Stała przed salą, próbując (być może nie najdyskretniej) podsłuchać co działo się w środku. Niestety, jedyne co była w stanie usłyszeć to dzikie dudnienie swojego własnego serca, walącego jak oszalałe w piersi.To było niedorzeczne! To- mając na myśli całe to zajście. Merlin jej świadkiem, że to najbardziej niepotrzebna rzecz, z jaką kiedykolwiek miała styczność. Dorośli ludzie stawiający zaledwie nastolatka przed sądem, rozpatrujący na nim karę gorszą od śmierci. Wszystko w tym było po prostu nie tak!
Musiała zająć czymś umysł- myśl myśl myśl idiotko!
Bezwiednie zaczęła krążyć po wąskim korytarzu, wystukując obcasami niskich czółenek miarowy rytm. Przeskakiwała w swojej głowie od jednego do drugiego tematu- właściwości czyrakobulwy, poprawna inkantacja zaklęcia chłodzącego, pierwsza wojna goblinów...
Drzwi rozsunęły się z hukiem, ukazując jej wysoką postać Blaise'a Zabiniego, z tak odmienną dla jego zwyczajowej, ponurą miną. Gdy ją zauważył, zazwyczaj przyjemna twarz nabrała jeszcze mroczniejszego wyrazu.
— Co ty tu robisz Granger?— wycedził, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
— Będę zeznawać na korzyść Malfoya— odparła twardo wytrzymując jego spojrzenie.
— Skrzaty domowe do ratowania Ci się skończyły?— zapytał z nutką jadu w głosie.
Wciąż patrzyła na niego hardo, nie bojąc się jego nieprzyjemnego spojrzenia. Już miała znowu się odezwać, kiedy z korytarza rozbrzmiało:
— Hermiona Jean Granger proszona na salę rozpraw.
Obróciła się na pięcie w kierunku drzwi z zamiarem jak najszybszego opuszczenia dusznego korytarza, Zabiniego i w ogóle najlepiej całego ministerstwa, kiedy usłyszała za sobą cichy, przeszywający śmiech.
Obróciła się przez ramię, gotowa do konfrontacji, jednak nic nie opuściło jej ust.
— Jeden niewłaściwy ruch z Twojej strony, a pożałujesz— powiedział spokojnie— A jeśli wykonasz swoje zadanie dobrze, możesz liczyć na wsparcie moje i kilku innych ślizgonów.
— Nie potrzebuje waszej wdzięczności, chcę tylko żeby Malfoy został przy życiu. Nie potrzeba nam więcej młodych ofiar tej wojny.
Tym razem nie zatrzymały ją głosy za nią. Ódwrociła się na pięcie aby skonfrontować się z sądem.
Być może głupio robiła- praktycznie nikt wśród jej bliskich jej nie poparł w tej decyzji. Ron się dąsał, nie odzywał się do niej od czasu kiedy wyjawiła mu co ma zamiar zrobić, wychodził z pomieszczenia w którym przebywała i generalnie zachowywał się jak kapryśne dziecko. Ginny po prostu przyjęła to do wiadomości, starając się stąpać po neutralnym gruncie, a Harry... cóż, sam zeznawał w sprawie Narcyzy i złożył oficjalny list polecający w sprawie Dracona, ale kompletnie nie był w stanie zrozumieć, dlaczego ona również chciała się do tego dokładać.
Tyle, że w momentach najbardziej dla tej sprawy istotnych, Harry przebywał w zakazanym lesie, a Ron poleciał do Komnaty tajemnic po kieł bazyliszka. To oni bronili dzieciaków na korytarzach, powalając śmierciożerców jeden po drugim.
Na miękkich ze stresu nogach weszła do zaciemnionej sali. Niczym nie różniła się od tej z opowieści Pottera- ławy sięgające po sam sufit, fotel oskarżonego na środku i ława obrony po prawej stronie. Draco siedział na fotelu patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie, mimo wszystko zachowując nienaganną postawę. Dużo schudł przez te dwa miesiące spędzone przymusowo w Azkabanie a jego zazwyczaj blada cera teraz wydawała się wręcz sina. Nawet nie wyobrażała sobie na jak bardzo traumatycznych dla niego wspomnieniach musieli żerować Dementorzy.
CZYTASZ
Szekspir i inne afrodyzjaki
FanfictionKompletnie różni. Bardzo podobni. Hermiona i Draco zawsze rywalizowali o wszystko- wyniki w nauce, najbezczelniejsze odzywki i punkty domów, ale gdzieś pomiędzy ich wzajemną niechęcią i ciągłą potrzebą postawienia kropki nad „i" wytworzyła się stref...