zagłady.
- I właśnie dlatego udało się mi zlokalizować jednego z tych Upiorów - oznajmiła z satysfakcją.
- Ale po co? - dopytał się MB.
- Odpowiedź jest prosta kochany - zwróciła swój wzrok w stronę Saibota - ten Upiór nauczy ciebie korzystać z mocy Destrukcji i zniszczysz Beliala.
- Nie prościej, aby jakiś inny Smok go nauczył? - spytał się nagle Akamoto - Oszczędzilibyśmy sobie czasu i ewentualnych strat.
- Jedynie Upiór jest w stanie zrozumieć w jakiej sytuacji jest MB - rzekła dziewczyna - ponieważ on wcześniej też był śmiertelnikiem. W naszych żyłach od urodzenia płynie Zniszczenie, w ich wypadku było zupełnie inaczej.
- A jak nie zadziała? - spytał się Rejzor - Uwierz mi że bolcowanie się po kątach z MB to będzie twój najmniejszy problem.
- Upiór Zniszczenia wyczuje że w naszych żyłach płynie Destrukcja. Nie będzie chciał wtedy najprawdopodobniej z nami walczyć - oznajmiła mu.
- No to lecę spakować w takim wypadku część swoich rzeczy - rzekł MB, po czym wyszedł z sali.
Po tym Mystake poszła gdzieś korytarzem, natomiast Rejzor poszedł wraz z Annatharem za MB.
W sali zostali tylko Iris i Akamoto.
- Upiory Zniszczenia służą jedynie Abaddonowi - rzekł do niej - jeśli myślisz że on będzie z nami współpracował z czystej chęci pomocy to się grubo mylisz. Po tych słowach wyszedł zostawiając ją samą.
Kiedy to się stało ostatni raz spojrzała na mapę i też wyszła z pałacu.

Kilkanaście kilometrów na zachód od Pandemonium, kilka godzin później

Łącznie było około trzydziestu ludzi. Na czele wyprawy stała Iris. Reszta podążała za nią na koniach.
- Więc Abaddon chciał sprytem zdobyć władzę? - spytał się MB.
- Tak, prawie mu to się udało. Jednak wasi twórcy to przewidzieli. Nawet jest pewna czegoś w rodzaju mantra mówiąca o Koronach Zniszczenia.
- Jaka?
- Nie chcę zanudzać was - odpowiedziała - w szczególności że zabrałeś ze sobą jednego ze swoich - uśmiechnęła się.
- A tam - odparł, po czym na moment obrócił głowę do tyłu, gdzie na bladym koniu jechał Jellow - nie będzie narzekał.
- No dobra - odpowiedziała ponownie przekręcając oczami - no to ona brzmiała mniej więcej tak, z tłumaczenia na wasze:
"Trzy Korony Zniszczenia - Dla Twórców w Wysokim Niebie
Siedem Koron dla Demonów - w gorącym Piekle
Dziesięć dla śmiertelnych, skazanych na cierpienie
Jeden natomiast dla Mrocznego Pana na Czarnym Tronie
Jedyny by zgromadzić
Jedyny by wszystkimi władać
W Sovgardzie, gdzie zaległy się cienie"
- Demonów? Rozumiem że oni stali się...
- Nie - zaprzeczyła - jedynie dziesiątka śmiertelnych się dała na to nabrać.
- Mhm.
Nagle podjechał bliżej nich Jellow.
- Ej gdzie my w zasadzie mamy się udać? - spytał się.
- Na jedną z zapomnianych wysp, do krypty Dimhollow - odpowiedziała mu dziewczyna.
- Czyli czeka nas długi rejs statkiem - stwierdził Kabal.
- Ja myślałem że obojętnie to tobie bracie - rzekł Saibot.
- Bo jest.
- Ale?
- Nie ma żadnego ale.
Po tych słowach znowu zapadła cisza. Kiedy minęło kilka godzin wszyscy dotarli do niewielkiego portu, w którym czekał już zacumowany statek.
- 30 ludzi się tam nie zmieści - stwierdził Annathar wchodząc na pokład - maksymalnie połowa, nic więcej.
- No to zostawisz część swoich Kleryków - odparła mu - jaki jest ku temu problem?
- Taki że nigdy nikt z nas nie miał doczynienia z Upiorem Zniszczenia, a zostawienie części ludzi jedynie sprawi że nasze szanse zmaleją.
- Ehh - westchnęła.
- No nic, innego wyjścia nie mam - zszedł z pokładu.
Wtedy zaczął coś mówić do części swoich ludzi i po tym zaczęła wracać do miejsca z którego przybyli.
Kiedy już wszyscy znaleźli się na pokładzie rozwinięto żagle.
Wtedy rejs trwał kilka dni. Poza marudzeniem Kleryków nic się nie zdarzało. Po tym czasie statek dopłynął do brzegu kamienistej wyspy. Na zboczach jej góry stały ruiny jakiejś niewielkiej wieży, strażnicy lub jakiegoś innego budynku, który popadł w niszczenie.
Kiedy już przycumowali wzięli ze sobą wszystko co było im potrzebne i pomaszerowali wgłąb wyspy.
Po pewnym czasie natknęli się na schody, po których weszli do ruin. Pomieszczenie, do którego prowadziły pnące się do góry schody miało wyniszczone ściany, kolumny oraz nie posiadało żadnego dachu.
- Rozdzielić się - rozkazał Annathar do swoich ludzi.
Kiedy tak się stało, pojawiła się nagle mroczno zielonkawa mgła na kamiennej posadzce gdzieś do wysokości ramion znajdujących się tam osób. Wtedy z niej wydostała się jakaś kula, tego samego koloru i uderzyła w ziemię, naprzeciwko Iris, MB, Rejzora i Jellowa. Po chwili z tej płonącej kuli wyłonił się kształt. Była to istota humanoidoalna, przypominająca wysokiego mężczyznę. Jednak jej ciało przypominało duchową, eteryczną formę, ponieważ przez nie można było ledwo zobaczyć kamienne płyty znajdujące się za tą postacią. Na sobie miała założone poszarpane szaty, które zasłaniały jej całe ciało. Natomiast na rękach i nogach miała płytowe rękawice i buty, które dźwięczały okropnym dźwiękiem przy choćby najmniejszym ruchu. Na głowie poza hełmem, miała owa postać coś na wzór korony, które przysłaniała część tego co można nazwać twarzą. Jednak poza oczami, a raczej zielonymi płomieniami, które wydobywały się z mroku, który zakrywał twarz nic nie było. W ręku owa postać trzymała wyszczerbiony miecz.
Owa postać patrzyła się na przybyszów, jednakże skupiała swój wzrok na Iris.
- Idril? - spytał się Upiór dziewczyny. Jego głos brzmiał przerażającym dźwiękiem tłuczonego szkła, które było zmieszane z wyjątkowo niskim basem.
Wszyscy wtedy okrążyli mieszkańcami krypty.

Ciąg dalszy nastąpi...

MB kontra Wifiarze II: Starcie światów vol.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz