Mietek kulił się pod karcącym spojrzeniem matki. Jak się można było spodziewać, Babka wszystko wypaplała. Stał teraz na środku izby wysłuchując matczynych wyrzutów. Całe szczęście, że burza nie odpuszczała, bo sąsiedzi z pewnością by usłyszeli wrzaski dochodzące z domu Bednarza.
- I żebyś się chociaż wziął za porządną robotę! Ale nieee! Ty się musisz zawsze w coś wtarabanić. Jak ja teraz karczmarzowej w oczy spojrzę? Ty gałganie!
- Janka, dajże spokój chłopakowi - odezwał się z kąta staruszek, siwiuteńki jak gołąbek dziadek Mietka, który akurat nie miał nic lepszego do roboty. Gdy tylko wyczuł, że awantura wisi w powietrzu, nadspodziewanie szybko, jak na siedemdziesiąt trzy lata wyskoczył ze swojego stałego posterunku koło pieca, usiadł na zydelku przy ławie i czekał na widowisko. - Jo w jego wieku był taki sam.
- Niech się teściu łaskawie nie wtrąca!
- Młodość musi się wyszumieć! Tak samo jak starość - mruknął dziadzio i wyszczerzył zęby, które mu jeszcze pozostały, a z których był niesamowicie dumny.
Mamie Mietka potrzeby młodości syna jednak były całkowicie obojętne. Chwyciła drewnianą łychę, którą z reguły mieszała strawę i potrząsnęła nią energicznie tuż nad głową chłopaka.
- Ty łachudro! Zaraz pół wsi będzie gadało, że Bednarzowe dzieciaki to dzicz niewychowana. Przecież wiesz, że Boguśka nie wytrzyma, po sąsiadach poleci i będzie mielić ozorem, byleby od swoich uwagę odwrócić. Jaki wstyd! Jak zwykle! Szkoda, że ci Edek do rzyci nie nakopał, może rozumu by ci przyrosło!
- Ale mamo...
- Ty mnie tu nie mamuj! Obaczysz, ojciec z targu wróci, to już z tobą się rozprawi. Ja już nie mam do ciebie siły. Słyszysz mnie? Masz pójść do karczmy i o wybaczenie prosić!
- Teraz?
- Nie, na świętej Nigdy! Ma się rozumieć, że teraz! Dopóki tego nie zrobisz, na oczy się mnie nie pokazuj.
- No, ale pada przecież!
- Mnie to nie interesuje!
- Zanim go wypędzicie z chałupy, to niech mie on koszyk do domu zaniesie - wtrąciła Babka.
- Racja. To najpierw pójdziesz do doliny, a potem prosto do karczmy. Nie chcę słyszeć, żeś się znowu w coś wplątał.
W czasie gdy biedny Miecio nadal zbierał cięgi (matula musiała mu jeszcze wypomnieć dawne przewiny, za które, jak się Mieciowi wydawało już kiedyś zebrał ochrzan) Luiza gawędziła miło z dziadkiem, który nie omieszkał wypytać ją o stan cywilny (i czy jej się we wsi jakiś kawaler spodobał) oraz bawiła się z Hanią i jej bratem bliźniakiem Jasiem. Maluchy miały pokaźną kolekcję drewnianych figurek ludzi i zwierząt, które, jak się później okazało, Mietek zrobił własnoręcznie. Całkiem zgrabnie mu to wyszło. Była krowa z cielęciem, koń, locha z prosiakami, nawet kot i pies z budą. Nad inwentarzem trzymał pieczę wąsaty gospodarz a gospodyni trzymała w dłoni wielką warząchew. Para doczekała się nawet gromadki potomstwa, tak samo drewnianego. Pomyślała wtedy, że jej rodzeństwu także by się takie figurki spodobały. Może powinna zamówić u Mietka podobne zabawki? Miała przecież jakieś kieszonkowe, których niania nie zdążyła skonfiskować. To byłby idealny prezent.
Dyskretnie rozglądała się po głównej izbie domostwa. Od razu zauważyła, że było bardzo schudnie, czysto. Ława, przy której jadała rodzina pyszniła się białym haftowanym w kwiaty obrusem. Meble, choć proste, były całkiem nowe i funkcjonalne. Domowe sprzęty utrzymane w należytym porządku mówiły dużo o osobowości pani domu.
Krzyki powoli cichły. Mietek miał taką minę, jakby miał się zaraz ze wstydu zapaść pod ziemię. Wcisnął na głowę kaszkiet, chwycił babciny koszyk i poczłapał w stronę wyjścia. Luiza zerwała się na równe nogi, pożegnała się z domownikami i podreptała za parobkiem.
CZYTASZ
W głębi lasu (Zawieszone Na Czas Nieokreślony)
FantasíaW upalne czerwcowe popołudnie do domku Babki Ondraszowej przybywa delegacja z sąsiedniej wsi. Sprawa jest poważna, pogmatwana oraz niezwykle delikatna. Chodzi o honor dziewczyny i los jej nienarodzonego dziecka. I dożynkowy turniej karciany. Ciężki...