56. Pęknięcia

21 5 0
                                    


Za oknem świat był rozmyty i zniekształcony zupełnie jak połówki krokusów (chyba?) na tapecie w północnym skrzydle. Anna pomyślała o odpryskującej farbie i nieczytelnych nazwiskach malarzy w rogach obrazów, które wyglądały na wyblakłe, mimo że bezpośrednio nie padało na nie światło.

Wzdrygnęła się – cały korytarz prowadzący do gabinetu, od czasu Zimy Stulecia groteskowo gotycki, wyglądał jak ścieżka jej największych lęków – odrzuciła kołdrę i postawiła stopy na zimnej podłodze. Drżąc, podeszła do toaletki, wzięła do ręki dzbanek i nalała wody do miednicy. Była lodowata.

Kiedy zaczęła się myć, zdrętwiały jej ramiona.


◊ ◊ ◊ ◊


Lista powodów, dla których nie przyjmę nikogo p̶o̶z̶a̶

̶g̶ł̶u̶p̶i̶e̶ ̶i̶m̶i̶ę̶

1. Głupie imię


◊ ◊ ◊ ◊


Anna zerknęła na tarczę zegara ze wskazówkami rozwartymi w kształt litery „V", jakby świętowały swoje zwycięstwo – bo nie miała pojęcia, ile czasu spędziła już na krześle pod drzwiami gabinetu od czasu, kiedy ostatnio były w tej samej pozycji, tylko że po prawej stronie. Pewnie tysiąclecie.

Gdyby nie obecność Kaia, który trzymał wartę pod drzwiami, zdążyłaby już wydeptać dziurę w dywanie.

Kiedy wstała, wypychające jej wełnianą spódnicę halki zaczęły się marszczyć i o siebie ocierać, co w ciszy korytarza zabrzmiało jak burza z piorunami.

Uwagi wymieniane w gabinecie stanowiły tylko cichy, odległy szum, stłumiony przez ciężkie panele drzwi.

W pewnym momencie Elsa podniosła głos, tylko na krótką chwilę i niewystarczająco, żeby Anna była w stanie rozróżnić słowa, ale nie mogła sobie tego wyobrazić, bo patrzyła wtedy na Kaia, a on przed siebie, ale jego powieka drgnęła.

Po tym znów zapadła absolutna cisza, głębsza niż poprzednia, podczas której Anna zaczęła przyglądać się obrazom na ścianach: zamrożony w naturalny sposób fiord, maszt statku wystający znad wzburzonych fal jak wykałaczka; wszystkie oprawione w srebrzyste ramy. Dlaczego w tym miejscu nawet pejzaże musiały być smutne?

Na haftowanych trójkątnych symbolach osiadło kilka płatków śniegu, wyznaczając środki odcinków, a Anna odruchowo potarła o siebie dłonie i przypomniała sobie, że powinna ściągnąć rękawiczki.

Mitenki od Oakena były grube i okropnie drapały, przez co wybrała właśnie je, bo pod błękitną wełną, nawet zziębnięte, jej dłonie miały kojący kolor dzikiego łososia.

Gęste sploty zatrzeszczały jej w zębach. Wypluła strzępek wełny, krytycznie przyjrzała się kolejnym, które wystawały spod paznokci. Tylko one psuły efekt. Wyglądały jak pomalowane – zamrożone – jakby znów obdarła się ze skóry.

— Ania?

Obejrzała się w kierunku uchylonych drzwi gabinetu i starła z policzka topniejące na nim płatki śniegu. Palce jej się trzęsły.

Ania.

Kristoff się tak do niej zwracał, kiedy był zmartwiony albo smutny, albo zaraz miał powiedzieć coś, co wiedziała, że bardzo jej się nie spodoba.

Heimr ÁrnadalrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz