Luna
Mijała trzecia godzina pełna bólu, cierpienia i skurczy które co chwilę rozrywają moje ciało na pół. W tych krótkich chwilach pomiędzy nimi wraca do mnie moment, w którym Cassian powiedział mi, że nasz syn nie przeżył. Wtedy moje ciało przeszywa inny rodzaj bólu taki którego nie życzyłabym żadnej matce. Straciłam swojego synka i nikt mi go mnie wróci.
To koszmar, z którego chciałabym się obudzić, ale to po prostu prawda. Nie ważne jak bardzo bym chciała nie mogę cofnąć czasu i spróbować go ocalić. Wiem tylko jedno – gdybym miała wehikuł czasu zrobiłabym wszystko, żeby oboje przeżyli nawet jeśli oznaczałoby to, że ja miałabym to życie stracić.
- Mamy pełne rozwarcie – oświadcza lekarz. – Kiedy powiem musi pani przeć.
Kiwam głową i wsłuchuję się w jego polecenia. Kiedy mówi, że mam przeć robię to z całych sił raz za razem. Moje ciało nie jest na to przygotowane, dlatego ogromny ból w dole brzucha rozrywa moje ciało. Nawet wtedy nie przestaję jakby od tego miało zależeć moje życie.
- Świetnie ci idzie – Cassian ociera mi pot z czoła mokrym i zimnym ręcznikiem, który daje mi chwilową ulgę. Trzyma mnie cały czas za rękę nie zająkując się o tym, że miażdżę ją w swoim uścisku.
- Zamknij się – wydzieram się, kiedy kolejny skurcz wstrząsa moim ciałem.
- Przyj – słyszę jak przez mgłę rozkaz lekarza. Zapieram się jak najmocniej i robię co mówi. Wkładam w to wszystkie swoje siły, których ubywa mi z każdą chwilą.
Czuję jak ostatnie parcie wypycha ze mnie dziecko a ja opadam zdyszana na poduszkę. Jestem ogromie zmęczona i jedyne o czym myślę o zaśnięcie i obudzenie się za kilka dni. Boli mnie dosłownie wszystko począwszy od palcy u nóg a skończywszy na włosach – a nawet nie wiedziałam, że mogą boleć.
Płacz dziecka rozrywa powietrze sprawiając, że moje serce rośnie z każdą chwilą. Chcę się cieszyć, ale coś mi w tym przeszkadza. Delikatnie ukłucie w sercu przypominające mi o synku.
- Spójrz na nią – zachwycony głos Cassiana sprawia, że nie mogę się powstrzymać. Na rękach trzyma naszą córkę wierzgającą rączkami i nóżkami w każdą stronę.
Jest taka maleńka i krucha w jego ramionach. Jej oliwkowa skóra jest tak bardzo podobna do mojej, że nie mogę się oprzeć i dotykam jej maleńkich paluszków u nogi. Jakby mnie wyczuła, bo odwraca głowę w moją stronę i otwiera oczka. Piękne czekoladowe oczy patrzą na mnie z zainteresowaniem i zaciekawieniem. Jest tak podobna do Cassiana, że tylko głupi nie zauważyłby podobieństwa.
- Jest piękna – mówię zachrypniętym od krzyku głosem.
- Jest idealna – szepczę do mnie jakby nie chciał jej wystraszyć czym jeszcze bardziej mnie rozczula.
Nasza bańka szczęścia rozbija się, kiedy czuję kolejny skurcz w podbrzuszu. Tym razem jest inaczej, bardziej to przeżywam. Każdy kolejny skurcz rozrywa moje serce na kawałki wiedząc, że nie zobaczę tych samych czekoladowych oczu jak u mojej małej dziewczynki. Prę jak najmocniej łkając, bo czuję jak coraz bardziej oddalam się od mojego synka. Po kilku minutach czuję, jak wychodzi z mojego ciała.
Nie wiem na co czekałam. Może na to, że zobaczę uśmiech Cassiana albo na płacz mojego syna jednak nic takiego nie następuję. Głucha cisza wypełnia salę a powietrze stało się duszne od naszego smutku a także lekarza i pielęgniarek, które pomagały odebrać poród.
- Chcę go zobaczyć – mówię pomiędzy łkaniem.
- Luno – słyszę cierpienie w głosie mojego męża. Widzę, jak wymieniają spojrzenia z lekarzem, który nie wie co ma zrobić.
CZYTASZ
#2.Bracia Torrino. Cassian
Любовные романыLuna Martinelli nie miała łatwego życia. Niekochana przez matkę i ojca myślała, że szczęście znajdzie u boku męża. Nie przeszkadzało jej to, że był od niej 15 lat starszy a nawet miał synów w jej wieku. Szczęście zniknęło w momencie, kiedy dotarło d...