Nie jestem fanką literatury oświeceniowej, uważam ją za moralizatorską, sztampową i dość nudną. Na studiach ten semestr był męczarnią i nie byłam w stanie zapoznać się z czymś więcej niż obowiązkowymi lekturami. Dlatego na ,,Pijaków" poszłam praktycznie z czystą kartą i głównie ze względu na Patryka Szwichtenberga (co ja poradzę, podoba mi się XD).
Akcja rozgrywa się w majątku niejakiego pana Pijakiewicza, który gości u siebie gromadę przyjaciół - panowie zajmują się przede wszystkim piciem, a negatywne skutki uboczne także leczą wódką. Będąc pod wpływem alkoholu, Pijakiewicz obiecuje jednemu z kompanów rękę swojej synowicy Teresy, chociaż dziewczyna jest z wzajemnością zakochana w panu Sobreckim - ten jednak ma tę wadę, że nie pije, co w oczach Pijakiewicza jest niewybaczalnym przestępstwem.
,,Pijacy" rzeczywiście nie są zbyt fascynującą historią. Po części jest to chyba wina samego materiału - jak to w oświeceniu, mamy dużo moralizatorstwa, postacie są bardzo jednowymiarowe i każdy sprowadza się właściwie do jednej cechy, sama fabuła jest traktowana jako dodatek do ,,pouczania" i nie jest jakaś ciekawa czy emocjonująca - przez większość czasu mamy tu do czynienia z ciągiem takich samych scen, gdzie Pijakiewicz i kompania się upijają, potem mają kaca i przyrzekają trzeźwość, a potem znowu piją. Realizacja także nie pomaga. Reżyser Artur W. Baron przeniósł akcję we współczesne czasy, co było dość ciekawym zabiegiem, jednak chwilami było w tym za dużo dziwnej symboliki i wrzucanych przypadkowo modernistycznych zabiegów - sceny, gdzie nagle bohaterowie zaczynają się ruszać w dźwięk współczesnej muzyki lub walca z ,,Nocy i dni" niewiele wnosiły, a obecności ,,Bitwy pod Grunwaldem" podczas tego ostatniego tym bardziej nie rozumiem.
Nie znaczy to jednak, że spektakl jest porażką. Jest kilka naprawdę zabawnych scen opartych na błyskotliwym koncepcie. Są też fragmenty, które rzeczywiście spełniają odpowiednią rolę i pokazują ludzi w krzywym zwierciadle, zwracają uwagę na problem alkoholizmu - z jednej strony będący obiektem kpin, a z drugiej skrywający przecież prawdziwe dramaty. Słynne ,,ze mną nie napijesz", przekonanie, że aby się dobrze bawić czy zrobić interes: trzeba postawić, były naprawdę dobre, budziły śmiech i utwierdzały w przekonaniu o aktualności tematu.
Jako ,,obrazek", sam spektakl także ogląda się dobrze. Scenografia jest dość prosta i symboliczna, oparta na stole, szarych płatach oraz butelkach, ale wygląda bardzo ładnie, a żyrandol to majstersztyk! Kostiumy Doroty Roquelpo także bardzo mi się podobały - co prawda, niektóre wyglądają, jakby pochodziły z sieciówek, ale suknie pań są cudowne i przykuwają wzrok, pod koniec aż nie mogłam oderwać od nich oczu.
Teatr wzbogacił także tekst Bohomolca o warstwę muzyczną - nie jest to musical, ale od czasu do czasu akcja jest przerywana piosenkami, które komentują rzeczywistość. Najlepiej ze śpiewem zdecydowanie radzą sobie Patryk Szwichtenberg i Justyna Schneider, ale cała obsada dobrze się sprawdziła w czymś, co można nazwać piosenką aktorską - moje serce zdobyło ,,Leżę" w wykonaniu Juliusza Krzysztofa Warunka. Pojawiają się też układy taneczne, które dopełniają całość i bardzo przyjemnie się je ogląa.
CZYTASZ
Shitpost musicalowy
RandomPo prostu shitpost o różnych musicalach, piosenkach, spektaklach. Więcej informacji w pierwszej notce. Okładka autorstwa @VaeVia z @WNTGOfficial, dziękuję jej bardzo :)