Rozdział 49. IMPREZA W PSYCHIATRYKU

238 7 1
                                    

Minęły trzy dni od spotkania na Wielkiej Polanie. Trzy dni żałoby to zdecydowanie za mało czasu aby normalnie funkcjonować. Nie wiem czy kiedyś do nas wróci to całe szczeście, którego i tak mieliśmy za mało.

Siedząc wygodnie na rozkładanym krześle pod drzewem, odebrałam telefon od mojego starszego brata.

-Co? - zapytałam, obserwując zachodzące już słońce. Przymrużułam lekko oczy, bo mnie oślepiało.

-Idziecie do klubu? - zapytał Gabriel. Słyszałam w jego głosie, że był już podcięty.

-Pytasz mnie czy Kayley? - odpowiedziałam pytaniem na jego pytanie.

-Bardziej zależy mi na Kayley - odparł przyjemnym głosem.

Westchnełam lekko.

-Najświętrza Maryjo broń tych dwóch niewiedzących ludzi przez związkiem... Oni jeszcze nie wiedzą na co się piszą... - mamrotałam z zamkniętymi oczami sama do siebie.

Usłyszałam śmiech Gabriela.

-Jesteś głupia - walnął kpiąco - I tak z nią będę, czy ci się to podoba czy nie.

-To ja zmieniam nazwisko, nara - chciałam się rozłączyć ale usłyszałam jeszcze jego głos.

-Ciekawe...na jakie? - zapytał, a ja nie musiałam się długo zastanawiać.

Odpowiedź była prosta.

-Wondermoon.

Gabriel Molison znowu parsknął śmiechem.

-No nieźle.

-Gabriel, mamy żałobę. Taty przyjaciel zginął w postrzale, więc nie wiem czy to dobry pomysł abyśmy teraz się najebali do upadłego - tłumaczyłam, kręcać kubkiem w dłoni.

Chłopak westchnął.

-Przecież nie karzę wam się upijać. Młoda, zapytaj swoją załogę czy nie wpadniecie o 21:00 do klubu. Wyślę ci dokładny adres - mówił, a ja ciągle słyszałam jakiś szum, przez co musiałam się mocno wsłuchiwać w jego słowa - Jakby co, czekamy.

-W Liarwood jest klub? - zapytałam, i podniosłam jedną brew do góry - Dobra, zapytam ich, ale nic ci nie obiecuję. Ostatnio i tak między nami nie jest najlepiej. Dużo się pozmieniało.

Wstałam z krzesła i chciałam rzucić Leo patyka. Schyliłam się po niego i mu rzuciłam.

Lekko jęknęłam.

-Co ty robisz? - zapytał, a ja zmrużyłam oczy.

-Bawię się z psem - odpowiedziałam ze zdziwieniem w głosie.

-Już myślałem że z Jeremim - rzucił ironicznie, a ja miałam ochotę go udusić.

Pokazałam środkowy palec do telefona.

-Dobra kończę. Wyczekuj nas o świcie, dnia trzeciego...tak było w Hobbicie, pamiętasz? - zapytałam.

-A nie w Władcy Pierścieni? - usłyszałam jak przeżuwał jakieś jedzenie.

-Nie wiem, nie ważne. Nara.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni od szerokich spodni cargo. Głęboko wdychałam lipcowe powietrze, przymykając lekko oczy. Ujrzałam piękne niebo w różnych kolorach. Czerewny i pomarańczowy, mieszały się nawet z fioletowym. Nigdy nie widziałam takiego czegoś. Zrobiłam zdjęcie i wstawiłam na Instastory.

Severyn tak pięknie maluje...

Otwierając drzwi od domu, zauważyłam Lauren z Oazą, które zbliżały się do posesji. Podeszłam bliżej do furtki i oparłam o nią łokciami.

W NOCY WSZYSTKO JEST PIĘKNIEJSZEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz