40. Deathly Hallows I

552 14 0
                                    

Do poranków w Malfoy Manor nigdy nie byłam zbytnio przyzwyczajona i tak samo było tym razem. Dlatego też gdy przeciągnęłam się leniwie, siadając na łóżku poczułam się nieswojo, jednak twarz Draco, która dalej skąpana była w moich czekoladowych włosach i jedwabnej pościeli dawała mi poczucie, iż właśnie tutaj jest mój dom. Jego usta były lekko rozchylone, włosy w nieładzie, a klatka piersiowa unosiła się spokojnie hipnotyzując mnie. Udało mi się.

Chłopak przeżył.

Opuściłam bose stopy na wygodny dywan, a na swoje ciało zarzuciłam sweterek chłopaka i spódnice od mojego mundurku szkolnego, który pospiesznie zdjął ze mnie Draco, gdy przebrał mnie we śnie w jego koszule. Postanowiłam przejść się po rezydencji, nie chcąc pokazywać się na oczy Narcyzie i Lucjuszowi ponieważ nie byłam pewna, czy Draco rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, a było mi cholernie wstyd. Dlatego też zignorowałam wielkie schody na dół, prosto do jadalni i przemykałam między tysiącem korytarzy, które znałam już na pamięć. Oczywiście nie obyło by się bez pogadanki z moim ulubionym pradziadkiem, gdy przeszłam obok masy portretów w holu.

— Dzień dobry.—powiedziałam z uśmiechem.

Armand Malfoy zerknął na mnie jakby mrużąc oczy, zanim faktycznie rozpoznał we mnie tę samą malutką dziewczynkę, która raz, w poszukiwaniu toalety zagubiła się w wielkim dworze i natknęła się na przyjemnego starca. Oczywiście to, iż był dla mnie sympatyczny, na pewno było spowodowane moim nazwiskiem ponieważ w przeciwnym wypadku na pewno została bym zbesztana.

— Ah, to Ty.—westchnął z małym uśmiechem.— Już myślałem, że Lucjusz rezygnował z Waszego małżeństwa.

Dreszcz przeszedł po moich plecach, gdy usłyszałam tę frazę. Miałam nadzieje, iż były to tylko bezsensowne przemyślenia spowodowane moją długą nieobecnością, a niźli faktyczne wątpliwości mojego przyszłego teścia.

— Na szczęście nie.—powiedziałam, opierając ciężar ciała na drugiej nodze.— Zabawie tu więcej niż sama mogłabym się tego spodziewać.

Mężczyzna uśmiechnął się na moje słowa, a reszta postaci w portretach przyglądała mi się bardzo ciekawie, zapewne z uwagi ja fakt, iż bardzo mało gości odwiedzało rodzine Draco, dlatego byłam tutaj swego rodzaju sensacją, nawet jeśli już dawno mnie widziano.

— Wyśmienicie.—klasnął w dłonie.— Na szczęście moja rodzina ma jeszcze na tyle przyzwoitości, iż szanuje czystą krew.

Zerknęłam, iż kobieta obok Armanda prychnęła na jego słowa i wywróciła oczami, a była nikim innym jak jego żoną. O ile dobrze pamiętałam, gdy ostatnio rozmawialiśmy, ich małżeństwo także zostało zaaranżowane. W czasach w których przyszło im żyć zdarzało się to o wiele częściej niż teraz, jednak stare rody dalej nie odchodziły od tej tradycji.

— Ty wiesz do kogo mówisz? Ona nosi nazwisko Greengrass.—powiedziała z błyskiem w oku.

— Kobieto, idź spać.—westchnął, jednak cień uśmiechu przemknął przez jego wargi.— Już niedługo będzie Malfoy.

Para pięknych i przenikających oczu kobiety znów spoczęła na mojej sylwetce, a ja poczułam się niesamowicie głupio, iż jednak nie miałam na sobie bardziej zabudowanego stroju. Co prawda nie rozmawiałam z realnymi osobami, a jedynie portretami, jednak dalej czułam respekt i poszanowanie do starszych i tak bardzo szanownych przodków Draco.

— Słodziutka, odwiedzaj nas częściej. Mam nadzieje, iż Narcyza dba o Ciebie, jesteś strasznie chuda.—powiedziała.

Prawda była taka, iż Celest Malfoy, żona Armanda była kobietą przy kości ponieważ właśnie takie ideały i kanony piękna funkcjonowały w jej czasach, jednak moja mizerność była związana z szybkim trybem życia i dużą dawką stresu ponieważ jadałam normalnie i dzięki Bogu, nie skarżyłam się na problemy ze zdrowiem.

Bound to fall in love| D. MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz