Harry na początku był sam.
Znajdował się w jakiejś ciemnej klasie przypominającej z lekka ruinę, a nie część zamku. Siedział w kącie sali i głowił się nad zadaniami z transmutacji, gdy nagle coś brązowego mignęło mu przed oczami. Za pierwszym razem to zignorował. Uznał, że coś mu się przywidziało. Jednak za drugim i trzecim już się przestraszył. Dlatego uciekł stamtąd.
Zostawił za sobą wszystko i zaczął biec bardzo długim korytarzem.
Niestety, jedynie po to, by po wybiegnięciu z Hogwartu wpaść prosto na przerażającą postać. Tą samą, którą zobaczył wtedy na Błoniach. Nie trwało to dłużej niż sekundę, zanim ta zniknęła z jego pola widzenia, ale mimo to Harry doskonale wyczuwał jej obecność. Ciemna, niepokojąca sylwetka cały czas migała mu przed oczami, gdziekolwiek by nie spojrzał, by zniknąć równie szybko, jak się pojawiła.
Czuł niepewność. Czuł strach. Przytłoczenie. Ciągła aura niebezpieczeństwa otaczała go zewsząd, a on nie miał gdzie się ukryć. Mógł tylko biec dalej i biec. Do utraty sił...
...albo do momentu gdy jasna, świetlna łuna zmusiła go od otwarcia oczu.
Białe światło sączyło się prosto do pomieszczenia przez jasną część witraża naprzeciwko i bezczelnie go teraz oślepiało.
Chłopak przejechał dłonią po twarzy, a potem potarł oczy. Jego umysł wciąż jeszcze tkwił pomiędzy snem, a jawą. Po plecach przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz na samo wspomnienie okropności, które chwilę temu widział. Na szczęście, dość szybko zaczął wracać do normalnego stanu i po niecałej minucie, opuścił dłonie w dół, zadumany.
Szkolna biblioteka. Przypomniał sobie, że tu właśnie się teraz znajdował.
Po tym odkryciu, do Harry'ego zaczęły wracać wspomnienia z ubiegłej nocy.
Do mniej więcej trzeciej nad ranem pisał esej. Gdzieś z pół godziny później prawie się rozpłakał w wyniku nagłej fali złych myśli oraz zmęczenia, wiedząc, że nie da rady skończyć tego cholerstwa na czas. Przeklął pod nosem złośliwość swojego opiekuna domu oraz własną głupotę. Potem spróbował jeszcze coś na siłę wklepać do wywodu w ramach domknięcia, aby finalnie zasnąć na blacie biurka, ignorując kompletnie fakt, że czasowa przepustka od Gemmy kończyła się tuż przed otwarciem biblioteki. Czyli przez ponad godzinę przebywał poza dormitorium na nielegalu i niemal na pewno profesor Snape mu to wypomni na dzisiejszym dyżurze.
Cudownie.
Wszystko to przetoczyło się przez umysł Harry'ego, czyniąc sytuację bardziej zrozumiałą. Nie przestał się dzięki temu ani trochę stresować, ale chociaż wrócił nieco do rzeczywistości. Aczkolwiek, obraz przed oczami jakoś dziwnie mu się rozmywał...
- P-p-panie Potter?
Harry poderwał się na miejscu. Raptownie odwrócił się do tyłu i spojrzał na intruza.
Przed jego oczami zamajaczyła smukła, rozmazana sylwetka. Gdyby profesor wcześniej się nie odezwał, chłopak w życiu po spojrzeniu w jego stronę nie pomyślałby, że ta rozmyta plama przed nim może być człowiekiem. Całość widoku pokrywała wpadająca w pomarańczowy kolor mgiełka, czyli pewnie szata, jak się domyślał. U samego dołu zauważył brązowy kleks zamiast brązowych botek, a gdy popatrzył do góry i nieco zmrużył oczy, dostrzegł w lawendowej poświacie zarys turbanu.
- Profesor Quirrell? - zapytał. - To pan?
- J-j-jak najbardziej – usłyszał w odpowiedzi. Poczuł też zapach parzonej kawy.
Postać podeszła do niego i obniżyła się. Zaraz potem coś czarnego pojawiło się w polu widzenia chłopaka.
- P-pańskie okulary, Potter – powiedział profesor. - C-chyba się przy-przy-przydadzą, prawda?
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...