VII

867 36 5
                                    

Stała w wodzie, która sięgała jej do pasa. Nie chciała żyć, nie tu i nie tak. Chciała zanurzyć się w wodzie i nigdy się z niej nie wydostać. Jednak to było niemożliwe, sir Criston stał na brzegu i jej strzegł. Nie pozwoliłby jej utonąć nawet by błagała go na kolanach. Criston nie wiedział co stało się na wieczerzy nie chciał wypytywać o to księżniczki. Jednak musiało być to coś co naprawdę ją zniszczyło, że stoi w środku nocy w morzu i zastanawia się czy nie rzucić się falom.

- Księżniczko musimy wracać. Jest środek nocy w dodatku nie jest ciepło. Zaraz wyślą oddział by cię odnalazł.

Alyss dalej miała łzy w oczach. Odwróciła się w stronę gwardzisty i rzuciła się na fale. Ten bez zastanowienia wbiegł by ratować jej życie, nie mógł pozwolić by ta umarła. Po pięciu minutach dotarł do niej i ujrzał ją dryfującą na falach na szczęście głową do góry. Wyciągnął ją z morza i przykrył swoją peleryną.

- Dlaczego próbujesz odebrać sobie życie? Jeszce wczoraj wyglądałaś na szczęśliwą.- Przejął się Cole. On sam był w niej od dawna zakochany i nie mógłby stracić jej.

- Jestem głupia i naiwna! Uwierzyłam że Aeomond jest inny. Zaufałam mu! A on tylko grał! Nigdy mu na mnie nie zależało, zależało mu tylko na upokorzeniu moich braci i zniszczeniu mi życia!- Krzyczała, musiała to z siebie wyrzucić a wiedziała że akurat Criston nikomu tego nie zdradzi.- Teraz jeszcze zostaje z nim sama. Rodzicie wyjeżdżają do Driftmarku, Jace i Luke jadą brać śluby. Nie wytrzymam tu bez nich.

Wtuliła się w gwardzistę a ten ją objął. Chciał by poczuła się bezpieczna, by poczuła się lepiej.

- Nie jesteś głupia. Chciałaś po prostu szczęścia w życiu a Aemond przez ten czas ci je dawał. Udawał byś poczuła się przy nim bezpiecznie a kiedy wybił idealny moment wykorzystał to i cię zranił. A teraz księżniczko naprawdę musimy wracać.

Ta mu przyznała rację i razem kamiennymi schodami weszli na dziedziniec zamkowy. Jej suknie była cała przemoczona a jej samej było strasznie zimno. Nieliczne służki przyglądały się jej gdy ta szła przez korytarze. Niestety doszli do jej komnat, jej i Aemonda. Nie chciała do nich wchodzić lecz nie miała wyboru.

- Dziękuję.- Oddała Colowi jego pelerynę i pchnęła drzwi. Cole zdążył się jej jeszcze tylko ukłonić i poszedł stanąć na swojej warcie.

W komnacie zobaczyła Aemonda siedzącego na fotelu z kielichem wina. Spojrzał na nią z pogardą. Zabolało to dziewczynę, przypomniała sobie czasy dzieciństwa gdy Aemond z bratem nie zaszczycali jej innym spojrzeniem.

- Jesteś mokra.- Tylko tyle powiedział. Odwrócił swój wzrok z powrotem do płomieni w kominku.

- A ty jesteś potworem.- Aemond się zaśmiał. Wypił wino do końca i zwrócił się do niej gdy ta zakładała koszulę nocną.

- Nie udawaj że nie wiedziałaś. Od zawsze wiedziałaś jaki jestem.- Prychnął podchodząc do niej powoli.

- Zapomniałam na chwilę że jesteś najgorszym człowiekiem na ziemi. Mój błąd, muszę się z nim pogodzić.

Odeszła od niego i sama zasiadła na fotelu naprzeciwko kominka by się ogrzać.

- Naprawdę myślałaś że mógłbym żywić w stosunku do ciebie jakieś uczucia? Jesteś ostatnią osobą którą mógłbym pokochać. Nawet nie, gdyby mi przyszło zakochać się w tobie wolałbym by Vhagar spaliła mnie żywcem.

- A mimo to jesteś tutaj, jako mój mąż, który przyrzekał mi mnie kochać. Już dzisiaj mogłeś zostać wdowcem, lecz niestety nikt mi nie pozwala tu umrzeć.

- Będziesz żyć, już ci mówiłem że nie umrzesz. Będę twoim koszmarem do końca życia.- Zaśmiał się. Twarz Alyss wyrażała nienawiść do tego człowieka.- O proszę w końcu widać twoje prawdziwe oblicze. Nie jesteś święta Alyss, nigdy nie byłaś. Nienawidziłaś mnie tak bardzo jak ja ciebie. Tylko w przeciwieństwie do ciebie ja postanowiłem zniszczyć ci życie.

Better to die than marry| Aemond TargaryenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz