Alois poprawiał kołnierzyk koszuli przed lustrem. Widząc, jak pani Deve wyglądała zza jego pleców, zapytał ją:
– Ktoś już pukał?
Pokręciła głową. Nerwowo pogładziła fartuszek, a potem ułożyła fałdki materiału spódnicy. Zerknęła za siebie – na korytarz, ale nie zdobyła się wyjść z progu do pokoju, aby się czymś zająć.
Alois i Luigi zdążyli opracować plan przed powrotem pani Deve. Nie chcieli niepokoić gosposi ani narażać w razie, gdyby próbowano ją oskarżyć o utrudnianie śledztwa. Nie przewidzieli jednak, że miała przez to zrobić pożytek ze swojej kobiecej intuicji i zamartwiać się na zapas.
Alois też się denerwował. Jeśli wszystko przebiegło jak należy, Luigi wysłał jeszcze poprzedniego wieczora list priorytetowy, to powinien dotrzeć do adresata o poranku. Najprawdopodobniej miał nie dotrzeć na miejsce przeznaczenia, a gdzieś przepaść po drodze za sprawą popleczników partii na poczcie. Jednak wzmianka o tym, z kim Kershaw prowadził korespondencję do dziennikarzy miała znacznie większe szanse. Nie spodziewał się jednak, żeby odwiedziła go Sophia Butler-Ottison, jak sobie tego życzył w liście. Nie po tym, jak nie wstawił się na rozprawie.
Czerwień w ciele Kershawa zawirowała, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Pójdę sprawdzić kto to - uprzedziła gosposia, na co kiwnął głową.
Westchnął ciężko, aby pozbyć się napięcia ze swojego ciała, ale nadal miał ściśnięte gardło. Udało mu się skupić dopiero, gdy sięgnął do kieszeni marynarki i włączył odpowiedni guzik na trzymanym tam urządzeniu. O dziwo, nie słyszał jego pracy, tak jak to miało miejsce na przesłuchaniu przez Shurivę. Ważniejsze było jednak to, żeby to jego gość nie usłyszał. Jakby jeszcze dał się ciągnąć za język...
Jednak nie wszystko na raz.
Alois żwawym krokiem dołączył do gosposi. Przyśpieszył, gdy usłyszał jej sprzeciw. Skrzekliwe pokrzykiwania ustały, gdy pojawił się tuż przy niej i wyszedł naprzeciw gościom od siedmiu boleści.
– Puść ją – rozkazał chłodno milicjantowi, który szarpał gosposię. Ten jednak się go nie posłuchał.
Butler uśmiechnął się z wyższością, kładąc rękę na ramieniu swojego towarzysza.
– Zostaw. Pomóż pani zaparzyć herbatę. Trochę tu zostaniemy – oznajmił komendant z błyskiem w ciemnych oczach.
Aloisa od razu przeszedł dreszcz, gdy w spojrzeniu nieproszonego gościa odnalazł olśnienie. Niby nie krył już tak skrzętnie objawów choroby, gdy zrezygnował z rękawiczek, garbienia się czy usilnego milczenia. Kershaw nie przypudrował też ranek po bójce. Nie chodziło jednak o to, żeby udawać jak świetnie się trzymał. Nadszedł czas na narzucenie własnych zasad, chociaż na krótką chwilę.
– Zaprowadzę pana do salonu – powiedział Alois, wskazując ręką korytarz. Zignorował milicjanta, który wtedy sięgnął po broń.
Butler poszedł raptownie za Aloisem. Rozpierała go ekscytacja myśliwego, który trafił na trop krwawiącej zwierzyny. Nie zranionej przez jakiegoś drapieżnika, tylko takiej co mu już raz uciekła i wreszcie mógł wyrównać rachunki.
Pani Deve zaprowadziła milicjanta do kuchni. Wokół niej unosiła się aura zdenerwowania, ale i furii. Na pewno nie była pokorną staruszką... Ale też nie roztropną na tyle, żeby udawać, że los Kershawa nie leży jej na sercu.
Bo przecież co innego zdradzała, gdy przemknęła pod pachą rosłego mundurowego, żeby tylko czmychnąć do salonu? Troska w jej spojrzeniu była wyraźna niczym promienie wiosennego słońca wdzierającego się przez okno. Sprytnie zaproponowała do wyboru kilka sposobów podania jednej herbaty, żeby jak najdłużej nie zostawiać Aloisa samego.
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...