Nazwana część 1

8 1 1
                                    

Cezary znów spróbował wyciągnąć swoje dłonie z więzów. Mimo tego, że jego "właściciel" ubrał go w piękny strój i wiózł go dostojną karocą, to wciąż, trzymał go związanego i zakneblowanego. Chłopak czuł, że to trochę hipokryzja, że stara się go tak dobrze zaprezentować, a przy tym nie martwi się o takie rzeczy jak ślady sznurów na jego nadgarstkach. Jeżeli jadą do kogoś normalnego, to na pewno nie będzie zadowolony z takich blizn. Ale też... Kto normalny przyjąłby osobę jako prezent?
Powoli przeniósł wzrok na mężczyznę siedzącego naprzeciwko. Grubszy, nieco wyłysiały elf uważnie wypatrywał czegoś przez okno karety, co chwilę ocierając pot z czoła swoją chustką. Chusta była zrobiona z kosztownie wyglądającego materiału. Wzdłuż jej krańców miała bardzo detaliczne obszycie, widocznie zrobione ręcznie, a przy tym naprawdę starannie. Nawet ta drobna chustka była droga i piękna.
Cezary zmarszczył się, lustrując wzrokiem starszego mężczyznę. Zastanawiał się czy musiał w ogóle kiedykolwiek sam się podetrzeć.
Chłopiec pochodził z niewielkiego miasteczka na północy. Nie było w ich mieście takiej prawdziwej, porządnej szlachty - jego rodzina była właściwie najbogatsza w okolicy, a nie żyli nawet w połowie tak dobrze jak niektórzy ludzie, których miał okazję widzieć. Jego ojciec jest wprawdzie szlachcicem z pochodzenia, ale poza jego rozrzutnością co do ich majątku, to za wiele mu z tego nie zostało. Żyli w dość dużym domu i każdy miał swój pokój, plus rodzice mieli pracownie. Ale to nie tak, że nigdy nie musieli oszczędzać.
Cezary pamiętał chociażby co działo się, gdy postanowił, że chce iść do szkoły magicznej. Rodzice dużo wyjeżdżali poza miasto, żeby tylko sprzedać swoje wyroby, a Barnaba pracował dosłownie codziennie. Jego brat nie był wtedy szczególnie zadowolony, ale to nie zmieniało jego oddania dla rodziny. Cezary pamiętał, że wtedy nie mógł sobie pozwolić na żadne zachcianki. Oczywiście, rodzice chcieli dawać mu prezenty, ale zawsze najpierw wspominali o szkole magii. Chłopak sam rezygnował z każdej innej rzeczy.
Natomiast nawet trzy lata w szkole magii nie równały się temu, ile szlachcic zapłacił za Cezarego.
- Jesteśmy już w mieście. Bądź grzeczny, błagam. - Mężczyzna zwrócił się do chłopaka, nadal nie odrywając chusteczki od czoła. - Jeżeli coś pójdzie nie tak to król straci zarówno mnie, jak i ciebie.
Cezary zmarszczył się znowu i otworzył oczy szerzej. Król? Do tej pory nikt nie wspomniał nawet słowem o żadnym królu. A teraz nagle mają do niego jechać?
Chłopiec poczuł, jak przechodzą go dreszcze, wiercąc się trochę w swoim miejscu. Strażnik siedzący koło niego złapał jego ramię i mocno ścisnął.
- Słyszałeś pana Teafa. - Elf pochylił się nad chłopcem. - Masz być grzeczny.
Cezary przeniósł wystraszony wzrok na strażnika, po czym energicznie pokiwał twierdząco głową.
Mężczyzna nie odchodził od niego nawet na krok odkąd tylko trafił do tego szlachcica. Chłopiec nie był do końca pewien jaką pełnił rolę. Jasne, był ubrany w lekką zbroję, ale zdaniem Cezarego była trochę zbyt ozdobna i trochę zbyt czysta, żeby należała do żołnierza. W dodatku mężczyzna może i był wysoki i postawny, ale nie był nadwymiar umięśniony, tak jak można by spodziewać się tego po wojowniku. Poza tym był też zdecydowanie czystej krwi elfem, z długimi i szpiczastymi uszami. Nie wydawał się jednak być użytkownikiem magii. Kiedy tylko Cezary miał cień podejrzenia kim może być mężczyzna, przypadek szybko zaprzeczał jego pomysłom. Jedyne co zostało mu w głowie i miało jakiś sens, to rola strażnika.
Szlachcic delikatnie odetchnął, widząc zgodę chłopaka. Cezary zazwyczaj starał się być tak irytujący i prowokujący jak tylko potrafił, z nadzieją, że kiedyś go w końcu wyrzucą czy sprzedadzą byle komu. Jego anielska krew wydawała się jednak zbyt kosztowna dla handlarzy ludźmi. Natomiast opinia o byciu trudnym została z nim nawet przy innym "właścicielu", tak jak i więzy oraz knebel. Oczywiście, może i Cezary zazwyczaj starał się być frustrujący, ale nie zamierzał popełniać samobójstwa. A dla kogoś takiego jak król na pewno anielska krew nie miała większej ceny niż jego godność.
Cezary był gotowy zrobić wszystko, żeby przeżyć. Nawet jeżeli to oznaczało, że musi być posłuszną laleczką.
Starszy mężczyzna w końcu przestał wycierać czoło chustką, i złożył dłonie na kolanach.
- Musisz dobrze się zachowywać. Król nie spodziewa się po tobie niczego, dla niego jesteś dziki, w porządku? - Cezarego bardzo frustrowało to co mówił mężczyzna. Tylko dlatego, że był z innej krainy, miał być dziki. Ale nie zamierzał się teraz kłócić.
- W tłumie po prostu rób to co inni. Sam na sam... - Szlachcic zaczął bawić się dłońmi, widocznie niepewny. - Po prostu bądź posłuszny. Na pewno dasz radę, przecież chcesz przeżyć.
Starszy elf zdawał się bardziej zapewniać siebie, niż Cezarego, ale chłopak nie zamierzał liczyć na nic więcej. To przecież oczywiste, że bogaty dupek będzie dbać tylko o własny interes.
Zaraz z zewnątrz karocy zaczął być słyszalny lekki zgiełk, zdecydowanie wyróżniający się na tle rytmicznego stukania kopyt i trzeszczenia kół. Mężczyzna w zbroi szybko zerknął za okno, po czym wbił spokojny wzrok w szlachcica.
- Wjeżdżamy na dwór.
Cezary przełknął ślinę. Nie czuł się gotowy, żeby tak szybko dotarli na miejsce. Wciąż chciał się przygotować i jakoś przetworzyć wszystko co się dzieje. Ale to już był koniec. Są przy ostatecznym celu i nie ma już drogi ucieczki.
Szlachcic wyprostował się i poprawił frak, w końcu chowając chusteczkę do kieszeni. Strażnik natomiast zaczął... rozwiązywać Cezarego. Najpierw zdjął więzy na jego nadgarstkach, dopiero potem skupiając się na kneblu. Chłopiec przetarł dłonie i oblizał spierzchnięte usta, ciesząc się swobodą. Zaraz wbił wzrok w strażnika, który wydawał się być niezadowolony z tego, że w ogóle muszą mu zdejmować knebel.
Chłopiec przetarł policzki i trochę rozciągnął szczękę. Mimo nowej wolności, żeby być irytującym, był zbyt niepewny i zmylony, żeby faktycznie z niej skorzystać. Czy naprawdę teraz będzie musiał posłusznie słuchać jakiegoś dupka, który myśli, że jest dostojny, bo jego tatuś wygrał parę wojen?
Mężczyzna w zbroi wstał przed wszystkimi innymi, szybko wychodząc z karocy, obchodząc ją na około i otwierając drzwi dla szlachcica. Staruszek nie wydawał się nawet trochę zdziwiony jego zachowaniem, dostojnie wychodząc z powozu i nawet nie obracając się za Cezarym. Chłopiec tylko siedział zmylony przez dłuższą chwilę, po czym pospiesznie wyskoczył na zewnątrz za szlachcicem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 10, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Hopefully nikt tego nie przeczyta poza tobąWhere stories live. Discover now