Rozdział 11

20.6K 682 16
                                    

Luna

Amara wszystko planowała. Ja razem z Cassianem staliśmy z boku, ale co chwilę na niego zerkałam. Po jego powrocie tak jakby coś się w nim zmieniło. Był jakiś zamyślony i zły jednocześnie a jego wzrok jakby odpływał w inne miejsce.

- Coś się stało? – szepczę do niego.

- Porozmawiamy w domu – posyła mi nikły uśmiech, ale nie daję się na niego nabrać. Chcę mnie uspokoić, ale to wcale tak nie działa.

Może jestem w tym momencie samolubna, ale kiwam głowa i odwracam się w kierunku chłopców trzymających balony. Są skrępowani, ale cieszą się, że w końcu będą wiedzieć czy będziemy mieli chłopca czy dziewczynkę. Ja już wiem, ale dla nich to będzie niespodzianka. Pierwsza wnuczka w rodzinie.

- Gotowi? – pyta Amara, a kiedy kiwają głowami podchodzi do męża.

Stoi razem z Christopherem, Simonem, Aidenem i moim teściem w pierwszym rządzi a za nimi reszta rodziny. Szepty za plecami prawie doprowadzają mnie do szału. Chciałam cieszyć się tą chwilą a słyszę, że na pewno to będę chłopcy i o dziewczynkach nie ma mowy.

- Nie przejmuj się – Cassian dotyka mojego brzuchu. – Dla mnie nie jest ważne czy to chłopiec czy dziewczynka.

- Najwyraźniej dla reszty rodziny to różnica – mówię zawiedziona i opieram się o niego całym ciałem.

- Dla nas też nie ma różnicy – stojący przy mnie Christopher zabiera głos. – Jeśli ktoś ma z tym problem będzie miał do czynienia ze mną. – podnosi głos, żeby wszyscy go słyszeli a rozmowy cichną. Posyłam mu wdzięczne spojrzenie.

- To może Luciano pierwszy – proponuję, kiedy chłopcy kłócą się między sobą o to kto ma zacząć pierwszy.

Robię to tylko dlatego że wiem jaki będzie kolor w środku balonu i chcę, żeby myśleli, że drugi jest taki sam. Chłopak podnosi balon i szybkim ruchem przebija go a ze środka w powietrze wylatuję niebieski pył.

Goście klaszcz i gratulują kolejnego chłopaka.

- To na pewno kolejny brat – Lorenzo pokazuję na swój balon i w akompaniamencie gości przebija go. Mina rzednie mu na twarzy, kiedy ze środka wylatuje różowy pył.

- Pierdolony. Słodki. Jezu. – mówi i krzyczy podnosząc ręce do góry. – W końcu kurwa siostra.

Cieszy się jak dziecko, podbiega do mnie i przytula odpychając własnego ojca. Co chwilę dziękuję i nie przestaje mnie przytulać. Goście śmieją się z jego rekcji, ale ja patrzę na swojego teścia.

Gestem głowy pokazuje mi jak bardzo się cieszy a na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.

Przyjęcie rozkręciło się na dobre a po otrzymaniu gratulacji od wszystkim w końcu mogę cieszyć się dziećmi i oczywiście co najważniejsze mogę przygotować dla nich pokój.

- Jak się czujesz? – pyta teść, kiedy udało mu się wyrwać z męskiego towarzystwa.

- Bardzo dobrze – odpowiadam spacerując z nim pod ramię po ogrodzie.

- Cieszę się, że w końcu będę miał wnuczkę. – mówi rozmarzony. – Nie gniewaj się chłopaka też będę kochał tak samo, ale dziewczynkę mogę rozpieszczać do woli.

- Nie gniewam się i rozumiem. Też nie mogę się doczekać aż wezmę je w ramiona. – dotykam brzucha.

Dziewczynki w naszym świecie też nie mają lekko, ale są chronione. Wiedząc jakie ja miałam dzieciństwo chcę zapewnić swojej córce życie pełne bezpieczeństwa a zwłaszcza wszystko czego potrzebuje. Z synem jest trochę inaczej, bo pomimo tego, że kocham go tak samo, wiem, że powinien być zahartowany i niewrażliwy. Powinnam obawiać się, że będzie właśnie taki, ale patrząc na Lorenzo i Luciano mój strach od razu znika.

#2.Bracia Torrino. CassianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz