is it cool that i said all that?

561 36 53
                                    


Po pożegnaniu się z Eddiem, trwającym o wiele dłużej, niż powinno, gdyż Steve nie chciał wracać do swojego życia, czekającego na niego niecierpliwie na zewnątrz, wrócił do domu, wziął szybki prysznic i pojechał do szkoły. Wczorajsza impreza u Tiny wciąż zajmowała jego głowę.

Pomimo tego, że był romantykiem wierzącym w miłość od pierwszego wejrzenia i koncept tej jedynej, doszedł do wniosku, że bycie zakochanym jest największym bagnem, w jakie mógł wpaść. Tak jak wszystko na tym świecie, nawet uczucia mają ciemną stronę, usłaną kolcami. Nancy sprawiła mu bilet w jedną stronę na wędrówkę złamanego serca, która Bóg wie ile może potrwać. A może nigdy się nie skończy?

Zanurzenie w użalaniu się nad samym sobą zabrało mu tyle uwagi, że nawet gra w ukochaną koszykówkę nie szła mu dzisiaj najlepiej. Pisk adidasów o drewniany parkiet i krzyki trenera, stały się nad wyraz irytujące i wcale nie pomagały mu oddaniu się grze. Na dodatek Billy Hargrove, postawił go sobie za cel i za każdym razem, gdy Harrington miał piłkę, z łatwością mu ją odbierał. Steve zaczynał mieć tego serdecznie dość.

Po kilku nieudanych trafieniach jego drużyny,  piłka znów trafiła w jego ręce. Pognał sam pod kosz przeciwników, bez przerwy kozłując. Z naprzeciwka wybiegł Billy. Kiwał się na boki z tym samym cwaniackim uśmieszkiem, jakby wiedział, że zmylenie bruneta będzie dziecinną zabawą.

–Steve, tak? Słyszałem, że kiedyś rządziłeś tą szkołą, jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.– Blondyn oblizał usta.

Harrington nie chcąc uczestniczyć w tym dziwnym tańcu, który przed nim prezentował podjął próbę wyminięcia. Hargrove uśmiechnął się szeroko, jakby Steve zrobił dokładnie to, czego się spodziewał. Nie czekając długo uderzył klatką piersiową w jego plecy, chcąc wybić Steve'a z rytmu. Znajdował się na tyle blisko, że chłopak słyszał jego każdy oddech.

–To urocze, jak bardzo się starasz. Co jest? boisz się, że trener posadzi cię na ławce– wyszeptał blondyn, jeszcze bardziej się nad nim nachylając. Włosy na karku Steve'a stanęły dęba.

–Możesz się w końcu zamknąć? Graj!– powiedział zirytowany, odsuwając głowę od ust Billy'ego, jak najdalej mógł.

–Jak sobie życzysz.

Hargrove nagle znalazł się tuż przed nim. Udając próbę ataku popchnął chłopaka na ziemię, w międzyczasie łapiąc piłkę i podając ją Tommy'emu.

Steve wydał z siebie przygłuszony jęk, gdyż wylądował na swoimi lewym ramieniu. Ból po uderzeniu nie przeszkadzał mu aż tak, przez złość, jaka zaczęła się w nim gotować, od kiedy Billy wypowiedział do niego pierwsze słowo.

Blondyn pragnąc kolejnego kontaktu z Harringtonem, nadal leżącym na podłodze, podszedł do niego. Spoglądał na niego z wyższością, jakby wygrał z nim pojedynek i teraz ma prawo zdecydować, co się z nim stanie. Buzował energią przez dziką euforię, jaką sprawiła mu pokazanie byłem królowi szkoły swojego miejsca, które znajdował się pod nim. Daleko pod nim.

Bez dwóch zdań, Billy przejął tron na dobre.

Blondyn wyciągnął rękę w kierunku Steve'a, który nieumiejętnie próbował wstać, przypominając przy tym żółwia przewróconego na drugą stronę. Zawahał się, po czym złapał za dłoń.

–Za dużo się ruszasz. Następnym razem stój w miejscu i blokuj natarcie– powiedział Billy oswobadzając się z uścisku i przekraczając bruneta, jakby był plamą na dywanie.

–Dobra, będzie tego.– Fuknął Steve'a sam do siebie.

–Steve!– Z planowania kolejnego podejścia do kosza wyrwał go żeński głos.

I bet you think about me {Steddie} PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz