Rozdział 12

20.2K 680 12
                                    

Cassian

W końcu tą trudną rozmowę z synami miałem za sobą, ale pozostała jeszcze rozmowa z Luną. Kiedy dowiedzieli się, że nie jestem rozwiedziony z ich matką byli na mnie wściekli, bo okłamałem swoją żonę, która w zasadzie moją żoną nie była.

Wiem, że się do niej przywiązali i znaczyła dla nich bardzo dużo, dlatego kiedy Lorezno się na mnie rzucił i uderzył w twarz pozwoliłem na to. A kiedy nazwał mnie kutasem nie powiedziałam nic tylko wyszedłem. Miał rację i tylko dlatego nic nie odpowiedziałem. Pocieszało mnie tylko to, że tak zajadle bronili jej przede mną.

W drzwiach jej sypialni mijam się z doktorem Romero.

- Co z nią?

- Zapalenie płuc. – wzdycha. – Nie jest za dobrze, bo taka choroba u kobiet ciąży może doprowadzić do poronienia albo wczesnego porodu. W piątym miesiącu istnieje wysokie ryzyko urodzenia martwych dzieci, bo ich płuca nie są wykształcone. – z każdym jego słowem moje serce zaczyna bić coraz szybciej jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi.

- Co teraz? – pytam nerwowo.

- Tutaj masz Ceftriakson który będziesz podawał jej domięśniowo 1 gram raz na dobę przez tydzień. Gdyby pojawiła się wysypka od razu do mnie zadzwoń. Pierwszą dawkę jej podałem więc dzisiaj nic nie dawaj tylko niech dużo pije i je, bo to ważne dla dzieci. – mówi a ja słucham bardzo uważnie nie chcąc niczego przegapić.

- Ale wszytko będzie dobrze? – pytam z nadzieją.

- Jutro wieczorem przyjadę zobaczyć, jak się czuję – kiwa głową i odchodzi.

Nie odpowiedział na moje pytanie a to tylko sprawia, że mój strach nie maleje. Jak to jest, że człowiek uświadamia sobie, że na kimś mu zależy, kiedy dzieje się coś nieprzewidzianego i złego.

Wchodzę do pokoju i patrzę na jej pogrążoną w śnie twarz. Przysuwam fotel bliżej łóżka i rozsiadam się w nim. Nie ma takiej opcji, że odejdę nawet na krok.

Luna

Budziłam się i zasypiałam chyba z kilka razy w ciągu dnia. Byłam na tyle słaba, że nie mogłam dojść do łazienki sama, ale w tym pomagał mi Cassian który nie opuszczał mojego łóżka od trzech dni. Zajmował się mną cały czas opuszczając się w swoich obowiązkach, ale kiedy myślał, że śpię przyglądałam mu się jak z papierami na kolanach nadrabia zaległości w pracy.

Mijał czwarty dzień jak leżałam i walczyłam z zapaleniem, ale czułem się trochę lepiej, jeśli można mieć na myśli to, że nie mam gorączki. Pozostałe objawy takie jak kaszel, katar i zmęczenie pozostały i chyba minie jeszcze trochę czasu jak wydobrzeję.

Amara: Jak się czujesz? ☹

Wypisywała od kilku minut i chociaż kłóciłam się o to z Cassianem w końcu pozwolił mi na krótką rozmowę.

- Proszę będę tylko pisać – wyciągam w jego stronę ręce złożone jak do modlitwy i patrzę na telefon, który przed chwilą mi odebrał. – Zjem wszystko co mi dzisiaj dasz.

Wiedziałam, że to go przekona i nie myliłam się. Od razu oddaje mi telefon, ale zaznacza, że będzie mnie obserwował i jeśli coś mu się nie spodoba od razu mi go zabierze. Uśmiecham się jak kretynka przytulając go do piersi.

Ja: Znacznie lepiej, ale jeszcze jestem słaba. Poza tym pilnuje mnie cerber, który nie spuszcza ze mnie wzroku.

Odpisuję kontem oka patrząc na Cassiana, a kiedy zauważa mój wzrok posyłam mu uśmiech i z powrotem patrzę w telefon.

#2.Bracia Torrino. CassianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz