- Harry?
Harry otworzyl jedno oko, by zobaczyc Rona, wpatrujacego sie w niego z osobliwym wyrazem twarzy. Za nim chlopak dostrzegl wlochata sylwetke Hermiony. Byl wdzieczny za to, ze nie mógl rozszyfrowac jej miny. Nieobecnosc cieplego ciala, przycisnietego do jego boku, byla nastepnym faktem, który zarejestrowal. Snape musial w koncu wyjsc ostatniej nocy. Prawdopodobnie tak bylo najlepiej. Harry móglby juz nie miec najlepszego przyjaciela, gdyby Ron, wszedlszy, zastal ich dwoje razem w lózku.
Podniósl sie do siadu. Uslyszal, jak Hermiona pospiesznie nabiera powietrza.
- Och - powiedzial na glos, ponownie spogladajac na swój tors. Skrzyzowal ramiona w obronnym gescie, jak nigdy pragnac wiedziec, gdzie byly jego okulary. Cholera. Westchnal. - Co tu jest napisane? - zadajac pytanie opadl na plecy i ukryl swoja twarz pod obydwoma ramionami, by juz na wstepie oszczedzic troche czasu.
- Harry. Nie mysle, ze. - Ron zamarl.
- Po prostu przeczytaj to. Nie widze.
Harry poczul, jak materac ugina sie po obydwu jego stronach, gdy dwoje jego najlepszych przyjaciól usadowilo sie nad nim, by odczytac to, co Snape napisal. No cóz. w pewnym sensie napisal - Harry nadal nie mial bladego pojecia jak. Uslyszal, jak Hermiona znów szybko nabiera powietrza.
Ron wzial orzezwiajacy oddech.
- Dobra. "Harry Potter, sztandarowy chlopiec sil dobra.". Harry. Nie moge tego zrobic.
- Ron. Juz jestem upokorzony. Jak daleko moze to zajsc? - Harry powiedzial do swojego przedramienia.
Hermiona kontynuowala:
- ".sztandarowy chlopiec sil dobra oferuje swój nagi tylek wielokrotnie, blagajac, by go dotykac, lizac, zepsuc, skomlac przy tym jak suka w rui" - Harry jeczal glosno i smial sie w tej samej chwili. To nie byl szczesliwy smiech. Raczej jeden z tych, które slyszy sie, gdy placz nie jest juz stosowna reakcja. - Mam kontynuowac? - spytala cicho.
- Tez mozesz - westchnal Harry.
- "Smakuje pot na twojej skórze, czujac zapach dymu z pubu. Brud kontrastujacy z czysta slodycza twoich ust i twojego jezyka". Och, to mile.
Ron prychnal i podjal tam, gdzie dziewczyna przerwala.
- "Twój czlonek placze o uwage.". Ee. "Nie dostaniesz tego, póki nie zaczniesz sie bronic. Jak dlugo bedziesz znosil tortury, zanim twój instynkt do dominacji wezmie góre nad wrazliwoscia? Niedlugo, ide o zaklad. Mam racje. Przejmujesz kontrole. Pozwalam ci. Twoje usta, rózowe i czyste, biora mnie fachowo. Okrywa mnie wilgotne cieplo. Chce pieprzyc te usta, splamic ten niewinny jezyk. Ilu innym robiles to wczesniej, Potter?" - Ron zakaszlal, by ukryc chichot.
Hermiona znów podjela czytanie.
- "Nadal pozostajesz nieskazitelny. Twoje wyuzdanie pogrzebane daleko od wscibskich oczu twojej publiki. Albo moze sa oni zbyt zaslepieni twoja nieskazitelna reputacja, by je zobaczyc? Odkryje twoje zdeprawowanie. Blagasz mnie, bym cie zepsul". Uau. Ee - Hermiona oczyscila gardlo przed kontynuowaniem w bezdechu. - "Wchodze w ciebie, goracego i ciasnego. Czy wydawales z siebie te halasy za pierwszym razem? Czy sa one tylko moim udzialem? Wiercisz sie jak rozwiazla zdzira.". - dziewczyna wybuchla, chichoczac wsciekle, a Ron przylaczyl sie do niej.
- Dobra. Wiec, kiedy wy dwoje skonczycie nasmiewac sie z mojego calkowitego upokorzenia, czy mozecie, prosze, skonczyc?
- Przepraszam - odpowiedziala Hermiona, biorac serie glebokich, uspakajajacych oddechów. Ron zakopal swoja twarz w dloniach. Dziewczyna zaczela ponownie czytac. - "Co by powiedzialy twoje fanki? Wbijam sie w ciebie i twój stlumiony krzyk wystarcza, by doprowadzic mnie na szczyt. Ale opieram sie, a ty zaciskasz sie naokolo mnie, by mnie zachecic. Trace moja determinacje. Pieprze cie, desakralizujac idola czarodziejskiego swiata. I wtedy moja czesc dla ciebie rosnie wielokrotnie, im glebiej w ciebie wchodze. Kazdy jek, kazde przeklenstwo, które wylewa sie z twoich ust, jest ewangelia. Nowym testamentem dla chlopca - zbawiciela. Teraz juz w pelni doroslego. Jestes czystszy przez swoja nieczystosc. W tej chwili bede cie wielbil. Dochodzisz na mój rozkaz. Ja dochodze dla celu. Mój dar dla ciebie, panie Potter. Mój wlasny dziennik. Ephemeris corpus. Moge teraz powiedziec, bez wahania, ze przyjemnoscia bylo cie poznac".
Po ostatnich slowach zapadla cisza. Harry poddal sie upokorzeniom, by wysluchac slów swojego kochanka. Zapominajac o dziwnych pochwalach, które Snape szczodrze wypisal na jego klatce piersiowej, chlopak nie mógl powstrzymac uczucia rozczarowania, jako, ze widomosc brzmiala jak pozegnanie. Westchnal ciezko i nagle zdal sobie sprawe ze swojego wzwodu, który byl teraz calkiem widoczny pod cienkim materialem jego bokserek. Szybko przewrócil sie na brzuch, pamietajac, ze Snape pisal tez po jego kregoslupie.
- Co jest napisane na moich plecach? - zapytal poduszke.
- Nic - odpowiedziala Hermiona. - Masz zadrapania wzdluz calego kregoslupa, ale nie ma zadnego atramentu. Ee. Harry?
- Pragnalem Snape'a przez caly rok. Ostatniej nocy mnie przelecial. Przepraszam, ze musieliscie to zobaczyc - wtracil. Nie mial wystarczajaco sily na dluzsze wyjasnienia. Poza tym to juz sie nie liczylo, skoro dotarl do konca.
- No cóz. Wiedzialam, ze lubiles Snape'a. To znaczy, wpatrywales sie w niego z glupawym usmieszkiem przez caly ostatni rok. I ja. e. zalapalam, ze cie przelecial. Wlasnie mialam ci powiedziec, ze twoje okulary leza tu, zaraz obok ciebie. Z notka, na to wyglada.
Harry podniósl glowe. Rzeczywiscie, jego okulary byly tam, gdzie powinien lezec Snape. Przeklal.
- Ktos mógl wspomniec o tym wczesniej - narzekal.
- No cóz, zauwazylam je dopiero, jak bylam w polowie - przyznala Hermiona. - I nie chcialam przerywac. Co jest w notce?
Harry odwrócil glowe, by poczestowac ja groznym spojrzeniem przed wsunieciem okularów na nos i rozwinieciem pergaminu. Mógl go w zasadzie im przeczytac. Juz byli raczej osobiscie zaangazowani. Biorac gleboki wdech odczytal na glos:
- "Niechetnie opuszczajac wygode tego narzedzia tortur, które ty raczysz nazywac lózkiem, musze spotkac sie z pewnym czlowiekiem w sprawie kociolka. Bede cie oczekiwal w Snape Manor o pólnocy. - S."
Harry wpatrywal sie w slowa, przechodza powoli od stanu calkowitego pozbawienia iluzji do ekstatycznego szczescia. Snape bedzie go oczekiwal. O pólnocy. Zastanowil sie nad tym, co mezczyzna mial na mysli, wspominajac o spotkaniu z kims od kociolka. W koncu Snape byl Mistrzem Eliksirów. Ale.
Harry próbowal przypomniec sobie, czego nauczyl sie o oczekiwaniach. Ale wiedzac, jak jego zostaly przewyzszone, nie byl pewny, czy warto pamietac te lekcje. I nawet jesli jego kociolkowa fantazja nie mialaby zostac odegrana, Harry mial jeszcze wiele innych.
Z zamyslenia wyrwal go odglos wzmozonego chichotania. Spojrzal na Rona, czerwonego na twarzy i bliskiego wybuchu od próbowania stlumienia smiechu. Hermiona wcale nie radzila sobie lepiej.
- Co?
Ron wybuchl, pokladajac sie w przyplywie wesolosci.
- Jestes rozwiazla zdzira.
Tak, pomyslal Harry z szerokim usmiechem. Jestem.
IG- bellatrixcomopersona