31

666 26 0
                                    

- Hej, mamo - powiedziałam słysząc jak odebrała połączenie.

Dochodziła godzina osiemnasta, kiedy siedziałam przed domem głównym na trawie. Cały dzień spędziłam z Tristanem, po tym jak dowiedziałam się o wszystkim byłam zbyt zamyślona oraz zdezorientowana, więc układałam sobie to czego się dowiedziałam w głowie. Później uznałam, że chyba najlepiej będzie, jeśli zajmę się czymś. Dlatego znowu uciekając z domu wybrałam się z Williamem i Tristanem do miasta. Pierwszy mężczyzna miał z kimś spotkanie, a drugi mi towarzyszył. Prawdę mówiąc po prostu zajrzeliśmy do kawiarnii, później pochodziliśmy po ulicach zaglądając do jakiś sklepów udając normalne osoby. Brakowało mi tego. Chodzenia po mieście, które tętniło życiem, pełne szczęśliwych lub mniej ludzi, spotykania się ze znajomymi w barach, mojej rodziny i rutyny, którą kiedyś miałam. Nie żałowałam bycia z Malcolmem, ale wiedziałam, że już nigdy nie wróci to co miałam kiedyś. Przytłaczało mnie to w jakiś sposób, dlatego postanowiłam zadzwonić do mojej rodzicielki.

- Hej, słońce, co u was? Dajesz sobie radę? - spytała, a ja milczałam za długo, bo sama odpowiedziała. - Nie za dobrze.

- To wszystko jest takie popaprane. Chciałabym wrócić do domu, żeby odpocząć, ale wiem, że nie mogę, mamo. Nie mogę wszystkiego rzucić, bo mam zobowiązania wobec stada będąc Luną, poza tym przepowiednia, która nie daje o sobie zapomnieć, kłamstwa, które nagle wychodzą lub inne tajemnice.

- Skarbie, życie zawsze rzuca kłody pod nogi, trzeba nauczyć się je przeskakiwać - oznajmiła z troską w głosie. - Nie możesz się poddawać, wszystko się dzieje w jakimś celu, doskonale o tym wiesz.

Kiedy byłam młodsza pierwsze zdanie nie raz słyszałam od mojej mamy. W szczególności gdy odnosiłam wrażenie, że cały świat jest przeciwko mnie. Zawsze mnie to irytowało, ale teraz odbierałam to inaczej. Przede wszystkim dlatego, że byłam starsza i życie nauczyło mnie innego postrzegania rzeczywistości. Drugim powodem był fakt, że potrzebowałam to usłyszeć.

- Marie, drzwi do domu zawsze będą dla ciebie otwarte. Jesteśmy rodziną, więc będziemy cię wspierać we wszystkim co zrobisz. - uśmiechnęłam się delikatnie na jej słowa.

- Dzięki, to by pewnie pomogło gdybym wiedziała, że jeśli zrobię coś złego to dostanę o was po głowie.

- Jesteś dorosła, podejmowanie decyzji oraz zbieranie konsekwencji za nie jest tego częścią. Więź, przepowiednia, a przy tym bycie Luną to ogromna odpowiedzialność i brzemię, które taszczysz ze sobą, ale nie możesz się tym przerażać. Nie jesteś w tym sama, masz Malcolma.

- Wiem, ale chyba żyjemy w jakiejś bańce mydlanej momentami, a gdy z niej wychodzimy to sprzeczamy się.

- Musicie więcej rozmawiać, po prostu, bo przez to nie wiecie za dużo o tym co myślicie. Nawzajem nie chcecie zajmować sobie głowy kiedy pojawiają się inne problemy niż te, które teraz was dotyczą.

Zauważyłam mojego przeznaczonego w oknie, którego wzrok był skupiony na mnie, dlatego wiedziałam, że słucha całej rozmowy. Westchnęłam cicho nie kontynuując już tego tematu z moją rodzicielką. W zamian tego zmieniłam go mówiąc o jakiś innych pierdołach. Kiedy skoczyłam rozmowę od razu znalazłam się w gabinecie bruneta.

- To niekulturalne podsłuchiwać. - oznajmiłam prawdopodobnie przyprawiając go o mały zawał serca.

Nie spodziewał się, że znajdę się tuż za jego plecami. Wziął głęboki oddech nie odwracając się jeszcze do mnie. Zamiast tego patrzył w dalszym ciągu przez szybę.

- Przepraszam.

Wystarczyło tylko to jedno słowo, żeby zbić mnie z tropu. Stałam tam patrząc na jego plecy, a przy tym czekając czy powie coś jeszcze. Chyba to wyczuł, ponieważ nareszcie obrócił się w moją stronę, po czym powolnym krokiem zbliżył się do mnie.

Pod Osłoną NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz