Rozdział 50 - Koniec czy początek?

771 33 14
                                    

Hermiona powoli uchyliła powieki, przez moment nie pamiętając o wszystkim, co się wydarzyło. Najchętniej spałaby dalej, jednak grzmoty i krzyki dookoła nie pozwalały jej na ponowne zaśnięcie. Wsparła się na łokciach i uniosła głowę, w której mocno jej się kręciło. Leżała na trawie, z tego co zdążyła wywnioskować na boisku do quidditcha, ale coś jej tu nie pasowało. Kiedy ostatnio tu była, wokół rozlegały się wiwaty, a jedyne wrzaski jakie słyszała teraz kojarzyły jej się z bólem i śmiercią. Trybuny były puste, tak jak zresztą cały teren dookoła.

Jak grom z jasnego nieba uderzyły ją wszystkie wspomnienia. Z początku miała nadzieję, że to tylko sen, z którego zaraz się obudzi, albo kolejna iluzja Dumbledore'a, jednak szczypanie się wcale jej nie obudziło, a umysł zdawał się zbyt trzeźwy. W jej gardle urosła sporych rozmiarów gula, a po mózgu rozeszło się wielkie niezrozumienie. Coś tu było nie tak. Wstała, otrzepując ubrania z pyłu, który z łatwością przylgnął do jej przemoczonego stroju i skóry. Jak długo spała i co wydarzyło się podczas jej nieobecności?

Nieobecny wzrok przeniosła w stronę Hogwartu i prawie się przewróciła. Mury szkoły były częściowo zburzone i płonęły żywym ogniem, odznaczającym się na ciemniejącym już niebie. To nie mogła być prawda. 

Poczuła ogarniającą ją rozpacz, bezsilność i wściekłość. 

- Malfoy, coś ty narobił?

Po jej policzku spłynęła łza.

Wymacała kieszeń kostiumu, w której na całe szczęście odnalazła różdżkę i rzuciła się biegiem przed siebie. Gdy tylko wyłoniła się zza wzniesienia, jej serce zabiło jeszcze mocniej. Krew, błyski zaklęć, padające na ziemię ciała, czarne smugi dymu, krzyki, chaos. Mimowolnie przypomniała jej się iluzja, w której już raz widziała wojnę. To wspomnienie wydawało się teraz odległe i nierzeczywiste, jednak była pewna, że nawet tam nie wyglądało to tak źle jak teraz.

Ruszyła przed siebie, tak naprawdę nie myśląc nawet co robi. Coś w środku niej eksplodowało i poczuła nagły przypływ swojej Gryfońskiej odwagi. Musiała znaleźć przyjaciół, nie wybaczyłaby sobie gdyby coś im się stało. Jeden z jej lęków, największy ze wszystkich mógł stać się prawdą. 

Hermiona wbiegła w wir walki, chyba tylko cudem omijając zielone światła, mijające ją o centymetry. Rzucała zaklęcia na prawo i lewo, nie zastanawiając się nad planem, co było do niej kompletnie niepodobne. Chciała tylko znaleźć znajome twarze i najlepiej zabrać przyjaciół gdzieś daleko, daleko stąd.

Uskoczyła przed kolejną Avadą, jednak tym razem potknęła się o ciało leżące na ziemi i sama upadła zaraz obok niego. Żwir wbił jej się w każdy centymetr skóry, jednak nie czuła nawet bólu, tylko otępiający strach o swoich najbliższych. Zerknęła niepewnie na twarz nieboszczyka i z ulgą odetchnęła, nie rozpoznając jego tożsamości. To okrutne, ale naprawdę ucieszyła się, że tą osobą nie była Ginny, Harry, Ron... Ani Draco. 

Podniosła się szybko do pozycji stojącej i poczuła różdżkę na gardle. Postawna, zamaskowana postać złapała ją za ramię i mocno przyciągnęła do siebie.

- Uciekaj stąd, jeśli ci życie miłe- warknął nieznajomy.

Hermiona spojrzała na niego zaskoczona, jednak prędko wyrwała się i odwróciła w stronę głównego wejścia. Znała ten głos, jednak w tamtym momencie w głowie miała pustkę. To jednak nie miało wtedy znaczenia. Wbiegła do szkoły i przebiegła kilka kroków korytarzem. Tam było ciszej, spokojniej.

- Hermiona! Ty żyjesz- usłyszała nagle krzyk.

Na środku korytarza zobaczyła Rona. Jego twarz była brudna i pokrywały ją wilgotne ślady łez. Ręce miał spuszczone wzdłuż boków i patrzył na nią z tak głębokim cierpieniem, że zaczęła myśleć o najgorszym. 

Tu i teraz ~ DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz