15.

2.6K 138 16
                                    

Peyton paliła przez otwarte okno w swoim gabinecie wsłuchując się w dźwięk deszczu, który nie odpuszczał od kilku godzin. Obserwowała jak wielkie krople rozbijały się na parapecie. Gdy była dzieckiem uwielbiała deszczowe dni i wierzyła, że w każdej kropli spadającej z nieba ukryta jest tajemnica zapisana jeszcze w chmurach i nikt nie może jej poznać, bo z chwilą roztrzaskania kropli o jakąkolwiek powierzchnię jej treść znika bezpowrotnie.

W dni jak ten nawet miasto wydawało się być spokojniejsze. Na ulicach widać było zdecydowanie mniej osób. Taksówkarze też nie mieli teraz nawału pracy, bo od chwili gdy Peyton podeszła do okna, przez ulicę przemknęły tylko dwa pojazdy z oznaczeniem korporacji, która poruszała się w tym rejonie.

Ze swojego okna prawniczka miała widok na wejście budynku, w którym mieściła się jej kancelaria. Mogła więc zauważyć Hayley wbiegającą do środka. Dziewczyna biegła pewnie od parkingu za rogiem i przez ten odcinek nie próbowała w żaden sposób zakryć się przed deszczem. Peyton zamknęła okno i wyszła z gabinetu.

- Lizzie, Hayley już tu idzie. Biegła od parkingu bez żadnego parasola ani kaptura na głowie. - Odezwała się zatrzymując tuż obok przyjaciółki. - Zrób jej proszę na początek herbatę, żeby się rozgrzała, dobrze?

Liz spojrzała na nią i się uśmiechnęła. - Od kiedy martwisz się o takie rzeczy?

Peyton uniosła brew. - Co w tym dziwnego?

- Nie obchodziło cię do tej pory jak czują się twoi klienci i nie raz rozmawiałaś z kimś, kto wyglądał jak przemoknięty pies.

- Najwidoczniej fakt, że spotykasz się z jej przyjaciółką robi swoje. - Odpowiedziała ciemnowłosa i nie chcąc wchodzić w dalszą rozmowę wróciła do swojego gabinetu. Początkowo miała zamiar poczekać na dziewczynę, jednak po słowach Liz zmieniła zdanie. Przyjaciółka już kilka razy, zupełnie niepotrzebnie w rozmowach odnośnie Cory wyciągała temat Hayley próbując wzbudzić w Peyton większe zainteresowanie dziewczyną. Zachowanie Lizzie było dla niej niezrozumiałe. Dla własnego spokoju wolała jednak nie dopytywać jaki jest cel takiego działania. Hayley była po prostu jej kolejną klientką i w niczym nie różniła się od reszty osób, których sprawy prowadziła. Prawdopodobnie ze względu na rozwijającą się w zastraszająco szybkim tempie relację pomiędzy Liz i Corą ich drogi będą się w jakiś sposób przecinać, jednak to niczego nie zmienia.

Kilkanaście sekund po tym jak weszła do gabinetu usłyszała pukanie do drzwi, o które oparła się plecami. - Zapraszam. - Powiedziała wpuszczając Hayley do środka.

- Dzień dobry. - Odezwała się dziewczyna pocierając energicznie ramiona. - Parszywa pogoda.

- Ja lubię deszczowe dni. Ty odczuwałabyś mniej skutki takiej pogody, gdybyś nie biegała w deszczu z odkrytą głową. - Peyton spojrzała na wilgotne włosy dziewczyny.

- Wiem, wiem. Rzecz w tym, że nie znoszę parasolek. Cholernie irytuje mnie trzymanie ich w dłoni i w pewien sposób czuję się wtedy zniewolona. Próbowałam wiele razy i to nie dla mnie. Wolę iść w samym kapturze albo po prostu zmoknąć. Dziś padło na drugą opcję, bo oczywiście nie sprawdzam prognozy pogody.

Peyton siadając po swojej stronie biurka wpatrywała się w Hayley. Po raz kolejny miała dziwne uczucie związane z brunetką. Znów przypomniała jej o czymś, o czym najlepiej dla niej byłoby wreszcie zapomnieć.

Liz weszła do gabinetu z filiżanką. - Proszę Hayley. Pani mecenas zamówiła specjalnie dla ciebie z obawy, że zmarzłaś. - Blondynka puściła oko do Peyton i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony szybko wyszła zamykając za sobą drzwi.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać?

- Po pierwsze, rzuć okiem na pozew. Jeśli coś ci nie odpowiada, mogę zmienić jego treść. - Peyton wręczyła brunetce dokument.

Prawo przyciąganiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz