[03] Białe koszule i cholerny fortepian

51 10 1
                                    

Kantor ich kuzyna wyróżniał się na tle reszty szarych budynków, jakby należał do innego świata. Choć sam budynek był niewielkich rozmiarów, czerwona cegła, pozłacane, staroświeckie ramy okien oraz solidne, obrotowe drzwi robiły wrażenie. Gilbert ostro zahamował samochód na krawężniku przed wejściem aż siedzącego obok Ludwiga zarzuciło na bok. Uderzył czołem o szybę, mruknął pod nosem ciche "scheiße", po czym poszedł w ślady brata, który jako pierwszy stanął na chodniku przed budynkiem.

- Bardzo w jego stylu - Gilbert ocenił fasadę budynku.

Ludwig nie wiedział co było w stylu Vasha, a co nie, jednak elegancki kantor wydawał mu się pasować do całej rodziny Beilschmidtów oraz jej licznych rozgałęzień; w tym, oczywiście, nielicznych już Zwinglich. Ludwig jako pierwszy przeszedł przez obrotowe drzwi, a Gilbert dołączył do niego chwilę później, obracając się w drzwiach pięć razy, nieustannie gubiąc kierunki i dwa razy lądując z powrotem na zewnątrz.

Przed nimi rozciągała się prosta lada, oddzielająca drugą część kwadratowego wnętrza lśniącą szybą z niewielkim okienkiem nad blatem. Za nią jednak nikt nie siedział. Pod ścianą znajdowały się dwa krzesła oraz niedużych rozmiarów stolik, przy którym siedziała na oko dwunastoletnia dziewczynka z rozłożonym szkolnym podręcznikiem oraz zeszytem przed sobą.

Spojrzała na nich zaciekawiona wielkimi, zielonymi oczami. Uśmiechnęła się profesjonalnie, jakby sama tu pracowała, a bracia Beilschmidt poczuli niewypowiedzianą ulgę słysząc z jej strony czysty niemiecki język.

- Panowie przyszli do mojego brata, prawda? Mówił mi, że przyjdziecie. Jest z tyłu, na zapleczu. Zazwyczaj trzeba go wołać dzwonkiem - kiwnęła głową na pozłacany dzwonek stojący na blacie. - Pójdę po niego - zapowiedziała i podniosła się ze swojego miejsca.

- Żadni panowie! Jesteśmy twoimi kuzynami. Lili, prawda? - powiedział Gilbert serdecznym tonem, co usadziło dziewczynkę z powrotem na miejscu. Ludwig zauważył jej zakłopotania i próbował telepatycznie przekazać swojemu bratu, żeby się przymknął. - Brat nic ci nie wspominał? Ja jestem Gilbert, ten ładny, a to jest Ludwig, ten mądry. Kojarzysz może dziadka Heinrich'a?

- Znaczy wujka...? - Lili próbowała ułożyć sobie w głowie skomplikowaną genealogię ich rodzin. - Nie wiem - przyznała w końcu, a z Gilberta jakby uszło powietrze. - Ale Vash na pewno będzie wiedział.

- Tak, niewątpliwie - przytaknął Gilbert.

Lili popatrzyła jeszcze raz na obu mężczyzn, po czym niezatrzymywana przez nikogo wstała i z ulgą zniknęła za solidnymi, podwójnymi drzwiami zaplecza.

- Lepsze tu mają zabezpieczenia niż w bankach - zauważył cicho Ludwig.

Gilbert podszedł do lady i zawiesił dłoń nad błyszczącym dzwonkiem.

- Nawet o tym nie myśl - ostrzegł go Ludwig.

Starszy brat schował dłoń z powrotem do kieszeni.

Po chwili za ladą pojawił się ich kuzyn, którego Ludwig prawie nie pamiętał. Uderzyło go, jak bardzo podobne było do siebie rodzeństwo Zwinglich, pomimo ich sporej różnicy wieku.

- Serwus kuzynie! - przywitał się Gilbert. - Pamiętasz nas jeszcze.

- Miło was widzieć - powiedział zdawkowo. - Cieszę się, że dotarliście bezpiecznie.

- Tak, to nie była łatwa sztuka - przyznał po cichu Ludwig.

Młodszy z braci był pewien, że gdyby nie oddzielała ich solidna szyba, Gilbert rzuciłby się blondynowi na szyję. Ludwig liczył chociaż na klasyczny uścisk ręki z dawno niewidzianym członkiem rodziny. Najwyraźniej obaj musieli obejść się smakiem, ponieważ Vasz nie miał zamiaru opuścić swojej klitki za szybą.

Kamienica na Łąkowej | Axis Powers HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz