Rozdział 11

109 8 0
                                    


- Cześć Hailey - uśmiechnęła się, otwierając szerzej drzwi - Jak ci minęła ta słoneczna środa?

- Całkiem spokojnie - weszłam do pomieszczenia, od razu skierowałam się na zieloną kanapę - Nie wyspałam się tylko - westchnęłam odkładając plecak pod ławę, zsunęłam buty i usiadłam po turecku na kanapie.

- A czemuż to ? - z uśmiechem na ustach zajęła fotel, który stał naprzeciwko sofy, ona również usiadła po turecku - Znowu koszmary ?

- Nie moje - związałam włosy w koka - Mama znowu się obudziła z krzykiem, nie mogłam jej uspokoić. Siedziałam z nią do piątej, aż zasnęła, nie szła dzisiaj do pracy, więc wyłączyłam jej budzik i pojechałam do szkoły autobusem. Chciałam, żeby się w miarę wyspała, po tym... po tej nocy.

- Dalej się obwiniasz?

- Czasami - westchnęłam po chwili ciszy - Słyszałam co się dzieje, tak naprawdę zareagowałam tylko raz, tak to zamykałam się w pokoju i czekałam, aż nastanie cisza. Powinnam była jej pomóc, powinnam coś zrobić, powiedzieć komuś, jakoś... nie wiem - przymknęłam oczy - Mogłam jakoś to skończyć, a tego nie zrobiłam, siedziałam w pokoju i myślałam tylko, żeby nic jej się nie stało, a za każdym razem coś jej się działo i to moja wina...

- To nie twoja wina - przerwała mi szybko - Byłaś dzieckiem, gdy to się zaczęło Hailey, jak sobie wyobrażasz to, żeby ośmiolatka pomogła rozdzielić dwójkę dorosłych osób. Nie miałaś takiej siły fizycznej, ani psychicznej, żeby brać czynny udział w ich kłótniach. Żadne dziecko nie powinno przejść przez coś takiego, żadne dziecko nie powinno słyszeć tego, co ty słyszałaś i widzieć tego, co ty widziałaś. Gdyby to się działo teraz, zareagowałabyś?

- Oczywiście - spojrzałam na nią - W ogóle bym do tego nie dopuściła. Wtedy mówiłam sobie w głowie to, co chciałabym mu powiedzieć, teraz po prostu bym to zrobiła.

- A gdyby cię uderzył, jak wtedy?

- Oddałabym mu - zaczęła mnie denerwować - Nie pozwoliłabym mu na to, na co on sobie cały czas wtedy pozwalał - zmarszczyła brwi - Nikomu więcej nie pozwolę skrzywdzić mojej mamy, już i tak dość przeszła.

- Obie przeszłyście ...

- Nie prawda - przerwałam jej - Ona przez to przeszła, ja to przesiedziałam w pokoju, to duża różnica.

- Słyszałaś to, widziałaś to, sama raz dostałaś - usiadła prosto - Przechodziłaś to razem z nią, też po tym miałaś koszmary - przewróciłam oczami, to całkiem co innego - Do tej pory wszystkiego się boisz. Nie pozwalasz sobie cieszyć się dobrym dniem, myśląc zawsze o tym, że zaraz może się zepsuć, myślisz, że czego to wina ? Wracałaś po szkole do domu i musiałaś być gotowa na to, co tam będzie się dziać. Zawsze, gdy miałaś dobry dzień, wracałaś do domu i widziałaś pobojowisko, od razu psuł ci się humor - spojrzałam na okno, które było za plecami kobiety, był z niego widok na miasto - Boisz się dotyku Hailey, boisz się ludzi, boisz się myśleć o tym, że może być dobrze, boisz się krzyku, boisz się koszmarów, boisz się tak wielu rzeczy... - wróciłam na nią spojrzeniem - Tak nie powinno wyglądać życie nastolaki, nie powinnaś się cały czas bać - nastała cisza, kobieta mi się przyglądała, nie byłam w stanie wytrzymać jej spojrzenie, więc spojrzałam na swoje dłonie, zaczęłam się nimi bawić - Miałaś przez niego myśli samobójcze Hailey - dodała cicho po kilku minutach - Nie zrobiłaś sobie nic, bo bałaś się o mamę, do tej pory wydaje mi się, że żyjesz nie dla siebie, ale dla swojej mamy, nie chcesz, żeby została sama ...

- Ona cały czas była sama, dalej jest - zacisnęłam szczękę, poczułam jak w oczach pojawiają mi się łzy - Gdy ma koszmary ... ona nie jest sobą, ona mnie nie poznaje, nie wie kim jestem, boi się mnie ... - naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie - Co jej daje to, że jestem?

Wszystkie małe rzeczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz