5. ZOE

1.4K 84 62
                                    

Wdech i wydech.
Wdech.
Wydech.
Cisza.

Ubrana w elegancką, koktajlową suknię, leżałam plecami na łóżku wpatrzona w migoczącą na suficie grę świateł. Nie dbałam o to, że materiał się pogniecie, a finezyjnie ułożone loki zniszczą. Liczyło się dla mnie tylko to, że zobaczę mamę. Rozchyliłam wargi, wypuszczając z płuc drżący oddech. Przekręciłam głowę w lewo. Wyjrzałam przez okno. Pełnia. Kiedy usłyszałam, że drzwi zaczęły się otwierać, pospiesznie starłam łzę z policzka i wstałam. Prostując się, dumnie podeszłam do drzwi. W asyście dwóch osiłków wyszłam z pokoju.

― Pójdę sama ― warknęłam, wyszarpując ramię z uścisku.

― Tylko bez numerów ― popchnął mnie w stronę schodów. ― Ruszaj się. Stefano na ciebie czeka.

Zacisnęłam rękę na poręczy i zaczęłam schodzić po krętych schodach. W salonie zapadła cisza. Wszystkie spojrzenia były skoncentrowane na mnie. Nie znałam tych ludzi. Nie wiedziałam, kim są, a tym bardziej, jakie ciemne interesy prowadzą. Mało przychylne spojrzenia podpowiadały mi, że nie wszystkim, a nawet większości nie podobał się fakt mojego istnienia. Czułam się jak małpa cyrkowa, wystawiona na pokaz w przedsprzedaży. Dumna, uniosłam głowę jeszcze wyżej, maskując niepewność i strach, który nieproszony zagościł w moim umyśle. Skoncentrowałam się na tłumie, szukając tej jednej, znajomej twarzy. Dostrzegłam mamę samotnie stojącą na tarasie. Wejścia pilnowało dwóch mężczyzn. Sophia odwrócona do mnie tyłem; podobnie jak ja kilka minut temu, stała wpatrzona w antracyt nieba. Ujęłam szyfonowy materiał w rękę i biegiem pokonałam ostatnie stopnie. Koncentrując się na mamie, nie zwracałam uwagi na ludzi zgromadzonych w pokoju. Ochroniarz, bez słowa otworzył drzwi. Wciągnęłam do płuc gęste, mroźne powietrze.

― Mamo!

Kobieta odwróciła się ruszając w moją stronę. Wpadłam w jej ramiona, mocno przytulając.

― Tak strasznie się o ciebie martwiłam ― szepnęłam łamiącym głosem.

Sophia, uścisnęła mnie mocniej, lecz nic nie odpowiedziała. Zaniepokojona, odsunęłam się i spojrzałam w pozbawione blasku oczy. Kobieta milczała. Przerażona, zaczęłam przyglądać się pasywnej sylwetce Sophii.

― Chryste, co ten bydlak ci zrobił?― musnęłam opuszkami palców rozcięty łuk brwiowy. Spojrzałam na opuchnięty policzek. Gdyby nie rekordowa warstwa makijażu, zapewne ujrzałabym pokaźne przebarwienia. Zacisnęłam zęby. ―Zabiję go. ― Kiedy ponownie spojrzałam w jej oczy, ujrzałam, jak bladoniebieskie tęczówki zaszkliły się. ― Ten skurwiel nie miał prawa cię dotknąć!

― To nic takiego ― usłyszałam słaby; zachrypnięty głos. Mama pogładziła moją twarz dłonią.― Najważniejsze, że tobie nic nie jest ― uśmiechnęła się smutno. ― Szybko się zagoi, skarbie. Szybciej, niż ci się wydaje.

― Przysięgam, zabiję tego skurwiela!

Rozjuszona, zacisnęłam ręce w pięści. Odwróciłam się. W moich żyłach buzowała adrenalina. Z chęcią mordu, ruszyłam do wejścia, z misją odnalezienia i unicestwienia tego parszywego karalucha, którym niewątpliwie był Stefano Ferro. Sophia zacisnęła palce na moim ramieniu.

― Nie bądź niemądra, Zoe!  ―Zaskoczona zmianą nastawienia, odwróciłam się. ― Udusisz go gołymi rękoma? Czy zabijesz go szpilką do włosów? ― Cofnęłam się, ugodzona protekcjonalnym tonem.

― Nie pozwolę, by kolejny raz cię skrzywdził! Wyciągnę nas stąd. Uciekniemy, mamo. I to jeszcze dzisiaj. Muszę znaleźć Lorenzo.

― Zaczekaj! ― chwyciła moją dłoń. ― Nie wydurniaj się! Co chcesz zrobić?!

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz