Luna
17 lat
Odkąd tylko pamiętam uczyłam się grać na fortepianie, ale nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy zaczęła się moja miłość do muzyki. Ojciec tego nienawidził i mówił, że do niczego się nie nadaję i lepiej żebym dała sobie spokój z dalszą nauką. Potrafił zabić we mnie radość do życia, ale tej jednej rzeczy nie pozwoliłam sobie odebrać. Kiedy grałam nie myślałam o tym jak bardzo go nienawidzę i jak bardzo czekałam aż mnie komuś odda. Nie dlatego że tego chciałam a dlatego że tego potrzebowałam. Potrzebowałam tego, żeby wyrwać się z tego domu nawet jeśli miałam zostać uwięziona w innym. Chciałam po postu nigdy więcej nie oglądać go na oczy. Przecież nie mogło być gorzej niż teraz.
Matki wcale nie było mi żal nawet wtedy, kiedy widziałam siniaki na jej rękach. Nie wiedziała, kiedy przestać walczyć z ojcem a to jeszcze bardziej go rozsierdzało. Bił ją tylko wtedy, kiedy nie mógł z nią wytrzymać. Była uwieziona tak samo jak ja, ale przynajmniej ja nie zatraciłam się w tym świcie. Ona potrafiła tylko wydawać pieniądze i upijać się do nieprzytomności zapominając, że jestem też ja. Córka, która pragnęła jej miłości a dostała tylko wieczne pretensje i wymagania.
- Luno ojciec cię prosi do gabinetu – w drzwiach staje matka patrząc na fortepian jakby miała zaraz zwymiotować. Ona też tego nie rozumiała, ale nie chciałam jej tego tłumaczyć po raz kolejny.
- Już idę – zamykam klapę od fortepianu jakby była delikatna jak piórko i gładzę ją jak najcenniejszy skarb. Obiecuję sobie, że za chwilę wrócę.
Podnoszę się z miejsca i idę za nią. Lekko majga się na boki więc wiem, że zapewne jest już po swojej codziennej dawce pocieszacza. Obcasy jej szpilek stukają po posadzce wysadzanej granitem w nierównym tempie. Choć stara się zachować równowagę nie zawsze jej to wychodzi zwłaszcza teraz kiedy podpiera się o ścianę, ale brnie do przodu. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem na to jak stara się zachować pozory normalności.
W całym domu panuję tak wielki przepych, że aż nie da się na to patrzeć nawet po wielu latach mieszkaniu wśród wartych setek tysięcy ozdób, mebli i obrazów. Miałam ochotę potłuc te wszystkie wazy, kryształy i figurki w drobny mak. Moi rodzice cenili sobie władzę i pieniądze – a władza została im bardzo ograniczona po tym jak Donem został Christopher Torrino. Wiele się zmieniło i to nie na lepsze dla mojej rodziny a zwłaszcza jednej osoby, która była ciągle kontrolowana.
Nic w tym dziwnego, że ojciec był pod stałą kontrolą. Wiedziałam do czego jest zdolny i zdziwiłam się, kiedy Don nic z tym nie zrobił. Te jego ukryte interesy i rozmowy z różnymi ludźmi przecież powinny zostać zauważone.
Drzwi do gabinetu ojca stoją otworem, dlatego wchodzimy do niego razem z matką. Oczywiście musiałyśmy zapukać, bo jakbyśmy mogły wejść bez robienia tego. Ojciec spogląda na mnie znad papierów które usilnie czyta po czym odchyla się na oparciu fotela.
Przełykam nerwowo ślinę. Zawsze jak tak robi wybucha między nami awantura a raczej to on krzyczy a ja słucham. Siadam na swoim miejscu, prostuję plecy, wzrok zatrzymuję na nim a ręce układam na kolanach tak jak mnie uczono. Matka w tym czasie podchodzi do karafki z alkoholem i nalewa sobie solidną porcję. Wylewa przez przypadek kilka krople na biały dywan.
- Marcella do cholery – krzyczy na nią a jego twarz robi się cała czerwona ze złości.
- Nie krzycz to tylko dywan – macha niedbale ręką i przysiada na brzegu biurka.
- Możesz go w takim razie wyczyścić – żąda od niej – Na kolanach.
- Oczywiście kochanie zaraz to zrobię – odpowiada opryskliwie a ojciec zaciska mocno szczękę.
CZYTASZ
#2.Bracia Torrino. Cassian
RomanceLuna Martinelli nie miała łatwego życia. Niekochana przez matkę i ojca myślała, że szczęście znajdzie u boku męża. Nie przeszkadzało jej to, że był od niej 15 lat starszy a nawet miał synów w jej wieku. Szczęście zniknęło w momencie, kiedy dotarło d...