39. The boy who had no choice

494 14 0
                                    

Byłeś błędem, ale najlepszym taki do tej pory popełniłam

Siarczysty wiatr, mokre od łez policzki, pełne pożałowania słowa i czyny, niepewność przeplatające się z presją, śmierciożercy i Dumbledoore po środku tego wszystkiego z błagalnym wyrazem twarzy, wpatrującym się w mojego Draco. Jakby próbował coś jeszcze ugrać, jakoś nakłonić chłopaka do zmiany decyzji, jednak na próżno.

Draco Malfoy stał z wymierzoną w stronę dyrektora różdżką podżegany przez Bellę aby w końcu uwieńczyć dzieło Czarnego Pana i sprowadzić na wszystkich jego zwolenników wieczną chwałę i fiestę. W ich kręgu to był zaszczyt, zaszczyt który spotkał syna Lucjusza Malfoya za jego niesubordynacje i porażkę. Chociaż tak naprawdę zadanie dla Draco było przewidziane już dużo, dużo wcześniej, a przynajmniej taka była moja teoria, dlatego codziennie zastanawiałam się dlaczego padło na mnie? Przecież moja siostra wydawała się idealną kandydatką na żonę kogoś takiego jak Malfoy, jednak wybrano mnie. Z całego serca wątpiłam w to by mój ojciec szanował jej miłość z Theo o której przecież nawet nie wiedział! Zatem wiedziałam, iż istniał powód abym to właśnie ja stanęła u jego boku, jednak czemu?

Nie miałam najmniejszego pojęcia.

— Draco, Ty nie jesteś mordercą.—powiedział ciepło Dumbledoore.

Przekręciłam głowę w stronę panoramy aby moje łzy spłynęły bez świadków po moich policzkach, jednak on mnie racje. Draco nigdy nie był i nie będzie mordercą, dlatego coraz mocniej wątpiłam w fakt, iż będzie w stanie rzucić zaklęcie niewybaczalne.

— Wykończ go.—szepnęła Bella.

Draco obejrzał się w jej stronę gdy ta znajdowała się bardzo blisko jego policzka i niemal, jak zły duch, szeptała mu na ucho to co każdy z nas wiedział.

— Skąd wiesz kim jestem?!—krzyknął panicznie chłopak.— Mógłbym Cię wykończyć jednym ruchem różdżki.

Dumbledoora wpatrywał się w chłopaka jak zagubionego wnuczka, starając się odwieść go od pomysłu, jednak wiedziałam, iż był zbyt wielkim czarodziejem aby błagać kogoś o litość. Nie próbował walczyć, a jego różdżka, która spadła z Wieży Astronomicznej gdy udało się go rozbroić jak małe dziecko, wzbudzała we mnie wiele wątpliwości. Coś musiało być nie tak, jakby właśnie tego spodziewał się stary czarodziej, jakby wszystko szło po jego myśli. Naprawdę nie chciałam wierzyć w nasz łud szczęścia, iż Dumbledoore, który zawsze wiedział dosłownie wszystko i był przygotowany na każdą ewentualność, właśnie teraz był kompetnie bezbronny.

Tylko głupiec kwestionowałby jego potęgę.

—Astoria.—powiedział ciepło i uśmiechnął się do mnie.

Moje imię padło z jego ust jak najmilsza dla ucha prośba, co sprawiło, iż zwróciłam swoją twarz w jego kierunku. Nie chciałam spotkać się z jego mądrymi oczami, ponieważ było mi cholernie, ale to cholernie wstyd za swoje zachowanie. Wychował mnie, nauczył od podstaw wszystkiego, dał możliwość rozwoju, a teraz miałam stać i przypatrywać się jak umiera?

Taka była moja rola.

— Powiedz mi jak Draco ma być mordercą skoro oni nie mają żadnych słabości, a ta Dracona stoi właśnie przede mną?

Wpatrywał się we mnie niczym nauczyciel oczekujący poprawnej odpowiedzi, ale wiedziałam, iż chodziło o mnie. Bella natomiast odrazu spojrzała na moją zrujnowaną buzie, a jej spojrzenie wyrażało wrogość co do mojej postawy, aby zniechęcić mnie jakoś do przejścia na poprawną stronę od której byłam naprawdę sekundy.

Bound to fall in love| D. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz