Cz.16

159 11 1
                                    

Varian wstał, zmęczony poprzednim dniem.
Po obozie roznosił się zapach kawy, ohh jak dawno jej nie pił, zwlekł się z pryczy zwracając na siebie uwagę reszty mieszkańców.
-Królewna wstała!
-Morda wózku widłowy- Warknął w stronę przejeżdżającego obok niego Jeka, a to skurwysyn, wepchał mu się w drzwiach.

Trochę poklną na niego i podszedł do Grace w aneksie kuchennym ich bazy, uśmiechnął się do niej i przyjął rożkowy kubek z naparem bogów.
-Jak się spało?
-Pytasz codziennie, ale dzięki...Dobrze...Nawet
-To świetnie, dzisiaj wracasz do wioski, tylko ty teraz Jake ma wolne
-OO, a co wózek widłowy zrobił złego, gdy mnie nie było?-Zaśmiał się podle celując swój wzrok w mężczyznę na drugim końcu pomieszczenia.

-Poczekaj tylko...Dorwę cię- Pogroził mu palcem a Varian wystawił język i dopił kawy, Grace patrzyła się na nich z niedowierzaniem, jak dzieci.

Vaian zjadł jeszcze śniadanie i wskoczył do kapsuły, tak dawno go nie było, ciekawe co działo się z jego ciałem?
Boże, aby było tam, gdzie je zostawił.

Wskoczył do kapsuły z uśmiechem i ekscytacją, miał same dobre myśli o tym dniu. Zamknął oczy relaksując się, już patrzył jedynie w ciemności, a potem uderzyło w jego oczy piękne poranne światło.

Rozejrzał się na boki, bolały go trochę nogi z jakiegoś powodu. Był w swoim hamaku, wokół niego krążyło parę osób, które również wstały, energicznie wyskoczył z hamaku, ale nogi go zawiodły, potrzebował chwili, zanim znów przypomniał sobie jak chodzić na tych nogach, patrzyli na niego jak na ducha.

Dawno go nie było wśród nich, kiedy e końcu się ogarnął i przeczesał włosy, aby nie wyglądać jak dzikus, pod palcami poczuł świdrujące go małe i cienkie wiązki od Więzi, poczuł, że znów jest blisko czegoś więcej...

Będąc na'vi czuł się kimś, czuł się ważny i wyjątkowy na swój sposób, szanowany...
Z pozytywnym myślami zszedł z drzewa, było już po śniadaniu grupowym więc musiał coś sobie znaleźć, zanim złapie innych.

Dorwał w swoje ręce owoc, ten co dostał od Grace na początku w bazie, uwielbiał je jeść, wręcz kochał ten podobny jagodowy smak i orzeźwienie.

Oparł się o drzewo, aby zjeść, gdy mignęło przed nim parę dzieci, które uczył angielskiego, zauważyły go i w radosnych krzykach wbiegły w niego, Variant stracił z rąk owoc na rzecz stęsknionych dzieci niestety, przez chwilę się z nimi witał, próbowali marnym angielskim, lecz udało im się przywitać. Nie zauważył o zgrozo czającej się grupy łowców w krzakach, był rozproszony uczniami.

-Spokojnie, nie zmuszaj się do mówienia tak trudnych słów... Powoli...-Powiedział do nich w ich języku, dziewczynka próbowała powiedzieć całe zdanie lecz plątał jej się język w słowach a Variant próbował ją instruować.

W końcu odpuściła i speszona schowała się za reszta, uśmiechnął się do niej na pocieszenie i wstał.
Przeciągnął się leniwie, lecz od razu spadł na ziemie od ciężaru drugiego ciała, pisnął jak małe dziecko i wbił łokieć w brzuch napastnikowi i skopał go na drugi bok, jak dzikie zwierze biegnące po wolność wstał i był gotowy do kolejnego ataku, gdy ujrzał znajomą twarz.
-Przestań!To ja!-Drgała mu powieka od gniewu, niezbyt widziało mu się zmienić postawę po tym, jak zaatakowano go z zaskoczenia.
-Po tygodniu mnie tak witasz?! 
-Zostaw go, nie jest warty czasu twojego...-Odwrócił głowę w stronę reszty, pozostała 3 patrzyła się na nich jak na debili z pobłażliwością.
Enku śmiał się i płakał nie tylko od bólu, Tsu'tey przewrócił oczami za to stał prosto, pewien siebie i ponury jak zawsze, po jego bokach stali  Akea i Asake, bracia popatrzyli z politowaniem na leżącego na ziemi łowcę.

Uśmiechnął się do pozostałej trójki i ich przywitał, było dobrze wrócić.
Dzień spędzili w czwórkę, patrolując lasy, polując na kolacje i pozbywając się kolejnych pułapek ludzi zastawionych na zwierzęta... 
Varian był zszokowany widząc ile ich jest, po co one były? Do jakichś eksperymentów? Po co ludziom zwierzęta z Pandory?

-Widziałem jak prowadzą zwierzęta do stalowych klatek, przeciągają je potem czymś i znikają w waszych budynkach...-Asake wydawał się czytać z jego oczu i odpowiadał na jego niezadane pytanie, Varian wziął wdech na uspokojenie i rozejrzał się a kolejnymi pułapkami.


-Potrębujesz chwili?
-Nie...Idziemy dalej, mamy co robić dzisiaj...

Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz