Ledwo wszyscy znaleźli się we wnętrzu sali, gdy profesor Snape zamknął głośno drzwi do pracowni jednym machnięciem różdżki. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że należał do tych nauczycieli, który samą swoją obecnością wzbudzali respekt. Od momentu jego pojawienia się żaden uczeń nie odezwał się nawet słowem.
Profesor przeszedł się parę kroków, podszedł do swojego biurka. Jakby od niechcenia wziął do ręki długi zwój i zaczął powoli odczytywać nazwiska z listy.
- Pani Brown, Lavender?
- Tutaj, profesorze.
Czarodziej spojrzał na dziewczynę, a potem wskazał różdżką w stronę sali. Przy jednej z dwuosobowych ławek rozstawionych na całej powierzchni pomieszczenia odsunęło się krzesło.
- Tam jest pani miejsce. Proszę je szybko zająć. Pani Bulstrode, Millicenta?
Wysoka dziewczyna stojąca w centrum grupki Slytherinu podniosła rękę na znak, że jest obecna. Tak jak poprzednio, profesor Snape skinął różdżką w stronę sali, a krzesło przy innej ławce się odsunęło. Potem wyczytywał kolejne nazwisko i cały proces się powtórzył. A potem kolejne, kolejne, kolejne...
Gdzieś przy piątym nazwisku Harry stracił zainteresowanie.
Pomijając, że krew wciąż szumiała mu w uszach, po tym jak postawił się bratu Rona, to jeszcze nagle pojawiły się wątpliwości, czy w ogóle powinien był się wtrącać. A co, jeśli przez to Ron przestanie go lubić? W końcu wyszło tak, jakby bronił głupoty Malfoy'a. Ale przecież nie o to mu chodziło. Och, czemu on nigdy nie potrafi po prostu się przymknąć i iść z prądem? Gemma na pewno coś by poradziła. Albo profesor. Więc czemu on...
- Panie Potter!
Harry szybko podniósł głowię do góry.
Wszyscy patrzyli się prosto na niego, łącznie z profesorem. W myślach, skarcił się za to, że znowu przestał uważać.
- T-Tak? - zapytał, nieco zbity z tropu, bo wciąż głęboko tkwił w świecie swoich przemyśleń. - Jestem. Znaczy, profesorze. Znaczy...
Profesor Snape popatrzył na niego uważnie.
- Ile razy mam jeszcze pana wołać? - zapytał. - Status skarbu narodowego nie daje panu pozwolenia na nieuważanie na zajęciach. Wie pan o tym, prawda?
- Em, tak – Harry rozejrzał się spanikowany dookoła szukając pomocy. Szybko jednak sobie przypomniał, że przecież Crabbe, Goyle i Malfoy już usiedli. Został więc sam na placu boju ze zdecydowanie zbyt mocno poddenerwowanym profesorem. - J-ja nie chciałem...
- Może najwyższy czas, aby w końcu zaczął pan iść z prądem, zamiast ciągle przeć mu naprzeciw?
Harry zrobił zaskoczoną minę. Dziwny dobór słów.
Zanim jednak zdążył zapytać, nauczyciel machnął różdżką w stronę sali. Krzesło, które się odsunęło, znajdowało się przy ławce w najbliższym centrum rzędzie.
- Proszę zająć swoje miejsce obok pana Malfoy'a, panie Potter – rozkazał.
Harry otworzył usta i w tej same sekundzie poczuł, jak coś lekko ukuło go w ramię. Nie wiedział, co to było, ale pomogło mu się opamiętać.
- Tak jest – powiedział cicho, po czym powlókł się do swojego stanowiska.
*
Po zrolowaniu i odłożeniu listy obecności na bok, profesor Snape machnął znowu swoją czarną różdżką. W tej samej chwili na każde z biurek upadły z głośnym hukiem dokładnie po jednym tomie podręcznika do eliksirów, które wyleciały zza jego biurka.
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...