- Będziesz tego żałować zobaczysz - powiedział Alexander, tonem gdyby właśnie robiła przewrót swojego życia, wychodziła za mąż za milionera tylko dla pieniędzy, poszła na kierunek wymarzony przez jej rodziców lub farbowała włosy na zielono. Tak właśnie to brzmiało i mina jej przyjaciela, była adekwatna.- To nie przyniesie nic dobrego. Niepotrzebnie stajesz nad tą przepaścią i pozwalasz sobie na cztery razy więcej emocji, problemów i zmartwień.
Westchnęła, gdy szli chodnikiem i byli już prawie u celu.
- Alex, to tylko impreza w klubie. Te cztery razy więcej emocji, problemów i zmartwień to nasi przyjaciele.
Zatrzymał się w miejscu i spojrzał na nią przerażony.
- Chciałaś powiedzieć " byli przyjaciele"
- A co powiedziałam?- spojrzała na niego równie zdziwiona, jak on na nią parę sekund temu.
- Powiedziałaś przyjaciele. Jakby wciąż nimi byli.
- Alex - blondynka ukryła twarz w dłoniach i zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów, chociaż wiedziała, że do niego i tak dotrze to za dziesięć lat i to sam ostatni pyłek. Chciała mu dużo wyjaśnić w krótkiej chwili, bo prawie byli na miejscu, a chciała, żeby zrozumiał, potrzebowała z jakiegoś powodu jego zgody. Lub przynajmniej uczucia, że ją wspiera.- Ostatnio poczułam, że więcej emocji, problemów i zmartwień wcale nie jest takie złe - zaczęła gestykulować i widziała, że przyjaciel skupił się na niej i jej słowach.- Bo chyba trochę na tym polega młodość?- nie wiedziała kogo pyta, ale też nie oczekiwała odpowiedzi.- Bo nawet jeśli jest trochę ciężej to na końcu i tak stwierdza się, że było warto, bo przez to spotkało nas wiele dobrego. To nie są tylko złe emocje, a cztery razy więcej problemów to też dla nas cztery razy większa pomoc. Będziemy się martwić cztery razy bardziej, ale też cieszyć cztery razy bardziej, okej? Po pierwszej klasie obydwoje się zamknęliśmy na innych, ale nie możemy tylko ich o to obwiniać. Nie chce się zamykać na ludzi. A długo sądziłam, że nic nie jest w stanie tego zmienić. Rozumiesz mnie?- w ostatnim pytaniu zawarła dużo więcej niż mogła. Pytała, czy rozumie jej dusze, jej potrzeby i co to mówi. Czy rozumie i co więcej zgadza się z nią, wspiera i czy tak, mogą tak robić.
Przez chwilę obydwoje byli cicho. Alex przetwarzał jej słowa.
Wiedział, że już zaczęła tęsknić za całą ich paczką. Może właśnie w tej chwili, kiedy Damon wrócił ona potrzebowała właśnie cztery razy więcej wsparcia i bezpieczeństwa?
Zdał sobie sprawę, że on jedną noc kłóci się z ojcem, a w drugą jedzie do Claire, którą obudził koszmar. Martwił się o nią, bo jeszcze nie widział, żeby kogoś coś tak dręczyło. To się zdecydowanie mogło równać z jego ojcem. I może, musiał sobie uświadomić, że on sam ledwo daje rade. Lub nie, on wiedział, że nie daje sobie rady. To, że nie rzucił szkoły, nie ćpa codziennie i nie pije wódki litrami jest tylko dzięki Claire, która pozwala mu czasami upaść, lub stacza się z nim, ale on potem automatycznie się podnosi. I jest czysty kilka dni.
I ma siłę wstać do szkoły, ma siłę zaglądnąć w te durne książki i ma siłę w ogóle funkcjonować. I on wie, że bez wsparcia Claire nie da sobie rady z ojcem, ale ona też nie zawsze jest na siłach i on też nie zawsze daje rade. A wiedział, że wtedy miałaby innych.
I nawet jeśli Nicholas był agresorem, przy Claire był o niebo lepszy. Twarz też miał całkiem ładną. A Aria była bardzo miła. Najbardziej z ich całej trójki. Max rozbawiał Claire i ona go lubiła. Conrad był cichy, ale jego towarzystwo było dobre. Lubił się uczył i udowadniał, że można się uczyć i bawić. Chyba wszyscy jakoś to przez to podziwiali. Każdy z nich dawał od siebie coś innego i nikogo nie można było wykluczyć. I jeśli on będzie miał gorszy dzień Claire nie zostanie sama. I od pożaru zaczęła dopiero teraz się otwierać. Chciał dla niej jak najlepiej. Nie mógł stać na drodze. Powinien iść tą drogą obok niej, tak jak ona zawsze idzie obok niego.
CZYTASZ
Dancing on the glass
RomanceNiewypowiedzianie źle nam było z tą całą dorosłością, więc za wszelką cenę postanowiliśmy nie dorastać. Niestety wszechświat stanął do walki z naszym buntem i krótko mówiąc, rozerwał nas na strzępy, nie dając szansy wziąć nawet oddechu.