Rozdział XXV

334 17 0
                                    

Hayley


Victor nie władał magią, jednak jego moc była potężna. Gniew, złość, nienawiść, żądza zemsty, a także gorycz i smutek, przepełniały jego duszę, tworząc zło w czystej postaci. Będąc uwięzioną w ciemnej mgle, rozpaczliwie rozmyślałam nad tym, co mogłoby je zwalczyć. Zastanawiałam się, czy wampir kiedykolwiek naprawdę kochał moją matkę. Sam nigdy by się do tego nie przyznał, ale może właśnie tak było. Może nawet przedtem tego nie odgadł, nie sięgnął wgłąb ścieżki własnych uczuć, przekonany, że ich nie posiada. Gdyby jej nie kochał, nie cierpiałby i nie wyładowywałby swego cierpienia, niszcząc cały świat. Marina wpadła w sidła niebezpiecznej siły, której nawet Victor nie potrafił się oprzeć. Cała ta historia przypominała mi trochę baśń o królowej śniegu, w której szklane okruchy czarodziejskiego zwierciadła wpadły do oka bohatera, odbierając mu umiejętność postrzegania piękna i dobra, a także czyniąc go nieczułym wobec innych. Tak samo stało się z Victorem, gdy jego miłość odeszła. Zaczął nienawidzić wszystkich dookoła i żądać jedynie władzy, która miała zrekompensować mu to, przez co przeszedł, a także udowodnić, że nikt nie ma prawa z nim wygrać. Byłam niemal przekonana, że właśnie te postanowienia, napędzane siłą negatywnych emocji, pozwalają mu utrzymać resztki magii mojej matki, które mu pozostawiła.

Jednym z problemów świata iluzji był kompletny brak poczucia upływu czasu, dlatego też nie wiem, ile spędziłam go w mglistej pułapce. W końcu, kiedy na polecenie Victora się rozproszyła, a silne zawroty głowy ustąpiły, ujrzałam przerażający widok. A więc i Steven został tu ściągnięty.

- Nie!- wrzasnęłam, próbując wyrwać się Victorowi, który złapał mnie w locie i boleśnie wykręcił mi ręce do tyłu. Ten ból jednak nie mógł się równać z tym, który musiał towarzyszyć teraz Stevenowi. Był on oblegany przez wampiry, śmiejące się szyderczo niczym hieny, które po kolei zadawały mu mocne ciosy. On zaś nawet nie próbował się bronić. Leżał bezwładnie i patrzył na mnie cierpiącym, nieprzytomnym wzrokiem. Wyraźnie został czymś odurzony, najprawdopodobniej wilczym zielem, o którym słyszałam, że działa na wilkołaki niczym srebro na wampiry, uniemożliwiając gojenie się ran i osłabiając maksymalnie organizm. Mój Steven, Alfa watahy, mój mate, mój mężczyzna był katowany, a ja nie mogłam nic zrobić.

- Podoba ci się, kundlu?- syknął Victor, ignorując nieudolne kopniaki, które mu zadawałam i jeszcze mocniej mnie ściskając.- Taka kara spotyka dwójkę smarkaczy, którzy nie potrafią zapanować nad swoimi żądzami i jeszcze ośmielają się wchodzić mi w drogę.

- Błagam, nie!- wybuchnęłam rozpaczliwym płaczem, słysząc trzask kolejnej łamanej kości i przeraźliwe wycie Stevena.

- Widzisz, to wszystko twoja wina.- wycharczał mi do ucha Victor. Ava, która opodal zwijała się z bólu, obezwładniona działaniem srebra, stęknęła głośno.- Oni wszyscy teraz za ciebie cierpią. To twoja wina.

Przełknęłam z trudem ślinę, zalewając się rzewnymi łzami, przez które niemal już nic nie widziałam. Victor miał rację. Od początku wiedziałam, że dopnie swego. Zamiast poddać mu się od razu, ja uciekłam, wciągając w to wszystko moich najbliższych.

- Hayley... Nie słuchaj go.- usłyszałam w myślach słaby głos Stevena. Zagryzłam dolną wargę, nieudolnie powstrzymując szloch.

- Steven... Błagam, zostawcie go. Zostawcie.- wydobyło się z moich ust. Victor szarpnął mną gwałtownie, jakby za karę za samo wypowiedzenie imienia Alfy. Powoli przejechał palcami po moim znamieniu, a ze wstrętu nieprzyjemny dreszcz przeszył moje ciało. Jęknęłam, znów próbując się wyswobodzić, szamocząc się i kopiąc. Na próżno.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz