30.

59 13 2
                                    

Następnego dnia ledwo się obudziła. Bolała ją głowa i oczy, gardło miała wyschnięte a w umyśle - mętlik. Jedyne, co było dobre to wygodne łóżko i półmrok w pokoju. Ktoś na szczęście zasłonił okna i światło dnia nie wpadało do pokoju i nie drażniło jej wzroku.

Niewiele pamiętała. W klubie bawiła się świetnie, zresztą wszystkie trzy były zadowolone z imprezy. Towarzystwo z "bańki" Radka i Tomka było różne, jedni zadzierali nosa i patrzyli na nie z lekceważeniem, inni starali się być przyjaźni. Ale one trzy miały siebie i nie czuły się gorsze od reszty.

"O wartości człowieka nie świadczy ani jego miejsce zamieszkania, ani liczba zer na koncie. - to wczoraj powiedziała Daria, jedyna trzeźwa z nich trzech. - Będziemy się bawić tak, jak chcemy, a tych bufonów nie zamierzam brać pod uwagę".
W sumie bawiły się we cztery, bo Mysza towarzyszyła im przez prawie cały czas. Później wyniosły się do małej salki, gdzie nadal było słychać muzykę i zaczęły się bawić tak, jak na pamiętnej imprezie urodzinowej, rywalizując, która będzie bardziej giętka, wiotka i wysportowana.

Patrząc, jak się świetnie bawią w swoim towarzystwie, kilka innych dziewcząt też chciało do nich dołączyć. Przyjaciółki pozwoliły, ale postawiły sprawę jasno:
- Bufony i bufonice mają miejsce tam - Daria wskazała kierunek do głównej sali klubowej. - Tutaj nie ma miejsca na pogardę i manifestowanie poczucia własnej wyższości. Tu jest tylko dobra zabawa.

Jednej z tych zadufanych w sobie, co nie mogła się nadziwić, jakim cudem Daria uwiodła Adonisa, kazały odejść:
- Psujesz nam zabawę, złotko - skrzywiła się Marta i demonstracyjnie odwróciła się od tamtej.
Kelnerka donosiła im drinki i przekąski, a one, rozbawione, straciły rachubę pochłoniętego alkoholu. Tyle, że ruchy stawały się coraz mniej skoordynowane, uśmiech szerszy a rozmowy głośniejsze. A kiedy Marta straciła równowagę i klapnęła na tyłek, Daria, jedyna trzeźwa w tym towarzystwie, zawołała chłopaków i zarządziła odwrót.

Tyle Kleo pamiętała. Plątały jej się jeszcze w pamięci jakieś pojedyncze obrazy... wychodzili z klubu, byli szczęśliwi... a później pojawił się....
- Ariel? - wyszeptała z trudem, patrząc na wchodzącego do pokoju mężczyznę, niosącego przed sobą tacę ze śniadaniem.
Postawił ją obok Kleo, na tyle daleko, żeby dziewczyna jej niechcący nie zrzuciła. Usiadł obok i uśmiechnął się, patrząc na nią z troską. Delikatnie położył rękę na jej czole i przez chwilę przytrzymał, a później ujął nadgarstek i sprawdził puls:
- Jak się czujesz, księżniczko? - zapytał łagodnie.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Zakręciło jej się w głowie i jęknęła, a on podał jej szklankę z jakąś musującą zawartością. Przytrzymał jej naczynie przy wargach:
- Spokojnie, księżniczko. To Alka seltzer, pomoże ci dojść do siebie.
A później, kiedy ponownie opadła na łóżko, dodał:
- Zjesz odrobinę lekkostrawnego śniadania, będziesz piła dużo wody z elektrolitami i odpoczywała. Za dwie godziny poczujesz się dobrze.

- Ale skąd ty... tutaj... Gdzie właściwie jesteśmy?
- W hotelu "B&B". Wczoraj... A w zasadzie dzisiaj - poprawił się - przyniosłem cię tutaj. Rozebrałem, ułożyłem, otuliłem i pilnowałem, czy spokojnie śpisz - wyliczył.
Kleo obdarzyła go uśmiechem:
- Dzięki, Ariel. Czyli my nie...

- Nie, księżniczko - zaprzeczył łagodnie. - Potrzebowałaś odpoczynku. Mam nadzieję, że zabawa była udana? Kiedy odbierałem cię z klubu, wyglądałaś na zadowoloną.
Zawstydziła się. Z momentu wyjścia z klubu i spotkania z Arielem nic nie pamiętała:
- Ja nigdy jeszcze.... - spuściła wzrok a rumieniec zażenowania wypłynął na jej policzki.

Mężczyzna roześmiał się i pomógł jej usiąść, a następnie położył jej na kolanach tacę ze śniadaniem:
- Moja mała księżniczka się upiła. I to tak, że urwał jej się film. Nic, maleńka, nie przejmuj się. Nie jest to powód do dumy, ale raz w życiu każdemu się może zdarzyć. Teraz zrób, co powiedziałem, a poczujesz się lepiej.

Miłość niejedno ma imię. W małym miasteczku i poza nim / 18+ / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz